Gość czy gospodarz? |
Czasem
udaje mi się zatrzymać na chwilę i cieszyć naprawdę prostymi sprawami.
Wiem
też, że małymi krokami człowiek jest w stanie dojść dalej niż w siedmiomilowych
butach.
Przez
lata byłem niczym bajkowy zając. Nie wyśmiewałem powolności żółwia i tych, co
krok po kroku szli i idą uparcie w kierunku obranego celu, nie zbaczając z drogi.
Żyłem
zrywami, po których trzeba było odpocząć. Odpoczywałem niekoniecznie z powodu zmęczenia,
ale np. dlatego, że niby miałem czas; że sprawy mogły poczekać, bo i tak zdążę;
bo mi się w danym momencie nie chciało nic robić poza leżeniem brzuchem do góry
albo chochlik w głowie podsuwał coraz to inne pomysły, żebym tylko nie kończył
spraw zaplanowanych i rozpoczętych.
Dlatego
pewnie teraz naprawdę cenię sobie, gdy uda mi się uchwycić chwilę w
towarzystwie, np. bociana. Wprawdzie dla bociana moja obecność nie miała żadnego
znaczenia, gdyż miał ważniejsze sprawy na głowie. Poza tym siedziałem cichutko
jak myszka, żeby mu nie przeszkadzać, bo nie wiedziałem, kto jest tak naprawdę
u siebie i kto gościem, a kto gospodarzem jest w danej chwili.
Nie robił sobie nic z mojej obecności |
Cieszyłem
się z jego obecności, gdyż pomógł mi oderwać się od głupich myśli, co pchały
mnie uparcie w kierunku mieć a nie być!
Praktyczność i gracja |
Od
kogóż w końcu mamy uczyć się życia, jak nie od tych, co spawami istotnymi dla życia
się zajmują?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz