W drodze pojawiły się
problemy z ustawieniem noclegów w rozsądnych od siebie odległościach. W Płocku
walczyłem ze znalezieniem noclegu w odległości około 30-40 kilometrów, ale
poległem.
Stanęło na tym, że w
sobotę 26 maja będę nocował w Gostyninie, czyli do przejścia miałem około 21
kilometrów.
Co to jest dla mnie,
pomyślałem i raniutko ruszyłem w drogę. No dobrze, początkowo pokuśtykałem, ale
po godzinie rozchodziłem nogi i obolałe stopy zdawały się mniej dokuczać.
O godzinie 1106
do Gostynina zostało mi około 3 kilometrów.
Droga jakby układała
się pode mnie. Szerokie pobocza sprawiały, że mogłem dowolnie chwiać się na
obolałych nogach i byłem bezpieczny.
Za Łęckiem wędrowałem
kilka kilometrów ścieżką dla pieszych i rowerzystów. Luksus!
Droga w dużej mierze biegła przez liściaste lasy. Nie zabrakło po drodze też krzewów róż. Pięknie pachniało różami, ale i w lesie,
bo akacje zaczęły kwitnąć.
Ból stóp dał znać o
sobie, kiedy przechodziłem przez strefę remontów drogowych.
Po drodze nabawiłem się
dziwnego uczulenia w okolicach pachwin i stóp. Wczoraj kupiłem wapno i piję je
na potęgę. Uczulenie jakby przyblakło.
W przydrożnym barze
przed Gostyninem postanowiłem wypić kawę. Zdjąłem buty i postawiłem obolałe stopy na terakocie tarasu. Skarpet nie zdjąłem, bo bałem się, że mogę zerwać plastry. Mimo to czułem przyjemnych chłód płytek.
Rozmyślam o dalszej
drodze. Oprócz dzisiejszego zostało mi jeszcze dwa dni wędrowania. Jutrzejszy dzień to będzie
prawdziwe wyzwanie, bo wędruję z Gostynina do Borysławic (7 km za Kłodawą) do
Zajazdu Leśnego. To będzie ponad 60 kilometrów!
Co czuję? Staram się
wierzyć, że jeśli wyjdę o wschodzie słońca, to do północy powinienem stanąć na
popas!
Jest jednak dzisiaj i
jeszcze kawał dnia przede mną. Przed południem zjawiam się w Gostyninie.
Teraz zameldować się w
hotelu sportowym przy stadionie, odświeżyć i ruszyć na poszukiwanie szewca.
Zauważyłem po drodze, że padł mi jeden sandał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz