26 kwietnia 2015

Pielgrzymka heretyka [4]

Sobota, 23 maja.
Mam za sobą 8 godzin marszu w deszczu i słońcu. Około 40 minut przymusowo odpoczywałem pod wiatą przystankową, gdyż deszcz się nieco mocniej rozpadał.

Jestem zadowolony, bo trasę 37 kilometrów pokonałem średnio w tempie 4,5 km/godz.
Zjadłem trochę w Ciechanowie w barze przy stacji benzynowej i ruszyłem na poszukiwanie Zajazdu Zagłoba. Znów bez konia i bez szabli, ale za to z dość obolałymi ramionami i nogami!
Trafiłem bez problemu. Po prysznicu i krótkim odpoczynku ruszyłem na przechadzkę po mieście. Chciałem sprawdzić drogę na Raciąż, gdzie jutro zaplanowałem dotrzeć. Aż strach myśleć, że będę musiał przejść 39 km.
Po drodze o mało nie rozjechał mnie samochód, którego kierowca nagle wjechał na chodnik i zatrzymał się na pobliskim budynku! Byłem w tym miejscu na chodniku dosłownie kilka sekund wcześniej!
Nie wiem, co o tym myśleć, ale rozumiem to jako przyzwolenie na dalsze pielgrzymowanie!
W ogóle to mam wrażenie, jakbym wędrował, jak średniowieczny bosy mnich! Idę, kiedy pogoda na to pozwala. Modlę się głośno w swoich intencjach. Spotykam życzliwych ludzi, a po dotarciu na miejsce noclegu czuję się zmęczony, ale zarazem przepełniony radością!

Bąble na nogach nie chcą popękać, ale rosną z dnia na dzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...