2 marca 2015

Zakładnicy obietnic

Samorządowcy, którzy nie potrafią zdobyć się na samodzielność w myśleniu i działaniu (a to wiąże się nierzadko z waleniem głową w mur niezrozumienia), zawsze będą zakładnikami obietnic i partykularnych interesów, z indywidualnymi włącznie!
Każda porażka jest radą! (…) Kto jednak lubi porażki!?!

Każdy samorządowiec, każdy samorządowy działacz, niezależnie od stopnia samorządu terytorialnego jest na starcie swojej samorządowej drogi zakładnikiem przedwyborczych obietnic, oczywiście jeśli zostanie wybrany. To nic innego, jak zobowiązania wobec ludzi, którzy obiecują mu swoje poparcie w wyborach.
To taka usankcjonowana prawem przedwyborcza gra, z której wczoraj kandydat, a dzisiaj wybrany, powinien już po ogłoszeniu wyników wycofywać się jak najszybciej. (…)
Jeśli człowiek nie ma takiej świadomości, powinien sobie w ogóle darować wyścig w wyborach. Chyba że jest urodzonym demagogiem i populistą!
Obietnice są nieodłącznym elementem każdych wyborów, nie tylko samorządowych. Warto przy tym pamiętać, że jeśli kandydat na jakiekolwiek stanowisko czy urząd z wyboru nic nie obiecuje, nie powinien być zupełnie brany pod uwagę w wyborach. (…)
Przedwyborcze obietnice świadomi samorządowcy, jak wspomniał nasz bohater, weryfikują natomiast po wyborach. Wysilają się na samodzielność i realizują zamierzone przez siebie, ale nieujawnione do końca, plany. Kierują swoje działania w obszary, z których korzysta jak największa populacja lokalnej społeczności, jak najwięcej wyborców. (…)
Jeśli tego nie potrafi, to niechże da sobie z samorządem spokój!
Nie oczekuje jednak nasz bohater cudu na samorządowej niwie i wie, i zna, choć nie do końca rozumie, wielu samorządowców, którzy skupiali się i skupiają przede wszystkim na przedwyborczych obietnicach. Zarówno tych składanych grupie ludzi, jak i indywidualnie. Takie podejście ma niewiele wspólnego z dobrze pojętym rozwojem gminnego czy powiatowego podwórka.
Każdy kandydat przed wyborami jest niczym lep, do którego przylepiają się wszelkiej maści insekty lokalnej rzeczywistości, a z nimi ich prywatne interesy, które chcą przy okazji załatwić; prywatne korzyści, jakie mają zamiar osiągnąć; korzyści dla swoich znajomych czy też zwykłe zaspokojenie swojego próżnego ego co do możliwości klepnięcia wybranego po ramieniu czy tytułowania go po imieniu. Największe tłuki robią to nawet publicznie!
Jeśli po wygranych wyborach nie otrząśnie się taki wybrany z tych wszystkich przylepionych, staje się nie tyle ich, co ich żądań, zakładnikiem. Dzieje się wtedy tak, że wybraniec ludu nie reprezentuje interesów ludu, tylko interesy tych, co mu przed wyborami zdołali wmówić, że dzięki nim wygra.
Oczywiście tworzą tacy ludzie pozory, że bardzo pomagają. Jeśli prowadzą biznes i zatrudniają ludzi, wręcz przymuszają ich do uczestnictwa w spotkaniach z kandydatem, namawiają do odpowiedniego głosowania, zmuszają pracowników do kolportażu ulotek i wieszania banerów. Gardłują, ile mogą, za swoim wybrańcem, bo wiedzą, ile z tego gardłowania im może skapnąć! I zaraz po wyborach o swoje się upominają! (…)
Jeśli wybraniec p wygranych wyborach nie zdobędzie się na samodzielność w decyzjach, na samodzielność w działaniu, staje się zakładnikiem cudzego myślenia.
Jedno jest tylko pewne, kiedy przychodzi porażka, tych za plecami już nie ma, nie słychać ich podszeptów, nie słychać ich dobrych rad i ich wspaniałych pomysłów. Nie pozostaną u boku choć najmniej przegranego. Nie wezmą na siebie ciężaru odpowiedzialności za nawet najmniejszą decyzję.
Zostaje wtedy samorządowy bezmyślniak samiutki na polu bitwy i oczy ciągle przeciera i buzię rozdziawia jak ryba, którą z wody wyrwano!
Jaka jest na to rada?
Każda porażka jest radą! Uczy, jak jest naprawdę!

Kto jednak lubi porażki!?! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...