Oczywiście
jestem za tym, żeby ludzie nie uzależniali się od czegokolwiek i żeby nie byli od
czegokolwiek uzależnieni.
Oznacza
to, że jestem za tym, co jest dzisiaj niemożliwe.
Nie tak łatwo przebrnąć przez notatki poczynione w
tej kwestii.
Wracam jednak do porzuconego tematu uzależnień,
który mam zamiar rozwinąć do granic znudzenia najbardziej cierpliwych w tym
temacie.
Ciągle jestem przy tym nieszczęsnym, moim zdaniem,
wykładzie W. O., który mnie i denerwuje, i zadziwia, i interesuje…
Tak zwane „urwanie filmu” wykładający uważa za
mechanizm obronny choroby alkoholowej. Alkoholik nie pamięta tego, co
nawywijał, obwinia innych, zrzuca wszystko na sytuację i w ogóle „wyrzuca”
wszystko na zewnątrz – piłem, bo…, upiłem się, ponieważ… i to „bo” czy
„ponieważ” zdaniem mówiącego jest przepustką do picia, ale tylko dla
Alkoholika, bo tak naprawdę to nie jest żadna przepustka tylko uskuteczniony
mechanizm zakłamania.
Alkoholik, zdaniem W. O., wierzy, że problem z tym,
że pije, znajduje się na zewnątrz. Nie dotyczy jego wnętrza.
I tu nie ma co się sprzeczać, ponieważ jest w tym
tyle prawdy, że nie sposób bić się z koniem.
Mówiący przywołuje taką oto opowiastkę. Bokser wagi muszej wychodzi na ring walczyć
z bokserem wagi ciężkiej i mówi, przysunę mu jak nic. Po chwili leży i nie
wstaje. Koniec walki.
Wraca do domu i
mówi. Przysunął mi, ale dzisiaj zjem dwa befsztyki, setką popiję i przysunę mu.
Wychodzi kolejny
raz na ring i znów to samo.
Zdaniem W. O., Alkoholik przypomina muchę, która
przez wiele lat walczy z przeciwnikiem wagi ciężkiej, aż w końcu wpada na myśl,
że jedynym sposobem na uniknięcie kolejnego nokautu jest po prostu nie
wychodzić na ring.
To trudny w realizacji pomysł, ale Alkoholik musi to
uznać, że przeciwnik (alkohol) jest silniejszy od niego i to jedyna droga, aby
z nim wygrać.
Tylko czy odpuszczenie sobie można nazwać wygraną?
Powyższy przykład można odczytać tak, że aby nie przegrywać, trzeba zrezygnować
z walki z tym konkretnym przeciwnikiem. Wtedy na pewno nie przegramy. Ale czy
możemy powiedzieć WYGRAŁEM?!
Moim zdaniem, cały problem polega na tym, że
wykładający nie mówi o ludziach chorych, ale słabych. Jeśli bowiem zrównujemy
Alkoholika z osobą naprawdę chorą na nieuleczalną, śmiertelną chorobę (życie
jest śmiertelną chorobą), to obrażamy tę drugą chorą osobę, a usprawiedliwiamy
na swój sposób Alkoholika i jego słabość.
Osiatyński mówi, że kiedy Alkoholik dochodzi do
wniosku, że Alkohol jest silniejszy od niego, że on sam jest za słaby, to
oznacza, że już jest uzależniony, że bez Alkoholu nie może się obejść. Na
początku pił z jakichś tam powodów, żeby poczuć się lepiej. Teraz pije,
ponieważ bez Alkoholu umiera.
Wszyscy wiem, że z piciem czy bez picia Alkoholu i
tak umrzemy.
W tej całej gadce o uzależnieniu od Alkoholu, nie
powinno się mówić o śmierci, która jest pewnikiem dotyczącym każdego, ale
raczej o jakości życia.
Człowiek uzależniony od czegokolwiek pomniejsza
jakby jakość swojego życia, odczuwania, bycia…
Wiem, że jakąś tam gadką o jakości życia nie da się
tak ludzi wystraszyć, jak śmiercią. Na tym chyba oparta jest dzisiaj filozofia
postępowania wszystkich lekarzy duszy człowieka uzależnionego.
Ale chyba trochę wybiegam.
Zdaniem wykładającego (już w 3. części wykładu)
zrobić ten krok, podjąć decyzję o tym, żeby nie pić, ponieważ umrze się, jest
bardzo trudne do zrealizowania samemu Alkoholikowi i potrzebna jest mu pomoc.
Prawdopodobnie problemem Alkoholika nie jest
przestać pić, tylko nie zacząć pić ponownie. Wszywki i inne urządzenia to tylko
odroczenie picia. Żeby nie zacząć, trzeba zmienić myślenie, zobaczyć, wyjąć pijany
umysł z głowy.
I wskazanie drogi – jedną z najskuteczniejszych
metod wychodzenia z Alkoholizmu, zdaniem wykładającego, jest wspólnota AA.
Ludzie niepijący pomagają innym trzeźwym. W AA mówi się – przynieś ciało, a
mowa przyjdzie później.
Ja uszczypliwie bym tu powiedział – przynieś ciało,
a my nauczymy cię, co, jak, gdzie i do kogo mówić.
I jeszcze bardziej zaczepnie – my cię nauczymy, jak
innych naprawdę przestraszyć.
I wykładający: Z
czasem zaczynasz inaczej myśleć. Po trzech miesiącach czujesz się koszmarnie i
albo się upijesz, albo zaczniesz zmieniać.
Wszystko się
dzieje tak, dlatego, że piję…
Alkoholik pije,
bo nie potrafi sobie poradzić z uczuciami. Wszyscy Alkoholicy są niedojrzali
emocjonalnie.
Jak można nie
pić? Nic nie pomoże nie wrócić do picia. Trzeba przebudować samego siebie.
rozwinąć się duchowo. Nauczyć się żyć z wierzchołkami emocji.
To jest w AA.
Jak widać, na końcu znów mówiący wskazał miejsce,
gdzie Alkoholik może znaleźć skuteczną pomoc i ratunek.
Nie ma mowy o indywidualizmie, wnikaniu samemu w
siebie, rozdrapywaniu siebie w samotności itd. Jest wspólnota…
Następnie wraca wykładający do retoryki wykluczenia:
Jesteś zły i
niegodny społeczeństwa.
Jak skłonić
kogoś, żeby sam wytrzeźwiał? Można pomóc mu przełamać mechanizm ułudy i
zaprzeczeń.
Gdzie można to skutecznie zrobić?
Oczywiście we wspólnocie AA.
Alkoholik ma
genialny talent, żeby inni usuwali mu przeszkody z drogi. Robi to super
zwłaszcza po pijanemu.
Każdy, kto
pomaga Alkoholikowi w nieponoszeniu konsekwencji picia, nie pomaga mu przestać,
tylko pomaga mu pić.
Każdy, kto pomaga w jakikolwiek sposób błądzącemu w
życiu w nieponoszeniu konsekwencji tegoż błądzenia, nie pomaga mu przestać
błądzić, tylko pomaga mu błądzić!
Przecież tę zasadę można stosować do wszystkiego i
wszystkich.
Jeszcze raz – Każdy kto pomaga słabemu uczniowi w
nieponoszeniu konsekwencji nieuczenia się, nie pomaga mu przestać być słabym
uczniem, pomaga mu być słabym uczniem.
Bliscy mają
główny obowiązek, żeby to jasno mu powiedzieć, jak to jest, gdy pije i co wtedy
mu się przydarza. To nie oni postawili latarnię, o którą sobie po pijanemu
nabił guza, tylko nabił sobie guza o latarnię, bo był pijany.
Nie o krytykę sprawdzonych przez wielu sposobów
dochodzenia do uzdrowienia z uzależnienia alkoholowego będzie szło w moich
rozważaniach, ale o to, że w retoryce wypowiedzi do Alkoholików i o
Alkoholikach dostrzegam zawoalowane budzenie w tych ludziach strachu w związku
z tym, co robią, robili i co mogą robić.
Będę rozwijał swoją myśl powoli, gdyż we wszystkich aspektach
ludzkiego życia, gdzie idzie o wygranie siebie pospiech nie jest wskazany.
Oczywiście jestem za tym, żeby ludzie nie uzależniali
się od czegokolwiek i żeby nie byli od czegokolwiek uzależnieni. Oznacza to, że
jestem za tym, co jest dzisiaj niemożliwe.
Nie przestaję jednak wierzyć w to, że dzisiaj jednostka
może żyć, zachowując tak zwany złoty środek we wszystkich aspektach współczesnego
życia. Potrzeba tylko odnalezienia siebie i siły możliwości stanowienia o sobie
w każdej krytycznej dla nas chwili. A to z kolei wymaga od nas świadomego postrzegania siebie i życia wokół nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz