Dla każdego, kto
próbuje wniknąć w temat uzależnienia alkoholowego i jego skutków dla osób
najbliższych Alkoholikowi ks. Marek Dziewiecki nie powinien być osobą obcą. A
jeśli jest, to osoby te powinny choć spróbować zapoznać się z rozważaniami tego
człowieka na ten temat.
W jednej ze swoich
publikacji Dziewiecki skupia się nad problemem współuzależnienia u osób
bliskich Alkoholikom.
Takie współuzależnienie
nazywa się też koalkoholizmem.
Od siebie
dodam, że to kolejny kop dla Alkoholików, aby ich zdołować za ich błędne wybory
życiowe.
Ksiądz do symptomów
współuzależnienia zalicza:
Lokowanie
uczucia własnej wartości w zdolności do kontrolowania uczuć i zachowań swoich i
cudzych, mimo oczywistych doświadczeń, że konsekwencje są odwrotne.
Zaspakajanie
cudzych potrzeba w sposób umożliwiający zaspakajanie potrzeb własnych.
Zaburzenia
systemu granic zarówno w sytuacjach intymności, jak i osamotnienia.
Bierne
trwanie w związku z osobą o zachwianej osobowości (alkoholizm, narkomania,
chorobliwa impulsywność).
Doznawanie
bardzo bolesnych emocji lub utrata wrażliwości emocjonalnej w okresie
przynajmniej dwóch lat, bez szukania pomocy na zewnątrz.
Autor zakłada, że gdy
Alkoholik przestaje pić, to symptomy współuzależnienia u jego bliskich nie
zanikają, a często następuje ich nasilenie.
Przywołajmy też tutaj
skrajności występujące o osób współuzależnionych, jakie znajdziemy u P. Mellody
[199r, s. 111/8]:
1. Brak
poczucia własnej wartości lub arogancja i poczucie wyższości;
2. Nadmierna
bezstronność wobec bolesnych przeżyć lub nadmierna odporność (brak
wrażliwości);
3. Poczucie,
że jest się człowiekiem złym i zbuntowanym lub poczucie, że jest się kimś
zupełnie doskonałym;
4. Nadmierna
zależność od innych ludzi lub nadmierna niezależność (utrata potrzeb i
pragnień);
5. Brak
elementarnej dyscypliny i wprowadzanie chaosu we własne życie lub przesadne,
natrętne kontrolowanie siebie i innych ludzi.
A następnie Dziewiecki
próbuje zdefiniować współuzależnienie jako pewien
typ niedojrzałej osobowości, pewną skłonność (związaną z osobistą historią
rozwoju) do błędnego reagowania na problematyczne sytuacje życiowe oraz na
zaburzone zachowania innych osób.
Podoba mi się u księdza
Dziewieckiego próba obiektywnego spojrzenia na problem, dlatego przytoczę jeszcze
jeden fragment jego książki:
(…)
życie w bliskim kontakcie z alkoholikiem nie jest zatem jedynym źródłem
współuzależnienia. Jest raczej okolicznością, która odsłania osobowościowe
problemy partnera, które istniały już wcześniej.
W
oparciu o dotychczasowe analizy można stwierdzić, że współuzależnienie okazuje
się odrębną formą zaburzonej osobowości i wymaga specyficznej interwencji
terapeutycznej. (…) Trudno jest przekonać osobę współuzależnioną, że alkoholizm
współmałżonka nie jest jedynym problemem.
Często bowiem w życiu
bywa tak, że tylko od uzależnionego wymaga się zmiany trybu życia, terapii i on
jest obwiniany za wszystkie ewentualne niepowodzenia, nie tylko swoje, ale i
innych; obwiniany jest odpowiedzialnością za niepowodzenia innych, na które
często nie ma żadnego wpływu.
Tymczasem, jak twierdzi
autor, nową teraźniejszość i przyszłość muszą budować wszystkie strony.
Spodobało mi się bardzo
stwierdzenie, że wymaga odwagi uznanie faktu, iż nie tylko osoba uzależniona
jest poraniona fizycznie, psychicznie, społecznie i moralnie. Trzeba odwagi,
aby przyznać się, że żyjąc z osobą uzależnioną, my również jesteśmy poranieni i
mamy trudności z emocjami oraz nawiązywaniem kontaktów interpersonalnych.
Osoba
to coś więcej iż ciało, psychika, sfera duchowa. Osoba to coś więcej niż nawet
suma tych wszystkich wymiarów. Osoba to ktoś (…), kto wciela się w te sfery,
posługuje się nimi. Pisze Dziewiecki.
Trzeba nauczyć się
kompetentnej miłości wobec samego siebie.
Osobie
współuzależnionej grożą skrajne postawy wobec samej siebie. Może (…)
koncentrować się na swoim poczuciu krzywdy z powodu życia z człowiekiem
uzależnionym. Może też odnosić się do siebie z agresywnością i okrucieństwem
„karząc” się w ten sposób za swoją sytuację życiową. Obie te skrajności są
zachowaniami niedojrzałymi i destrukcyjnymi. Tymczasem kompetentna miłość
oznacza przyjmowanie własnej rzeczywistości z prawdą i miłością. W kontekście
miłości pozytywne prawdy o nas stają się źródłem radości i siły, a prawdy
negatywne nie prowadzą do rozpaczy czy okrucieństwa lecz mobilizują do
przezwyciężania trudności oraz do rozwoju.
Jeśli osoba uzależniona
potrafi pojednać się ze sobą i przebaczyć sobie przeszłość, to już zrobiła krok
ku nowemu.
Niedopuszczalne jednak
jest w próbach odnowy życia wybaczanie sobie przeszłości po to, aby dawne błędy
popełniać ponownie. To raczej oznacza „zamknięcie” się w bolesnej przeszłości i
trwanie w niej.
Człowiek
dojrzale przebaczający sobie „wczoraj”, pamięta bolesną przeszłość. Nie
zadręcza się tym jednak. Pamięć o bolesnej przeszłości ma chronić przed tamtymi
błędami w teraźniejszości i przyszłości, której, notabene, jeszcze nie ma.
Przebaczanie sobie jest
nieodłączne z przebaczeniem innym krzywd czy zła, któregokolwiek
doświadczyliśmy. Tego już nie ma. Przeminęło. To już przeżyte.
I znów, pamiętam
przeszłość tylko po to, aby nie dać się krzywdzić w teraźniejszości i
nieistniejącej jeszcze przyszłości.
Rozważania księdza
Dziewieckiego często wykraczają poza sferę osób uzależnionych i dotyczą
wszystkich i każdego z osobna.
Cały
proces pojednania się ze sobą to uznanie faktu, że zostałem „wrzucony” bez mojej
zgody w ten świat, rodzinę, kraj, szkołę, więzi z innymi ludźmi. W ogóle mnie w
tym procesie nie było.
Takie zrozumienie
siebie uchroni nas przed bezsensownym buntem i destrukcyjnym poczuciem krzywdy.
Już nie trzeba chyba
dodawać, że takie podwaliny ułatwiają mobilizację do budowania teraźniejszości.
Takie
dojrzałe kochanie siebie otwiera nas na miłość drugiego człowiek i pokochanie
go, bez znaczenia czy jest on od czegokolwiek uzależniony, krzywy, bogaty,
mądry…
Taka
dojrzałość wyklucza naiwne litowanie się nad innymi i wycofywanie miłości wobec
nich.
Trwanie latami przy
uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się
cierpieniem, które ma destrukcyjny wpływ na współmałżonka i dzieci, a nie
przynosi żadnej zmiany w postawie alkoholika. Co więcej, pozwala mu trwać w
nałogu.
I znów odnieśmy to do
tego wszystkiego, co nas w innych irytuje i z czym tak trudno nam żyć.
Odejście, odsunięcie
się na bok to w dojrzałości człowieka nie oznacza wycofania miłości ani nie
jest przejawem okrucieństwa. To dojrzała miłość wobec kogoś, kto niszczy siebie
i innych.
Ludzie często trwają w
toksycznych związkach.
W przypadku
uzależnienia alkoholowego aż 90% kobiet trwa przy swoich uzależnionych
partnerach, gdy aż 90% mężczyzn opuszcza swoje uzależnione partnerki.
Moim zdaniem nie
oznacza ot absolutnie wyższości oceny sytuacji mężczyzny nad oceną kobiety, ale
to, że kobiety bardziej angażują się w związki i dużo trudniej podjąć im
decyzję o rozstaniu.
Muszę tu przytoczyć
rozważania księdza Dziewieckiego nad przypowieścią O synu marnotrawnym, gdyż są one dla mnie czytelne i przekonujące.
Chciałbym też kiedyś usłyszeć takie kazanie na niedzielnej mszy świętej, na
którą tak rzadko się decyduję.
Ojciec potrafi kochać
syna, który ulega iluzjom łatwego szczęścia i odchodzi (…) ojciec nie cofa
swojej miłości, ale też nie udziela synowi pomocy. Nie jest okrutny, ale też
nie jest naiwny. (…) pozostawia błądzącego syna własnemu losowi. Gdyby przestał
go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy
i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to syn nie miałby powodu, by się
zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z
przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję
o całkowitej zmianie życia/ staje się synem powracającym. Teraz dopiero
rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać oraz że kochał go naprawdę
dojrzale
(Łk
15, 11-32).
Oczywiście dzisiaj nie
zgadzam się z księdzem Dziewieckim, że Alkoholik jest jednocześnie człowiekiem
chorym, a nie grzesznym. Człowiek taki, zdaniem księdza, nie musi się nawracać,
tylko leczyć.
Zdaniem księdza: Nawrócenie jest obowiązkiem ludzi żyjących w
świadomości i wolności. Tymczasem w czynnej fazie uzależnienia czy współuzależnienia
mamy zawsze do czynienia z mocno zawężoną świadomością i wolnością, aż do
możliwości całkowitego zniesienia odpowiedzialności moralnej.
Nie wiem czy można
takie kryteria stosować do ludzi uzależnionych, a jednak żyjących samotnie i czy
nie da się tego przypiąć do formuły współuzależnienia?!
Ksiądz próbuje też
osoby uzależnione rozgrzeszyć moralnie, ponieważ błędy i zaniedbania popełnione
przez tych ludzi wynikały z barku świadomości, a nie złej woli.
Po co
zatem spowiadają się dzieciaki, które nie mają świadomości popełnianych czynów?
Myślę, że takie
stanowisko księdza wynika przede wszystkim z jego miłości do bliźniego, a
zwłaszcza tego bliźniego poranionego psychicznie i fizycznie.
Błędem jest bowiem,
kiedy ktoś nie widzi faktycznych win moralnych tam, gdzie one są. Jednak równie
groźna jest sytuacja, w której ktoś dopatruje się winy moralnej i grzechu tam,
gdzie jest tylko nieświadoma lub niedobrowolna słabość albo niedojrzałość
psychiczna. [6]
Takie rozumowanie wpina
się w moje myślenie o grzechu, którego dopatruję się tylko tam, gdzie jest
pełna świadomość czynu. I w przypadku osób uzależnionych często występuje u
nich świadomość zagrożeń płynących z ich uzależnienia, a więc nie można też
odmawiać im świadomości w robieniu tego, co czynią w stanie odmiennym,
spowodowanym czynnikiem uzależniającym.
Faktem jest, że Bóg nie
zsyła nam żadnych krzyży ani kary czy cierpienia. To wszystko jest niczym
innym, jak konsekwencją naszych błędów. Zdarza się, że też błędów osób, wśród
których i z którymi żyjemy.
Co możemy powiedzieć na
pewno o stosunku Boga do nas?
Na pewno nas kocha i
uczy nas miłości, jak w Hymnie do Miłości
świętego Pawła (Koryntian 13, 4-8).
Co mogę powiedzieć ja?
Na razie niech głównie
mówią inni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz