W
niedzielę 24 maja 2009 roku o godzinie 800 byłem już od ponad dwóch godzin w drodze.
„Zagłobę”
opuściłem o godzinie 630, kiedy gospodarz jeszcze spał. Wieczorem
obiecywał mi, że ktoś mnie z zajazdu wypuści. Tymczasem rano brama była
zamknięta, gospodarza nie było, a gdzie spał, nie miałem pojęcia. Sforsowałem więc
płot górą i ruszyłem w dalszą drogę.
Dziś
postanowiłem dotrzeć do Raciąża. Jutro zamierzałem przekroczyć Wisłę i
zameldować się w Płocku.
Wczoraj
za Makowem Mazowieckim miłe zdarzenie. Kiedy chroniłem się przed deszczem na
przystanku PKS, jeden z kierowców machnął ręką czy chcę jechać w kierunku
Ciechanowa. Zaprzeczyłem ruchem głowy i podziękowałem uniesioną ręką!
Idę
dzisiaj noga za nogą. Bolą mnie stopy. Bolą mnie całe nogi. Dokucza mi prawe
kolano.
Postanowiłem
odpocząć w lesie przed Glinojeckiem. Do Raciąża mam ponad 20 kilometrów. Do wieczora
dowlokę się nawet żółwim tempem.
Dzisiaj
obudziło mnie słońce i towarzyszy podczas wędrówki. Gdyby nie ból stóp, to
pięknie wędrowałoby się w taką pogodę. Co ja mówię? Pięknie się wędruje w taką
pogodę nawet z bolącymi stopami i dokuczającym prawym kolanem.
W
Zajeździe Zagłoba dobrze spałem, choć
bardzo czujnie!
Ale o tym następnym razem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz