Nie sądziłem, że tak mi się
będzie dawało we znaki myślenie o powrocie, najbliższych i wszystkim, co
związane z domem, a nawet i znajomych i sprawach tam zostawionych, choćby tych
niewygodnych, ale jakże moich.
Zaczynają w najlepsze
dobijać mnie te moje cztery ściany.
Jakby jeszcze tego było
mało, to wczoraj zadzwoniła Mama.
I pyta: Co słychać?
Co powiesz?
Wszyscy wiedzą, że w jak
najlepszym porządku! Wszystko gra i buczy! A w środku się gotujesz! Cholera by
to wzięła.
Więc mówię Mamie, kończymy,
niedługo się zobaczymy, to pogadamy w realu, a nie tam przez telefon!
A później człowiek chodzi
przez jakiś czas, jak kopnięty.
Na złość, jakby było mało,
znajomy się odezwał. Chciałem nie odbierać telefonu, ale odebrałem. I dobrze zrobiłem,
bo już drugi głos z kraju, jakby stępił złość, że mnie tam jeszcze nie ma.
Pogadałem chwilę ze znajomych
o wszystkim i niczym, i jakoś przetrwałem kolejny dzień w Nottingham.
Im więcej słońca w mieście,
a jest go coraz więcej, tym więcej czuję zapachów, których być nie powinno. Miasto
jednak to miasto i ma swoje prawa, nawet w tak delikatnej kwestii jak zapachy.
Kto trochę pomieszkał w swym
życiu w średniej wielkości mieście i przeżył w nim jedno lato, to wie, o czym piszę.
Następnym razem, gdy będę urywał
się stąd na chwilę, to nie będę blokował biletu na dwa tygodnie do przodu, tylko
wyjadę z dnia na dzień, żeby o datach nie myśleć. Najgorzej gdy znasz termin wyjazdu
i odliczasz godziny!
Byłbym zapomniał o tym, że jutro
mija rok, jak postawiłem tu stopę. Cholera, to już rok minął!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz