Przeczytaj uważnie
Pomyśl sobie imię osoby, którą kochasz, a za pięć dni coś się wydarzy.
Wyślij to 18-tu osobom, jeśli tego nie zrobisz będziesz miał/ła pecha przez
pięć lat (Sprawdza się). Jeśli nie masz tylu osób, to wyślij, ilu masz. O
północy twoja miłość zrozumie, że cię kocha. Jutro między 13-16 przygotuj się
na szok. Jeśli przerwiesz, czeka cię 10 lat pecha.
Fakt, przeżywam jakiś tam szok i jakbym nie wierzył w to, co widzę, za każdym razem, gdy czytam takie wiadomości.
Z drugiej strony
ludzie chcą wierzyć, że coś tam zagra w ich życiu właśnie w taki sposób, bez
zbytniego wysiłku czy bez nakładu czasu.
Napisałem raz na fb,
że cywilizacja rozleniwiania człowieka dzieje się w najlepsze. Takie właśnie
odnoszę wrażenie, że dzisiaj najlepiej by było, gdybyśmy wszyscy osiągnęli
wymarzony sukces bez ruszania czterech swoich liter sprzed telewizora czy
komputera.
Tak się nie da!
I to, że na początku
uśmiałem się całkiem nieźle podczas lektury tej wiadomości. Śmieję się często z
takich informacji. To jednak w ostatecznym rozrachunku jest mi smutno z tego
powodu, że dajemy się nabrać na możliwość osiągnięcia namiastki szczęścia w
taki właśnie sposób.
To tak, jak z tym
zdziwieniem znajomych, że postanowiłem do domu wracać autobusem. Przecież to
tyle godzin, niewygody, drożej nawet niż samolotem… Nie rozumieją tego, że nie
zawsze musimy się spieszyć, że czasem warto nadrobić drogi i czasu, żeby zrobić
tak, jak ja uważam za stosowne, a nie jak sugerują reklamy czy robią wszyscy
dookoła.
Za wszelką cenę…
Za wszelką cenę
zachować siebie w tym świecie ujednolicania i narzucania masom mody w
zachowaniu, ubiorze, postępowaniu, a nawet marzeniach…
Za wszelką cenę
zachować siebie!
Wszystkim tego życzę!
*
Zauważam u siebie nie
tyle oznaki pracoholizmu, co ucieczkę w pracę, żeby nie myśleć, np. o
tęsknocie, oczekiwaniu na załatwienie jakichś tam zaległych spraw czy też kiedy
nie chcę myśleć o czasie, który musi upłynąć, żeby pewne sprawy się rozwiązały.
Nie wiem czy to dobry
sposób, ale zajmuję się wtedy np. pisaniem i skupiam na nim. Nie myślę wtedy o
tym wszystkim, co mnie na swój sposób dobija. Wiem bowiem, że samym myśleniem o
problemach, problemów nie rozwiążę. Wiem przy tym, że robię wszystko w tym
kierunku, żeby problemy rozwiązać i musze tylko cierpliwie czekać na odpowiedni
moment.
*
Ja po prostu tak mam!
Z Waszych uwag dotyczących
mojego gryzmolenia czasem wynika, że musi dziać się z moim myśleniem czy
odbiorem rzeczywistości coś całkiem niedobrego.
Czasem Wasze wypowiedzi
odbieram jako troskę o moją kondycję psychiczną.
A bywa też i tak, że
odbieram niektóre jako dobre życiowe rady i od razu sobie myślę, że dobrymi
radami wybrukowana jest droga do piekła.
Swego czasu napisałem ],
że nie lubię miasta. Do tego napisałem, że lubię chodzić na cmentarz, gdyż tam
naprawdę znajduję spokój i odpoczywam.
Jeden ze znajomych
nakazał mi wprost, żebym się ogarnął, poszedł na jakiś koncert, wyszedł do
ludzi, zrobił ze sobą coś, bo pieprzę trzy po trzy itp.
To
chyba nic złego, że ja po prostu tak mam!
Niech
inni lubią, co lubią, a mnie pozwolą lubić to, co lubię!
Duże skupiska ludzi, a
takie są w dużych czy średnich miastach, na małym obszarze są sztucznym
cywilizacyjnym tworem radosnej twórczości człowieka (ja uważam, że na polecenia
diabła), wrogim właściwemu rozwojowi jednostki ludzkiej i naturze człowieka.
To nie tylko moje
zdanie, choć mam wrażenie, jakbym tę teorię wymyślił.
Trzeba by tu teraz
trochę popieprzyć socjologicznie i o antropologii kultury, ale będę przynudzał.
Napiszę tylko tyle, że duże
skupiska ludzi na małym obszarze pozbawiają jednostkę ludzką jej indywiduum
kulturowego. W takich miejscach ludzie nie żyją w jednolicie ugruntowanej
kulturze, ale wielokulturowym tyglu, który w żaden sposób nie pozwala jednostce
określić swojej kulturowej przynależności poprzez właśnie odrębność.
Dzisiaj dochodzi do
tego Internet czy TV, które ów tygiel rozciągnęły globalnie. Kultura
jednostkowa nie ma już szans i widać wyraźnie jej zmierzch na horyzoncie.
Ale znów zbaczam z
drogi.
Dlatego właśnie tak
bardzo lubię cmentarze, bo mają w sobie spokój, jakąś w powietrzu wyczuwalną
zgodę na taki stan rzeczy, na los, na to, co było i nie ma tam troski o
niewiadome jutro…
W świecie chaosu,
spotęgowanego w miejskich skupiskach, cmentarze są oazami ładu, spokoju i
mądrości ludzkiej.
W poprzednim moim
pisaniu niefortunnie może dobrałem słowa, pisząc, że nie lubię miasta,
środowiska miejskiego. Może lepiej zabrzmiałoby, gdybym napisał, że środowisko
miejskie jest mi obce jako człowiekowi poszukującemu swojej odrębności i
wyjątkowości w przynależnym mi od Stwórcy niepowtarzalnym indywiduum. Takie
miejsca tworzą z jednostek masę, tłum… To sztuczne twory, przeciwne Naturze. W
takich miejscach ludzie nie mogą być naturalni, a zatem nie mogą być naprawdę
sobą.
Miejskie skupiska
ludzkie są przeciwieństwem społeczności rodzinnych, klanowych, plemiennych, z
których wyrasta indywidualność jednostki.
No i dalej nie lecę!
Myślę, że wiecie, o co
mi chodzi i do czego zmierzam. Chcę wyraźnie powiedzieć, że to, co sztuczne,
mnie nie rajcuje i już! Że dla mnie to, co sztuczne, nie ma w sobie życia!
Chciałbym na przykład
móc teraz usiąść z towarzyszem rozmowy na zielonej trawie, mieć przed sobą
przestrzeń, wsłuchać się w odgłosy otaczającej mnie przyrody i w takiej
scenerii spokojnie pogadać o tym, co Życiem zwiemy, a co nam tak umyka.
*
Doświadczam tak zwanej
angielskiej pogody.
Rzeczywiście jest
specyficzna, choć przyznam, że nawet mi się podoba, jest trochę inaczej, mniej
stabilnie w tej kwestii niż w Polsce. Odczuwam przy tym jednak skutki tej
pogodowej zmiany. Mam wrażenie, że mam ciągle katar i przytkane zatoki, do tego
doszły jeszcze zatkane uszy i już mamy obrazy dyskomfortu, który potrafi
człowiekowi nieźle dokuczyć.
Nic mnie nie boli, ale,
no właśnie, jest to, „ale”, którego najchętniej bym się pozbył, ponieważ trudno
mi o dobry humor, gdy dociera do mnie ograniczona ilość dźwięków z otaczającego
mnie świata.
Prawda, jakie to
prozaiczne, ale znacie takie stany, gdy nic Was nie boli i wszystko powinno być
w jak najlepszym porządku, a nie jest!
To właśnie teraz mam!
*
Nie lubię, gdy
współczesny człowiek, w tym moi znajomi mieszają, zestawiają, łączą ze sobą
sprawy, pojęcia, które mieszane, łączone czy zestawiane ze sobą być nie
powinny.
Nie lubię na przykład,
gdy mieszamy sprawy religii z życiem naszym codziennym i jego podłościami. Bogu
co Boga, a…
Musimy nauczyć się oddzielać
od siebie pewne sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz