9 maja 2015

Pielgrzymka heretyka [10]

W drodze pojawiły się problemy z ustawieniem noclegów w rozsądnych od siebie odległościach. W Płocku walczyłem ze znalezieniem noclegu w odległości około 30-40 kilometrów, ale poległem.

Stanęło na tym, że w sobotę 26 maja będę nocował w Gostyninie, czyli do przejścia miałem około 21 kilometrów.
Co to jest dla mnie, pomyślałem i raniutko ruszyłem w drogę. No dobrze, początkowo pokuśtykałem, ale po godzinie rozchodziłem nogi i obolałe stopy zdawały się mniej dokuczać.
O godzinie 1106 do Gostynina zostało mi około 3 kilometrów.
Droga jakby układała się pode mnie. Szerokie pobocza sprawiały, że mogłem dowolnie chwiać się na obolałych nogach i byłem bezpieczny.
Za Łęckiem wędrowałem kilka kilometrów ścieżką dla pieszych i rowerzystów. Luksus!
Droga w dużej mierze biegła przez liściaste lasy. Nie zabrakło po drodze też krzewów róż. Pięknie pachniało różami, ale i w lesie, bo akacje zaczęły kwitnąć.
Ból stóp dał znać o sobie, kiedy przechodziłem przez strefę remontów drogowych.
Po drodze nabawiłem się dziwnego uczulenia w okolicach pachwin i stóp. Wczoraj kupiłem wapno i piję je na potęgę. Uczulenie jakby przyblakło.
W przydrożnym barze przed Gostyninem postanowiłem wypić kawę. Zdjąłem buty i postawiłem obolałe stopy na terakocie tarasu. Skarpet nie zdjąłem, bo bałem się, że mogę zerwać plastry. Mimo to czułem przyjemnych chłód płytek.
Rozmyślam o dalszej drodze. Oprócz dzisiejszego zostało mi jeszcze dwa dni wędrowania. Jutrzejszy dzień to będzie prawdziwe wyzwanie, bo wędruję z Gostynina do Borysławic (7 km za Kłodawą) do Zajazdu Leśnego. To będzie ponad 60 kilometrów!
Co czuję? Staram się wierzyć, że jeśli wyjdę o wschodzie słońca, to do północy powinienem stanąć na popas!
Jest jednak dzisiaj i jeszcze kawał dnia przede mną. Przed południem zjawiam się w Gostyninie.

Teraz zameldować się w hotelu sportowym przy stadionie, odświeżyć i ruszyć na poszukiwanie szewca.
Zauważyłem po drodze, że padł mi jeden sandał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...