27 maja 2015

Co z tym bobrem?

W bobrzej zagrodzie
W minioną sobotę wybrałem się do znanych mi żeremi bobrowych. Co to była za wyprawa!
Pojechałem w krótkich spodenkach i butach sportowych. A tam dosłownie wybuch życia przyrody. Nie tylko pełno kwiatów, ale i pokrzyw, które niemiłosiernie traktowały moje nieosłonięte nogi.

A niech tam! Pomyślałem. Skoro już tu jestem, to muszę zobaczyć postępy w bobrowych pracach. Wytrzymam! I brnąłem w morzu zieloności z zaciśniętymi z bólu zębami.
W końcu dotarłem do drzewa, które w moim przekonaniu powinno być już ścięte, a wcale takie nie było!
Drzewko nadal się trzyma

Pogroziłem w duchu bobrowi, choć widziałem po drodze, że czasu nie marnował. Ktoś próbował go przechytrzyć i wmontował zwierzakowi w tamę beczkę bez dna, która miała przepuszczać wodę,  aby się nie piętrzyła.
Szukanie sposobów na bobra

Bóbr nie dał się nabrać i zręcznie dziurę uszczelnił.
Nie wiem czy jeszcze tam pójdę w rozkwicie wiosny i lata. Może późną jesienią, kiedy przyroda przyśnie. Ale nie żałuję i warto było nogi poparzyć, żeby zobaczyć to miejsce takie odmienione. Macewy tonęły w zieleni. Ptaki szalały ze śpiewem. Dotarło do mnie, w jakim pięknym miejscu, pełnym życia, nasi starsi bracia w wierze, umiejscowili cmentarz!
Pamięć w powodzi zieleni

Co myślałem, kiedy przedzierałem się przez pokrzywowe królestwo?

Pomyślałem sobie, że Telimena ze swoimi mrówkami może się schować! I choć zakończenie mojej przygody było może mniej podniecające niż jej, to odetchnąłem z ulgą, kiedy znalazłem się w samochodzie i zapaliłem silnik!
I dzień zgasł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...