4 marca 2015

Lubię samotność

Lubię samotność! Dobrze mi z samym sobą! Wtedy mogę spojrzeć na siebie i innych z perspektywy ciszy i myśli moich uśpionych.
Nie zawsze jednak samotność jest ucieczką i zamyśleniem! Często bywa wygnaniem i wtedy jest ciężarem!
Chciałbym żyć wśród ludzi, którzy wiedzą, że człowiek musi się odosobnić, żeby pozostać sobą!

 57.
Zbliża się przejmujący chłód. Drzewa łkają liśćmi pod naporem porywistego wiatru, Zawstydzone słońce, jak pokonany gigant, ucieka zbyt szybko za horyzont.
Dwa ostatnie dni upłynęły mi na uzupełnianiu zapasów drewna. Nie wiem, dlaczego to robiłem, bo drewna na opał mam sporo. To chyba jesienny chłód nakazywał mi myśleć nie tyle o sobie, co o innych rozbitkach, którzy mogą zamieszkać w swoich Szopach.
Nigdy nie zabraknie chętnych do poszukiwania siebie. Jeszcze na szczęście nie wszyscy zgłupieli na punkcie beznadziejnego uroku współczesności.
58.
Dzień urodzin mojej mamy.
Przecież to w maju, ale myśli nie znają granic pór roku!
Zanim trafiłem do Ciemnogrodu, starałem się pojawiać u niej w tym dniu uśmiechnięty i szczęśliwy. Przez ostatnie lata – lata pobytu w Ciemnogrodzie – było to tylko marzenie. Nie jeździłem więc wcale do domu rodzinnego  w dniu jej urodzin.
Wysyłałem kartki z życzeniami.
Nie zapominałem też nigdy o dopisaniu jakiegoś małego kłamstwa typu: Wszystko w jak najlepszym porządku! albo: Jestem zdrowy, trzymam się, do zobaczenia!
Przepaść dzieląca dzieci i rodziców jest w pewnym momencie nie do przebycia. Prostota wiary tych pierwszych! Ich zgoda na to, co jest! To trzeba przeżyć!
Rodzice sprawiają, że czuję absurd całej mojej wyszukanej edukacji i akademickich farmazonów. Namiastka wiedzy komplikowała i komplikuje egzystencję karła.
Ucieczką wydaje mi się dziś dawne schronienie w świecie książek.
Patrząc na twoje proste, pełne pracy i wiary życie, Mamo, widzę, jak godny jestem pożałowania!
59.
Przemknąłem, dosłownie przemknąłem dziś przez Ciemnogród, zrobiłem zakupy i, nie zaglądając ludziom w oczy, uciekłem do swojej samotni.
Spokój w naturze mąciły podmuchy porywistego wiatru. Ale co to jest spokój w naturze?! Jesień dopadła mnie na chwilę, zanurzając w nostalgii za minionym: barwnymi łąkami, ciężarnymi sadami, poczuciem sensu istnienia poprzez dawanie.
Żal mi obumierających łąk i drzew. Nie nauczyłem się jeszcze od nich potrzeby zasypiania, aby czerpać siłę na kolejną porażkę, kolejny upadek na kolana, z których trzeba się podnieść.
Dzisiaj patrzę na ogień płonący w kominku. Jeszcze rok temu siedziałem w jaskini Wodza i alkoholizowałem się ponad miarę możliwości mojego organizmu i ducha. Przykre dziś wydaje się, że brnąłem w to z zadziwiającą konsekwencją.

Te beznadziejne nasiadówki z całą masą bzdurnych tematów i jeszcze większą dozą dyletantyzmu; z całym balastem ciemnogrodzkiego pseudointeligenckiego środowiska, są dzisiaj namacalnym dowodem mojego upadku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...