17 czerwca 2017

Niewolnicy Pracy

Na wstępie może trochę ostro, ale inaczej się nie dal. Debile pracodawcy i przełożeni zdają się nie rozumieć, że ludzie mogą być zmęczeni, mogą zaspać do pracy albo mieć słabszy dzień. Nie piszę o sobie, ale o swoich znajomych, którzy dostają baty za to, że zaspali albo się spóźnili kilka minut do pracy. A trzeba wiedzieć, że zaczynami robotę o piątej rano!
Są albo tak tępi, albo tak przekonani o tym, że mogą decydować o losie innych ludzi. Widzę to tutaj od roku, jak karze się ludzi na przykład za to, że pozwolili sobie dzień czy dwa na chorobę, powiedzmy przeziębienie lub zwykłe przemęczenie. 

Raz miałem taką sytuację, że wstałem do pracy i wiedziałem, że nie dam rady wyjść z domu. Nie miałem sił nawet na to, żeby iść do kuchni, zrobić sobie kanapki. Totalna niemoc, wierzcie mi. To był czas, kiedy przestawiałem się z nocnej zmiany na dzienną. Po prostu wymiękłem. Jak zresztą wielu innych, jak, można śmiało powiedzieć, każdy co jakiś czas tutaj.
Wysłałem wiadomość, że bardzo źle się czuję i nie przyjdę do pracy. Wszystko zgodnie z procedurą. Miałem w nosie czy to zaakceptują, czy nie! wiedziałem tylko jedno, chcę wrócić do łóżka i przespać jeszcze z godzinę albo trochę więcej.
Kilka dni pauzowałem później za tę słabość, ale ogólnie to bardzo tego nie odczułem.
Lepiej rozumiem ludzi, którzy pauzują za to, że nie mieli siły, nie dają po prostu rady. Szkoda mi ich i wiem, że kara kilku dni wolnego za spóźnienie jest niewspółmierna do winy.
Rośnie we mnie wściekłość na stosunki pracy tutaj oraz na to, jak traktuje się tu moich rodaków. Chciałbym, żeby tak z dnia na dzień wszyscy Polacy spakowali walizki i dali stąd dyla. Ależ byłaby panika! Aż się uśmiecham na samą myśl o takim rozwoju sytuacji.
Na początku, gdy przyjmowałem się do pracy, w której jestem, powiedziałem, że chciałbym pracować osiem godzin dziennie. Tyle mi wystarczy.
W biurze popatrzyli na mnie jak na nienormalnego.
Po kilku tygodniach w pracy zrozumiałem dobrze, że wtedy naprawdę mogłem zadziwić słuchających. Część, z którymi pracuję, gdyby im pozwolono, to spaliby w pracy i z niej nie wychodzili. To dało pracodawcom święte prawo myśleć, że ich firmie Polacy pracują minimum 11 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu. I tak jest.
To smutne, że sami pędzimy, śrubujemy normy, ścigamy się ze sobą, kto więcej, szybciej i lepiej.
Ostatnio mój znajomy, ma tutaj rodzinę, dzieci, naprawdę się stara w pracy, dostał kilka dni offa tylko dlatego, ze zaspał.
Zaczynam się wściekać na to, co widzę na co dzień.
Zaczynam rozumieć niechęć, a nawet nienawiść moich ziomków do tych, co tym wszystkim kręcą. A jestem tu dopiero niespełna rok.
Staram się, jak mogę, zrozumieć obie strony. Nie potrafię jednak zrozumieć tego, że traktuje się tutaj ludzi jak własnych niewolników.
Miało być ogólniej, że jesteśmy wszyscy niewolnikami pracy i osiągania sukcesu. Coraz mniej mamy czasu, żeby pogadać z rodziną, żeby pobawić się z dziećmi, spotkać ze znajomymi, przede wszystkim odpocząć. I im mniej tego czasu, na te święte sprawy, tym pracy nie ubywa, a zdaje się przybywać.
Trudno nazwać wolnym życie, w którym masz czas dla rodziny może tylko w niedzielę. 
Trudno nazwać ludzi wolnymi, gdy 4/5 życia spędzają w pracy albo o niej myśląc.

Położę się i spróbuję odpocząć kilka godzin od pracy, do myślenia, od tęsknoty, pisania. We śnie jesteśmy wolni! Naprawdę jesteśmy wolni, gdy Niebo nas wyłącza z tej ziemskiej rzeczywistości! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...