Leżę
z obolałymi nogami w Zajeździe Leśnym i oglądam finał Ligi Mistrzów.
Na rzymskim Stadio Olimpico Barcelona wygrała z Manchesterem United 2:0.
Oglądałem
mecz i myślałem o przeżytym dniu.
Za
Dąbrowicami trzech młodych ludzi szczerze namawiało mnie, żebym z nimi trochę
podjechał. Podziękowałem i odmówiłem!
Przed
Kłodawą facet z wąsami zatrzymuje się i mówi: Wsiadaj! Ja: Muszę iść! On:
Wsiadaj! Uparłem się, a on uśmiechnął z niedowierzaniem.
Później
jeszcze dwa razy mnie mijał. Po drodze zatrzymywał się. Pewnie załatwiał
sprawy. Pomyślałem, że pieszo idę szybciej, niż on jedzie samochodem.
Za
Kłodawą zagadnął mnie mężczyzna i pytał, dokąd wędruję. Twierdził, że mijał mnie przed Kłodawą.
Zrozumiałem,
skąd to zainteresowanie moją osobą. Odpowiedziałem, że dzisiaj idę do Borysławic, a w ogóle
do Lichenia.
Powiedział, że jutro dojdę. Zdradziłem mu, że mam taki zamiar. Życzył mi powodzenia i
pożegnaliśmy się.
Dzisiaj
kilka kilometrów szedłem w deszczu. Nie było mowy o postoju, bo bałem się, że
nie dojdę do miejsca noclegu.
Jak
dobrze pójdzie, jutro będę nocował w Arce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz