Dzisiejsze niebo |
W
drodze i w samym Raciążu myślałem dużo o Zajeździe
Zagłoba. Panowała w nim atmosfera niesamowitości. To było coś w rodzaju
nastroju grozy.
Właściciel
zajazdu był miłym człowiekiem. Wydawało mi się, że jedną dłoń ma sztuczną, co
rozgrzało moją wyobraźnię, która podpowiadała, że znalazłem się w miejscu
niezwykłym.
Tajemnicze
opowieści właściciela o miejscu, na którym zajazd był usytuowany, jak
wspomniałem, na terenie piaszczystym, bez żył wodnych, zdawały się sugerować,
że pierwszy gospodarz tego miejsca miał wiedzę ponadprzeciętną. To rodzi różne
skojarzenia!
Wielkie,
wielkie lustro w jadalni połączonej z barem sprawiało, że wszystko widziałem
podwójnie – w rzeczywistości i lustrzanym odbiciu.
Zostawiam
tajemniczy zajazd i wracam na trasę.
Z
Raciąża wyszedłem 25 maja 2009r. w piątek w kierunku Płocka, który był moim
celem na ten dzień.
Wcześnie,
bo o godzinie 527, ruszyłem z kopyta w drogę.
Nie
dajcie się zwieść temu "z kopyta”, ponieważ
bąble na nogach bolały mnie jak... Nie powiem co. Po kilku kilometrach
zapomniałem o bólu. Modliłem się, śpiewałem, patrzyłem na świat oczami pełnymi
nadziei, a w sercu trochę drżałem na myśl o tych 44 kilometrach przede mną!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz