Obok
Idy i Lewiatana, to trzecia tegoroczna
nominacja do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny.
Miałem
okazję film obejrzeć i zrobił na mnie duże wrażenie! To estoński dramat z
2013r. Zazy Uruszadze opowiadający o wojnie w Abchazji w latach 90. ubiegłego
XX wieku.
Oglądając
film, nie przestawałem się dziwić, że można w tak prosty sposób opowiedzieć o
tym, jak wojna może ogłupić ludzi i jak sama w sobie jest bezsensowna.
Film
zrealizowany niemalże w konwencji teatralnej, na małej przestrzeni, z dosłownie
kilkoma autorami. Tylko przez moment na
planie widzimy więcej niż czterech aktorów!
Za
ciekawy zabieg reżyserski uznałem, że w filmie nie wystąpiła żadna kobieta. To
tak, jakby twórca chciał zaznaczyć, że wojna to męska sprawa.
W
Mandarynkach
wojna z jednej strony niesie śmierć, z drugiej wprowadza chaos w corocznym
cyklu zbiorów plonów drzew i ziemi, z trzeciej to cierpienie tych, którzy pozostali
przy życiu i muszą żyć ze świadomością straty.
A
zatem tak naprawdę, to nic nowego, jeśli idzie o temat wojny! Nic też nowego w
tym, że reżyser za główną myśl obrał konfrontację dwóch młodych rannych ludzi
stojących po wrogich stronach. Opiekujący się nimi Estończyk doprowadza do
tego, że obydwaj dochodzą do wniosku, iż dali się wciągnąć w bezsens wojny. A to
czy któryś z nich zabije drugiego nie ma żadnego znaczenia, poza bezsensownym
pozbawieniem życia drugie człowieka.
W
finale jeden, ratując życie drugiego, ginie! Pozostały przy życiu grzebie z
szacunkiem i wdzięcznością swojego wczorajszego wroga. Następnie żegna
Estończyka i stwierdza, że wraca do rodziny, za którą tęskni!
Nic
nowego! Nic nowego, a jednak, kiedy ogląda się ten obraz wszystko wydaje się nowe
– spojrzenie na wojnę, gospodarskie podejście do zbiorów i piękne myślenie jednego
z właścicieli drzew mandarynkowych, który stwierdza, że to bezsensowna wojna, ponieważ
nie można spokojnie zebrać plonów. Dodaje, że nie tyle idzie o zyski, co o to,
że człowiek powinien zbierać dojrzały plon! A tymczasem wojna burzy cały porządek
rzeczy!
Mimo,
że to obraz o wojnie, to sprzyja niesamowitemu wyciszeniu i popycha widza w
kierunku myślenia o absurdalności wojny.
Mandarynki mają ode mnie plusa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz