Kończę
ten cykl, którego treść jest telegraficznym skrótem niewielkiej książki opisującej nie tylko tę konkretną pielgrzymkę, ale też inne wędrówki po
bezdrożach niedowiarka czy wręcz heretyka ze mną w roli głównej.
Każdy
jednak szuka swojej przystani. Nie wszyscy jednak mają szczęście spocząć w
spokojnej tawernie po burzliwym rejsie.
Dzisiaj
przyjechali ludzie z gminy, z którymi jutro wracam do domu.
Cały dzień rozmów o tym, co
powinno zostać w domu.
Przechadzki
po terenie sanktuarium, nasiadówa w barze szybkiej obsługi z kurczakiem i
kebabem, no i przede wszystkim z piwem, na które nie brakuje amatorów.
Chodzę
w towarzystwie kilku mężczyzn. Ani słowa o sprawach ducha. Najpierw poszukiwanie
miejsca noclegowego dla przyjezdnych, a później ponad godzina dyskusji o
polityce.
Cholera,
myślałem leżąc nocą w łóżku, nie wiem, po co niektórzy ludzie tu przyjeżdżają. Może po
to, aby na chwilę wyrwać się z domowej codzienności, odetchnąć innym
powietrzem, zasmakować w towarzystwie innych ludzi i przekonać się, że tam, za
skrawkiem przestrzeni, jest dokładnie tak samo, jak za furtką własnego
podwórka.
Skutecznie
zostałem wybudzony z mojego pielgrzymkowego odrętwienia i przywrócony
codzienności.
Jutro
nocuję w domu! Pielgrzymowanie to wspaniała duchowa przygoda, a jednak cieszę
się na jutro jak dziecko!
Jeszcze
nadzieja, że będzie czas na przemyślenie ostatnich dni. Na pewno też będzie
tęsknota za tą przestrzenią, która dzisiaj za mną, a jutro znów przede mną!
Wszyscy
wiemy, że nie ma miejsca na Ziemi, gdzie poczulibyśmy się naprawdę w domu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz