27 maja 2009r. o
godzinie 736 wyruszyłem w najdłuższy etap pielgrzymki z Gostynina do
Borysławic.
Idę drogą wojewódzką. Jest dużo spokojniej niż przy krajówkach. Siedzi mi w głowie te
około 60 kilometrów do przejścia.
Dobrze, że 10
kilometrów mam już za sobą. Trochę lżej na duszy!
Denerwują mnie psy,
które czy trzeba, czy nie, szczekają jak głupie! Za każdym razem tłumaczę sobie,
że to tylko psia natura.
Na końcu wsi Kozice
usłyszałem piękny rechot żab. Dawno nie słyszałem tego odgłosu. Podglądałem też
zalecające się do siebie żaby. Łobuziaki!
Chwila odpoczynku i w
drogę!
Trochę sam siebie
poganiam, ale czas mam niezły. Dzisiaj praktycznie nie czuję bólu stóp. Kiedy
jestem pewny, że w pobliżu nie ma ludzi, modlę się na cały głos i rozmawiam z
drzewami, ptakami i padłymi przy drodze zwierzętami.
Jeśli ktoś z ukrycia
podglądał mnie, musiałem stanowić interesujący przypadek!
Nawet nie zauważyłem,
jak po godzinie 19. dotarłem na miejsce mojego noclegu!
Po 13 godzinach marszu
z krótkimi przerwami przeszedłem 61 albo 62 kilometry.
Jestem po kolacji. Leżę
na łóżku. Przybyło mi co najmniej dwa bąble. Nóg nie czuję.
Jutro ostatni etap
mojej fizycznej pielgrzymki!
Ile przede mną etapów pielgrzymki duchowej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz