Zrobiło się i
świątecznie, i radośnie, bo to przecież świętowanie zwycięstwa życia nad
śmiercią! Tymczasem, zanim wykrzyknę; Alleluja!, tradycja nakazuje mi umartwienie!
Co to za tradycja?!
Bądźcie zimni albo
gorący! Nakazuje w pewnym momencie Bóg! Nie ma nic pomiędzy! Tymczasem w moim
Kościele nakazuje mi się świętowanie poprzez umartwienie! Nie umiem tak!
Z nakazów czy raczej przekazów
biblijnych wiemy, że jest czas pracy i czas odpoczynku; czas zabawy
(świętowanie) i czas płaczu… Jasno i wyraźnie w Biblii powiedziano, że nie
wolno dwóm panom służyć! I nie mówię już o mamonie i Bogu, ale o duchu i
materii!
Wielkanoc to świętowanie
zwycięstwa wielkiej bitwy w dziejach zbawienia człowieka; zwycięstwa bitwy, po
której moce ciemności musiały uznać swoją klęskę!
Dlaczego zatem w
oczekiwaniu na to świętowanie mam się umartwiać? Dlaczego
powinienem w worze pokutnym i ze smutnym obliczem wypatrywać poranka
wielkanocnego, w którym mam symbolicznie świętować moment zmartwychwstania
Pana?
Rozumiem! Tradycja! Próba
wczucia się w tamte realia! Obrzęd!
Rozumiem! Rozumiem! Rozumiem!
Ale tradycja to nie rzecz święta, a przede wszystkim nie jest ona natchniona
Duchem Świętym, jak Księga!
Apostołowie, owszem,
mieli powody i do strachu, i niepewności, i pokuty, i smutku. Uwięziono ich
Mistrza. Skazano Go na śmierć krzyżową, co w tamtych czasach nie było jak złoty
strzał czy wykonanie wyroku śmierci przez wstrzyknięcie trucizny, porażenie
prądem, a nawet rozstrzelanie czy powieszenie… Nie można ukrzyżowania nawet porównać
z ukamienowaniem!
Każdemu w Palestynie w czasach
Chrystusa i Apostołów mogło zrobić się ciepło na samą myśl, że ktoś mógłby
powiązać kogoś z człowiekiem skazanym na ukrzyżowanie i donieść o tym odpowiednim
władzom!
Rozumiem Apostołów i
bliskich Chrystusa, którzy po Jego śmierci mogli czuć się zagubieni, niepewni,
wystraszeni, a nawet mogli czuć się oszukani… O wielu sprawach bowiem mieli
dopiero się dowiedzieć, a niepewności było co niemiara!
Ale kiedy wreszcie ich
olśniło, kiedy się dowiedzieli, to czy rozpaczali?! Skądże!
Ja mam to szczęście, że
nie muszę borykać się ze stanami ducha, które były chlebem powszednim dla
Apostołów i współczesnych Chrystusowi w chwilach próby dla nich i ich Mistrza!
Zatem dlaczego, skoro
już wiem o wielkim zwycięstwie Chrystusa i wypełnieniu Słowa, mam się smucić?! Dlaczego
mam się umartwiać?!
Ja krzyczę: Alleluja! W
tym krzyku nie ma miejsca nawet na cień smutku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz