Po noclegu w Zajeździe
Rycerskim walka, żeby wstać i ruszyć w drogę!
Pojawiła się pokusa, że może by tak podjechać autobusem,
przecież nikt się nie dowie! Na szczęście to była tylko chwila! A po krótkim
deszczu, wyszło słońce!
Okropnie bolały mnie ręce i nogi! Jednak udało mi się
przemóc i po kilku kilometrach wędrówki poczułem się na ciele dużo lepiej! Na duchu
zresztą też!
Zaplanowałem, że w tym dniu przejdę tylko 20 kilometrów.
Sama myśl dodawała skrzydeł!
W przydrożnym sklepie pani zapytała, dokąd wędruję. Ja,
że za Konin. Krzyknęła i dziwnie na mnie spojrzała.
Taka była pierwsza reakcja kogoś z zewnątrz na moją
decyzję.
Po czterech godzinach z haczykiem „zameldowałem się” w
Makowie Mazowieckim, który przywitał mnie zapachem skoszonej trawy, upajającą
wonią bzów, widokiem zielonych brzóz i modrzewia. Nawet zapach z chlewni nie
zdołał zepsuć dobrego pierwszego wrażenia!
W obrębie Makowa jest piękny akwen wodny. Siadłem nad
nim i myślałem o zorganizowaniu sobie noclegu. Obiad zjem później!
Ponieważ po 18 kilometrach wędrówki nogi zaczęły mi wysiadać,
postanowiłem na jutro ułożyć strategię wędrówki. Nazajutrz do przejścia zaplanowałem 37
kilometrów.
Znalazłem hotel Lechris
i zainstalowałem się w pokoju. Poleżałem trochę i ruszyłem po zakupy na jutro. Musiałem
kupić opatrunki. Dorobiłem się już bowiem dość dużych bąbli na palcach u nóg! Tylko chwila i z pewnością popękają!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz