W bobrzej zagrodzie |
W minioną sobotę wybrałem się do znanych mi żeremi
bobrowych. Co to była za wyprawa!
Pojechałem w krótkich spodenkach i butach sportowych. A tam
dosłownie wybuch życia przyrody. Nie tylko pełno kwiatów, ale i pokrzyw, które
niemiłosiernie traktowały moje nieosłonięte nogi.
A niech tam! Pomyślałem. Skoro już tu jestem, to muszę
zobaczyć postępy w bobrowych pracach. Wytrzymam! I brnąłem w morzu zieloności z
zaciśniętymi z bólu zębami.
W końcu dotarłem do drzewa, które w moim przekonaniu powinno
być już ścięte, a wcale takie nie było!
Drzewko nadal się trzyma |
Pogroziłem w duchu bobrowi, choć widziałem po drodze, że
czasu nie marnował. Ktoś próbował go przechytrzyć i wmontował
zwierzakowi w tamę beczkę bez dna, która miała przepuszczać wodę, aby się nie piętrzyła.
Szukanie sposobów na bobra |
Bóbr nie dał się nabrać i zręcznie dziurę uszczelnił.
Nie wiem czy jeszcze tam pójdę w rozkwicie wiosny i lata. Może
późną jesienią, kiedy przyroda przyśnie. Ale nie żałuję i warto było nogi
poparzyć, żeby zobaczyć to miejsce takie odmienione. Macewy tonęły w zieleni. Ptaki
szalały ze śpiewem. Dotarło do mnie, w jakim pięknym miejscu, pełnym życia,
nasi starsi bracia w wierze, umiejscowili cmentarz!
Pamięć w powodzi zieleni |
Co myślałem, kiedy przedzierałem się przez pokrzywowe królestwo?
Pomyślałem sobie, że Telimena ze swoimi mrówkami może się
schować! I choć zakończenie mojej przygody było może mniej podniecające niż
jej, to odetchnąłem z ulgą, kiedy znalazłem się w samochodzie i zapaliłem
silnik!
I dzień zgasł |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz