To
nie zapowiedź filmu z Russellem Crowe o tym samym tytule.
To
historia z życia wzięta, choć film również powstał na kanwie prawdziwych
wydarzeń.
Wczoraj
uczestniczyłem w wyborach prezydenckich z młodszym synem. Pomagał mi oddać głos
i odbierał przy okazji edukację obywatelską. Później nawet o tym nie pomyślał.
Nie czekał na wyniki wyborów. Dzisiaj nawet nie zapytał, kto wygrał. Ani słowa!
Nie
to, co ja!
Czekałem,
jak głupek, z lekko podniesionym ciśnieniem na sondażowe wyniki wyborów, choć
nie wiązałem z nimi żadnych indywidualnych nadziei.
Dopiero
po kilku, kilkunastu minutach gapienia się, jak baran, z jednej strony na
przeszczęśliwych ludzi w sztabie wyborczym jednego kandydata, z drugiej na
przesmutnych, choć też ludzi, w sztabie drugiego; gapienia się na słupki
statystyczne; wsłuchiwania się w relacje dziennikarzy podnieconych podnieceniem
rodem nie z ogłaszania wyników wyborczych…, dopiero wtedy do mnie dotarło, że
mnie to nie dotyczy.
Szybko
zająłem się sprawami, które mogą mieć istotny wpływ na moje najbliższe życie,
jeśli jeszcze będzie trwało.
Mój
syn inaczej. Ten zadbał przede wszystkim o to, co konieczne. Wczoraj położył
się spać o odpowiedniej porze, nie czekając na głupie wyniki. Dzisiaj odrobił pracę domową. Zadbał o to, aby mieć chwilę relaksu.
Robił
to, co trzeba! Myślał o tym, co dotyczyło w danej chwili własnie jego!
Piękny
umysł, skupiony na istocie życia!
Ja,
zanim w tym czasie zrozumiałem, co jest dla mnie istotne, przekopałem tony politycznych i
obyczajowych śmietników, i skatowałem tym swój biedny umysł!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz