22 marca 2015

Moje kościelne marzenia

Nie daruję ci tego! Deklaruje parafianin. Bierze żonę pod rękę i ruszają na mszę!
Mogę sprzedać pół gospodarski, byleby tylko ten i ten tego nie miał! Mówi znajomy, po czym szybko się żegna, bo spieszy na mszę niedzielną!

Po co tam jeszcze ja? Myślę i zawracam na pięcie przed kościelną furtą!
Jeśli Kościół to wierni, a uczestnictwo w niedzielnej mszy jest kulminacją indywidualnej deklaracji przynależności do Kościoła, to ja nie ma tam czego szukać – ani w Kościele, ani w kościele! Wystarczą mi takie spotkania przed kościelną bramą i już wiem, że niczego w kościele nie znajdę, poza tym, co już wiem, a o czym szkoda gadać!
Marzy mi się przynależność do wspólnoty ludzkiej, w której poszczególne jednostki potrafią stanąć ponad urazami, potrafią zapomnieć wczoraj, potrafią szczerze się uśmiechnąć, potrafią choć na chwilę stanąć oko w oko z samym sobą i powiedzieć – chcę być lepszy, chcę z siebie wyrzucić niechęć i nienawiść…
Marzy mi się wspólnota ludzi, którzy nie patrzą na innych, nie oceniają innych, nie poprawiają innym życia! 
Marzy mi wspólnota, gdzie mówi się tylko o sobie, patrzy na swoje uczynki, poprawia własne życie!
Tymczasem trafiam na ludzi, którym z łatwością przychodzi ubierać kogoś w malowane pióra, a później zadziobać malowanego ptaka! Z łatwością znajdują wrogów! Łatwo im mówić źle o innych! Przychodzi im z łatwością przypiąć bliźniemu łatę, nawet na progu świątyni, do której wchodzą się modlić!
A może i tak być, że moje kościelne marzenia już dawno się spełniły!

W sumie, skąd mogę to wiedzieć, skoro nie byłem w kościele?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...