11 czerwca 2017

Chcę o tym napisać

Przeczytaj uważnie
Pomyśl sobie imię osoby, którą kochasz, a za pięć dni coś się wydarzy. Wyślij to 18-tu osobom, jeśli tego nie zrobisz będziesz miał/ła pecha przez pięć lat (Sprawdza się). Jeśli nie masz tylu osób, to wyślij, ilu masz. O północy twoja miłość zrozumie, że cię kocha. Jutro między 13-16 przygotuj się na szok. Jeśli przerwiesz, czeka cię 10 lat pecha.
Fakt, przeżywam jakiś tam szok i jakbym nie wierzył w to, co widzę, za każdym razem, gdy czytam takie wiadomości.

Z drugiej strony ludzie chcą wierzyć, że coś tam zagra w ich życiu właśnie w taki sposób, bez zbytniego wysiłku czy bez nakładu czasu.
Napisałem raz na fb, że cywilizacja rozleniwiania człowieka dzieje się w najlepsze. Takie właśnie odnoszę wrażenie, że dzisiaj najlepiej by było, gdybyśmy wszyscy osiągnęli wymarzony sukces bez ruszania czterech swoich liter sprzed telewizora czy komputera.
Tak się nie da!
I to, że na początku uśmiałem się całkiem nieźle podczas lektury tej wiadomości. Śmieję się często z takich informacji. To jednak w ostatecznym rozrachunku jest mi smutno z tego powodu, że dajemy się nabrać na możliwość osiągnięcia namiastki szczęścia w taki właśnie sposób.
To tak, jak z tym zdziwieniem znajomych, że postanowiłem do domu wracać autobusem. Przecież to tyle godzin, niewygody, drożej nawet niż samolotem… Nie rozumieją tego, że nie zawsze musimy się spieszyć, że czasem warto nadrobić drogi i czasu, żeby zrobić tak, jak ja uważam za stosowne, a nie jak sugerują reklamy czy robią wszyscy dookoła.
Za wszelką cenę…
Za wszelką cenę zachować siebie w tym świecie ujednolicania i narzucania masom mody w zachowaniu, ubiorze, postępowaniu, a nawet marzeniach…
Za wszelką cenę zachować siebie!
Wszystkim tego życzę!
*
Zauważam u siebie nie tyle oznaki pracoholizmu, co ucieczkę w pracę, żeby nie myśleć, np. o tęsknocie, oczekiwaniu na załatwienie jakichś tam zaległych spraw czy też kiedy nie chcę myśleć o czasie, który musi upłynąć, żeby pewne sprawy się rozwiązały.
Nie wiem czy to dobry sposób, ale zajmuję się wtedy np. pisaniem i skupiam na nim. Nie myślę wtedy o tym wszystkim, co mnie na swój sposób dobija. Wiem bowiem, że samym myśleniem o problemach, problemów nie rozwiążę. Wiem przy tym, że robię wszystko w tym kierunku, żeby problemy rozwiązać i musze tylko cierpliwie czekać na odpowiedni moment.
*
Ja po prostu tak mam!
Z Waszych uwag dotyczących mojego gryzmolenia czasem wynika, że musi dziać się z moim myśleniem czy odbiorem rzeczywistości coś całkiem niedobrego.
Czasem Wasze wypowiedzi odbieram jako troskę o moją kondycję psychiczną.
A bywa też i tak, że odbieram niektóre jako dobre życiowe rady i od razu sobie myślę, że dobrymi radami wybrukowana jest droga do piekła.
Swego czasu napisałem ], że nie lubię miasta. Do tego napisałem, że lubię chodzić na cmentarz, gdyż tam naprawdę znajduję spokój i odpoczywam.
Jeden ze znajomych nakazał mi wprost, żebym się ogarnął, poszedł na jakiś koncert, wyszedł do ludzi, zrobił ze sobą coś, bo pieprzę trzy po trzy itp.
To chyba nic złego, że ja po prostu tak mam!
Niech inni lubią, co lubią, a mnie pozwolą lubić to, co lubię!
Duże skupiska ludzi, a takie są w dużych czy średnich miastach, na małym obszarze są sztucznym cywilizacyjnym tworem radosnej twórczości człowieka (ja uważam, że na polecenia diabła), wrogim właściwemu rozwojowi jednostki ludzkiej i naturze człowieka.
To nie tylko moje zdanie, choć mam wrażenie, jakbym tę teorię wymyślił.
Trzeba by tu teraz trochę popieprzyć socjologicznie i o antropologii kultury, ale będę przynudzał.
Napiszę tylko tyle, że duże skupiska ludzi na małym obszarze pozbawiają jednostkę ludzką jej indywiduum kulturowego. W takich miejscach ludzie nie żyją w jednolicie ugruntowanej kulturze, ale wielokulturowym tyglu, który w żaden sposób nie pozwala jednostce określić swojej kulturowej przynależności poprzez właśnie odrębność.
Dzisiaj dochodzi do tego Internet czy TV, które ów tygiel rozciągnęły globalnie. Kultura jednostkowa nie ma już szans i widać wyraźnie jej zmierzch na horyzoncie.
Ale znów zbaczam z drogi.
Dlatego właśnie tak bardzo lubię cmentarze, bo mają w sobie spokój, jakąś w powietrzu wyczuwalną zgodę na taki stan rzeczy, na los, na to, co było i nie ma tam troski o niewiadome jutro…
W świecie chaosu, spotęgowanego w miejskich skupiskach, cmentarze są oazami ładu, spokoju i mądrości ludzkiej.
W poprzednim moim pisaniu niefortunnie może dobrałem słowa, pisząc, że nie lubię miasta, środowiska miejskiego. Może lepiej zabrzmiałoby, gdybym napisał, że środowisko miejskie jest mi obce jako człowiekowi poszukującemu swojej odrębności i wyjątkowości w przynależnym mi od Stwórcy niepowtarzalnym indywiduum. Takie miejsca tworzą z jednostek masę, tłum… To sztuczne twory, przeciwne Naturze. W takich miejscach ludzie nie mogą być naturalni, a zatem nie mogą być naprawdę sobą.
Miejskie skupiska ludzkie są przeciwieństwem społeczności rodzinnych, klanowych, plemiennych, z których wyrasta indywidualność jednostki.
No i dalej nie lecę!
Myślę, że wiecie, o co mi chodzi i do czego zmierzam. Chcę wyraźnie powiedzieć, że to, co sztuczne, mnie nie rajcuje i już! Że dla mnie to, co sztuczne, nie ma w sobie życia!
Chciałbym na przykład móc teraz usiąść z towarzyszem rozmowy na zielonej trawie, mieć przed sobą przestrzeń, wsłuchać się w odgłosy otaczającej mnie przyrody i w takiej scenerii spokojnie pogadać o tym, co Życiem zwiemy, a co nam tak umyka.
*
Doświadczam tak zwanej angielskiej pogody.
Rzeczywiście jest specyficzna, choć przyznam, że nawet mi się podoba, jest trochę inaczej, mniej stabilnie w tej kwestii niż w Polsce. Odczuwam przy tym jednak skutki tej pogodowej zmiany. Mam wrażenie, że mam ciągle katar i przytkane zatoki, do tego doszły jeszcze zatkane uszy i już mamy obrazy dyskomfortu, który potrafi człowiekowi nieźle dokuczyć.
Nic mnie nie boli, ale, no właśnie, jest to, „ale”, którego najchętniej bym się pozbył, ponieważ trudno mi o dobry humor, gdy dociera do mnie ograniczona ilość dźwięków z otaczającego mnie świata.
Prawda, jakie to prozaiczne, ale znacie takie stany, gdy nic Was nie boli i wszystko powinno być w jak najlepszym porządku, a nie jest!
To właśnie teraz mam!
*
Nie lubię, gdy współczesny człowiek, w tym moi znajomi mieszają, zestawiają, łączą ze sobą sprawy, pojęcia, które mieszane, łączone czy zestawiane ze sobą być nie powinny.
Nie lubię na przykład, gdy mieszamy sprawy religii z życiem naszym codziennym i jego podłościami. Bogu co Boga, a…
Musimy nauczyć się oddzielać od siebie pewne sprawy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...