Nie może tak być, że
człowiek wraca po pracy zmachany jak w karawanie wielbłąd, a w domu czeka na
niego jeszcze kilka albo kilkanaście spraw do załatwienia.
Najgorsze jest to, że z
tych wszystkich ważnych spraw naprawdę ważna jest jedna, góra dwie.
Szamocze się więc taki
człowiek i staram, jak może, żeby te mało ważne sprawy jakoś pozałatwiać. Goni
więc na złamanie karku i wciąż jest spóźniony.
Przed snem robi
rachunek i jasno z niego wynika, że nie załatwił wszystkiego, zatem jutro od
nowa. Do tego dojdą jeszcze sprawy ważne jutrzejsze.
Niekończący się
kołowrót i bieganiny wokół spraw nieistotnych, jak w przypowieści o Marcie i
Marii, które był Chrystus odwiedził.
Mam to, więc wiem, jak
to boli.
Próbuję codziennie i
coś mi tam z tego wychodzi. Na przykład dzisiaj napiszę trochę na blogu, trochę
się pouczę, poukładam rzeczy, które zostawiam, które zabieram, odprężę się przy
słowiańskich mantrach i jeśli mi czasu wystarczy poczytam przed snem.
Tak, ja eliminuje
rzeczy zbędne w moim życiu, tak muszę też robić z nieważnymi sprawami, które do
tej pory sam sobie wymyślałem i udawałem przed sobą, że to są ważne sprawy, że
bez ich załatwienia świat mój się zawali.
Zatem nie tylko czyszczenie
magazynu pomysłów do wpisów na blogu trwa w najlepsze, ale też i życia zagraconego
czyszczenie w ogóle.
W sumie to po co mi zbędny
balast po powrocie do domu!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz