Zmienia się tylko forma,
zmieniają się określenia, zmieniają się metody ubezwłasnowolniania…, nie
zmienia się natomiast sedno niewolnictwa, które dzisiaj jest może gorsze od
tego wczoraj.
Nie będę pisał o tym, o
czym nie mam pojęcia, a więc o handlu ludźmi i tym podobnych sprawach. Wtedy
bowiem pisałbym o ludziach nieszczęśliwych i wprowadzonych w taki stan rzeczy
bez ich woli.
Nie będę też pisał o tych
na emigracji, co często dorabiają tak zwaną załatwioną robotę. To taki rodzaj
haraczu, na który się strony zgadzają. Ja ci załatwiam robotę, a ty mi
oddajesz, powiedzmy, tygodniówkę. Taka umowa i koniec!
Wczoraj i dzisiaj niewolnikiem
był i jest ten, kto wcale tego nie chciał i nie che, a często robił i robi
wszystko, żeby z tego niewolnictwa się wyzwolić.
Najgorsze jest to, że dzisiaj
często ludzie stają się niewolnikami z własnego wyboru i na własne życzenie. Nie
wiem, jak się z tym czują, ale ci, których znam, nie wyglądają na
nieszczęśliwych, a czasem nawet są dumni, że są wyzyskiwani.
Wiecie, co jest najgorsze
dla takiego przeciętnego W., jak ja, na emigracji? Nie piszę „Kowalskiego”,
tylko swój inicjał, żeby było uczciwie i bardziej dosadnie. Piszę też
„przeciętnego”, bo takich jak ja jest tutaj na pęczki, zdecydowana większość.
Przyjeżdżają do raju w jasno określonym celu – pracować jak najwięcej, zarobić
jak najwięcej, wydać jak najmniej, jak najszybciej stad zwiewać…
Dla takiego przeciętniaka
najgorsze jest tutaj to, gdy ktoś go pozbawia pracy. Gdy taki przeciętniak
traci dniówkę, to zaraz przelicza, ile to będzie w złotówkach, jak się oddala
od celu, ile jest już stratny i jakie to nieszczęście. Przeciętni W. do tego
nakręcają się tutaj właśnie w tym kierunku, żeby zrobić wszystko, aby dniówki nie
stracić, szybko cel osiągnąć i możliwie najszybciej spieprzać stąd do kraju. Często
nie widzą nawet, że się ośmieszają, a czasem dobrowolnie oddają w niewolę.
Wiedzą o tym dobrze ci, co
pracę dają, są pracodawcami, pośrednikami czy czymś tam. Wiedzą, że mogą w ten
sposób skutecznie zniewalać jednostki i robią to bez najmniejszego mrugnięcia
swoich powiek.
I takie przeciętny W. staje
się niewolnikiem. Zrobi dosłownie wszystko, żeby pracy nie stracić, żeby cel
osiągnąć…
A godność? Szacunek dla
siebie? I tym podobne sprawy…
To trzeba zostawić na
potem. O tym trzeba dzisiaj zapomnieć, a później zapomnieć o tym, że zapomniało
się o tym wczoraj i nie wspominać już tego, że się zapomniało.
Mam taki przykład w pracy
człowieka pracowitego, ciągle coś tam robi, jest starszy ode mnie, a tyle w nim
jeszcze siły, energii i chęci, że tylko pozazdrościć. Jest przy tym tak uległy,
że zrobi dosłownie wszystko, co mu wajzer nakaże albo o co niby „poprosi” szef.
Może i mają rację inni znajomi z pracy, gdy mówią, że jest tam kilku, co nawet
gówno zjedzą, jeśli to się opłaca i zadowolą szefa!
Nie widzę w ich zachowaniu
(tych pracowitych, uległych) jakiegokolwiek sprzeciwu na warunki pracy czy
płacę, na ich traktowanie ze strony przełożonych. Robią wszystko pokornie,
poddają się każdej decyzji i nakazowi z góry… Czasami dostrzegam wśród
przełożonych zachowanie w stosunku do nich, jakby byli ich własnością.
Przełożeni wiedzą, że ludzie ci nie odmówią wykonania żadnej pracy, nawet tej,
która kosztuje tutaj dziesięć razy więcej, niż oni zarabiają; nawet tej, której
Anglicy bez odzieży ochronnej i całej procedury nawet się nie tykają.
Obok tych szczęśliwców jest
niewielka grupa tych, którzy mówią NIE! mówią NIE, gdy mają coś zrobić, co
wymaga, powiedzmy zachowania specjalnych środków ostrożności. Mówią NIE, gdy
nakazuje im się wykonywanie dodatkowych prac za tę samą stawkę godzinową. Mówią
NIE, gdy nakazuje im się wykonywać pracę przewidzianą dla jakichś maszyn.
Czasami się stawiają wręcz
przełożonym i dyktują warunki. O dziwo, przełożeni, słuchają ich i nierzadko
warunki tej grupy spełniają. Zdarza się jednak też, że ludzie ci z pracy
znikają. Wiadomo z jakich powodów, więc nie będę pisał.
Ci jednak, którzy mówią
NIE, a mimo to zostają, wiedzą, że są potrzebni firmie i żeby przełożeni mogli
osiągnąć cel. Wiedzą doskonale, że wielcy z tej firmy nie pozwolą sobie na to,
żeby stracić, powiedzmy od razu kilkanaście osób. Dopóki grupa liczy tych
kilkanaście osób, to góra firmowa będzie się z nimi liczyć. Widzę jednak
dokładnie, jak góra pracuje nad tym, aby tę grupę stopniowo uszczuplać. Ten
dostaje day off, tamten pracuje gdzie indziej, jeszcze inny dostaje jakiś bonus
pieniężny i to dostaje tak, że choć dostaje „pod stołem”, to dostaje tak
właśnie, żeby inni wiedzieli…, nakręca się przy tym ludzi, że wszyscy powinni
dostać…
Widać tu jak na dłoni, że
czasy niewolnictwa wcale nie przeminęły, zmieniła się tylko forma. Już taki
nadzorca niewolników nie chodzi z batem w ręku i nie musi chłostać nikogo po
plecach.
Jest tutaj tyle przykładów
zniewalania jednostki i jest tyle jednostek, które się poddają. Często słyszę
wymówkę, że jestem tu po to, aby zarobić swoje i spadam do kraju.
Ale czy takim gadaniem da
się wszystko tłumaczyć? Czy nasza godność jest warta pięćdziesiąt funtów
dniówki?
Trudne pytania, na które
można udzielić tylko bardzo smutnych odpowiedzi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz