2 czerwca 2017

Edukacja Alkoholowa (2.)

Dla każdego, kto próbuje wniknąć w temat uzależnienia alkoholowego i jego skutków dla osób najbliższych Alkoholikowi ks. Marek Dziewiecki nie powinien być osobą obcą. A jeśli jest, to osoby te powinny choć spróbować zapoznać się z rozważaniami tego człowieka na ten temat.
W jednej ze swoich publikacji Dziewiecki skupia się nad problemem współuzależnienia u osób bliskich Alkoholikom.
Takie współuzależnienie nazywa się też koalkoholizmem.

Od siebie dodam, że to kolejny kop dla Alkoholików, aby ich zdołować za ich błędne wybory życiowe.
Ksiądz do symptomów współuzależnienia zalicza:
Lokowanie uczucia własnej wartości w zdolności do kontrolowania uczuć i zachowań swoich i cudzych, mimo oczywistych doświadczeń, że konsekwencje są odwrotne.
Zaspakajanie cudzych potrzeba w sposób umożliwiający zaspakajanie potrzeb własnych.
Zaburzenia systemu granic zarówno w sytuacjach intymności, jak i osamotnienia.
Bierne trwanie w związku z osobą o zachwianej osobowości (alkoholizm, narkomania, chorobliwa impulsywność).
Doznawanie bardzo bolesnych emocji lub utrata wrażliwości emocjonalnej w okresie przynajmniej dwóch lat, bez szukania pomocy na zewnątrz.
Autor zakłada, że gdy Alkoholik przestaje pić, to symptomy współuzależnienia u jego bliskich nie zanikają, a często następuje ich nasilenie.
Przywołajmy też tutaj skrajności występujące o osób współuzależnionych, jakie znajdziemy u P. Mellody [199r, s. 111/8]:
1.    Brak poczucia własnej wartości lub arogancja i poczucie wyższości;
2.    Nadmierna bezstronność wobec bolesnych przeżyć lub nadmierna odporność (brak wrażliwości);
3.    Poczucie, że jest się człowiekiem złym i zbuntowanym lub poczucie, że jest się kimś zupełnie doskonałym;
4.    Nadmierna zależność od innych ludzi lub nadmierna niezależność (utrata potrzeb i pragnień);
5.    Brak elementarnej dyscypliny i wprowadzanie chaosu we własne życie lub przesadne, natrętne kontrolowanie siebie i innych ludzi.
A następnie Dziewiecki próbuje zdefiniować współuzależnienie jako pewien typ niedojrzałej osobowości, pewną skłonność (związaną z osobistą historią rozwoju) do błędnego reagowania na problematyczne sytuacje życiowe oraz na zaburzone zachowania innych osób.
Podoba mi się u księdza Dziewieckiego próba obiektywnego spojrzenia na problem, dlatego przytoczę jeszcze jeden fragment jego książki:
(…) życie w bliskim kontakcie z alkoholikiem nie jest zatem jedynym źródłem współuzależnienia. Jest raczej okolicznością, która odsłania osobowościowe problemy partnera, które istniały już wcześniej.
W oparciu o dotychczasowe analizy można stwierdzić, że współuzależnienie okazuje się odrębną formą zaburzonej osobowości i wymaga specyficznej interwencji terapeutycznej. (…) Trudno jest przekonać osobę współuzależnioną, że alkoholizm współmałżonka nie jest jedynym problemem.
Często bowiem w życiu bywa tak, że tylko od uzależnionego wymaga się zmiany trybu życia, terapii i on jest obwiniany za wszystkie ewentualne niepowodzenia, nie tylko swoje, ale i innych; obwiniany jest odpowiedzialnością za niepowodzenia innych, na które często nie ma żadnego wpływu.
Tymczasem, jak twierdzi autor, nową teraźniejszość i przyszłość muszą budować wszystkie strony.
Spodobało mi się bardzo stwierdzenie, że wymaga odwagi uznanie faktu, iż nie tylko osoba uzależniona jest poraniona fizycznie, psychicznie, społecznie i moralnie. Trzeba odwagi, aby przyznać się, że żyjąc z osobą uzależnioną, my również jesteśmy poranieni i mamy trudności z emocjami oraz nawiązywaniem kontaktów interpersonalnych.
Osoba to coś więcej iż ciało, psychika, sfera duchowa. Osoba to coś więcej niż nawet suma tych wszystkich wymiarów. Osoba to ktoś (…), kto wciela się w te sfery, posługuje się nimi. Pisze Dziewiecki.
Trzeba nauczyć się kompetentnej miłości wobec samego siebie.
Osobie współuzależnionej grożą skrajne postawy wobec samej siebie. Może (…) koncentrować się na swoim poczuciu krzywdy z powodu życia z człowiekiem uzależnionym. Może też odnosić się do siebie z agresywnością i okrucieństwem „karząc” się w ten sposób za swoją sytuację życiową. Obie te skrajności są zachowaniami niedojrzałymi i destrukcyjnymi. Tymczasem kompetentna miłość oznacza przyjmowanie własnej rzeczywistości z prawdą i miłością. W kontekście miłości pozytywne prawdy o nas stają się źródłem radości i siły, a prawdy negatywne nie prowadzą do rozpaczy czy okrucieństwa lecz mobilizują do przezwyciężania trudności oraz do rozwoju.
Jeśli osoba uzależniona potrafi pojednać się ze sobą i przebaczyć sobie przeszłość, to już zrobiła krok ku nowemu.
Niedopuszczalne jednak jest w próbach odnowy życia wybaczanie sobie przeszłości po to, aby dawne błędy popełniać ponownie. To raczej oznacza „zamknięcie” się w bolesnej przeszłości i trwanie w niej.
Człowiek dojrzale przebaczający sobie „wczoraj”, pamięta bolesną przeszłość. Nie zadręcza się tym jednak. Pamięć o bolesnej przeszłości ma chronić przed tamtymi błędami w teraźniejszości i przyszłości, której, notabene, jeszcze nie ma.
Przebaczanie sobie jest nieodłączne z przebaczeniem innym krzywd czy zła, któregokolwiek doświadczyliśmy. Tego już nie ma. Przeminęło. To już przeżyte.
I znów, pamiętam przeszłość tylko po to, aby nie dać się krzywdzić w teraźniejszości i nieistniejącej jeszcze przyszłości.
Rozważania księdza Dziewieckiego często wykraczają poza sferę osób uzależnionych i dotyczą wszystkich i każdego z osobna.
Cały proces pojednania się ze sobą to uznanie faktu, że zostałem „wrzucony” bez mojej zgody w ten świat, rodzinę, kraj, szkołę, więzi z innymi ludźmi. W ogóle mnie w tym procesie nie było.
Takie zrozumienie siebie uchroni nas przed bezsensownym buntem i destrukcyjnym poczuciem krzywdy.
Już nie trzeba chyba dodawać, że takie podwaliny ułatwiają mobilizację do budowania teraźniejszości.
Takie dojrzałe kochanie siebie otwiera nas na miłość drugiego człowiek i pokochanie go, bez znaczenia czy jest on od czegokolwiek uzależniony, krzywy, bogaty, mądry…
Taka dojrzałość wyklucza naiwne litowanie się nad innymi i wycofywanie miłości wobec nich.
Trwanie latami przy uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się cierpieniem, które ma destrukcyjny wpływ na współmałżonka i dzieci, a nie przynosi żadnej zmiany w postawie alkoholika. Co więcej, pozwala mu trwać w nałogu.
I znów odnieśmy to do tego wszystkiego, co nas w innych irytuje i z czym tak trudno nam żyć.
Odejście, odsunięcie się na bok to w dojrzałości człowieka nie oznacza wycofania miłości ani nie jest przejawem okrucieństwa. To dojrzała miłość wobec kogoś, kto niszczy siebie i innych.
Ludzie często trwają w toksycznych związkach.
W przypadku uzależnienia alkoholowego aż 90% kobiet trwa przy swoich uzależnionych partnerach, gdy aż 90% mężczyzn opuszcza swoje uzależnione partnerki.
Moim zdaniem nie oznacza ot absolutnie wyższości oceny sytuacji mężczyzny nad oceną kobiety, ale to, że kobiety bardziej angażują się w związki i dużo trudniej podjąć im decyzję o rozstaniu.
Muszę tu przytoczyć rozważania księdza Dziewieckiego nad przypowieścią O synu marnotrawnym, gdyż są one dla mnie czytelne i przekonujące. Chciałbym też kiedyś usłyszeć takie kazanie na niedzielnej mszy świętej, na którą tak rzadko się decyduję.
Ojciec potrafi kochać syna, który ulega iluzjom łatwego szczęścia i odchodzi (…) ojciec nie cofa swojej miłości, ale też nie udziela synowi pomocy. Nie jest okrutny, ale też nie jest naiwny. (…) pozostawia błądzącego syna własnemu losowi. Gdyby przestał go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to syn nie miałby powodu, by się zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję o całkowitej zmianie życia/ staje się synem powracającym. Teraz dopiero rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać oraz że kochał go naprawdę dojrzale (Łk 15, 11-32).
Oczywiście dzisiaj nie zgadzam się z księdzem Dziewieckim, że Alkoholik jest jednocześnie człowiekiem chorym, a nie grzesznym. Człowiek taki, zdaniem księdza, nie musi się nawracać, tylko leczyć.
Zdaniem księdza: Nawrócenie jest obowiązkiem ludzi żyjących w świadomości i wolności. Tymczasem w czynnej fazie uzależnienia czy współuzależnienia mamy zawsze do czynienia z mocno zawężoną świadomością i wolnością, aż do możliwości całkowitego zniesienia odpowiedzialności moralnej.
Nie wiem czy można takie kryteria stosować do ludzi uzależnionych, a jednak żyjących samotnie i czy nie da się tego przypiąć do formuły współuzależnienia?!
Ksiądz próbuje też osoby uzależnione rozgrzeszyć moralnie, ponieważ błędy i zaniedbania popełnione przez tych ludzi wynikały z barku świadomości, a nie złej woli.
Po co zatem spowiadają się dzieciaki, które nie mają świadomości popełnianych czynów?
Myślę, że takie stanowisko księdza wynika przede wszystkim z jego miłości do bliźniego, a zwłaszcza tego bliźniego poranionego psychicznie i fizycznie.
Błędem jest bowiem, kiedy ktoś nie widzi faktycznych win moralnych tam, gdzie one są. Jednak równie groźna jest sytuacja, w której ktoś dopatruje się winy moralnej i grzechu tam, gdzie jest tylko nieświadoma lub niedobrowolna słabość albo niedojrzałość psychiczna. [6]
Takie rozumowanie wpina się w moje myślenie o grzechu, którego dopatruję się tylko tam, gdzie jest pełna świadomość czynu. I w przypadku osób uzależnionych często występuje u nich świadomość zagrożeń płynących z ich uzależnienia, a więc nie można też odmawiać im świadomości w robieniu tego, co czynią w stanie odmiennym, spowodowanym czynnikiem uzależniającym.
Faktem jest, że Bóg nie zsyła nam żadnych krzyży ani kary czy cierpienia. To wszystko jest niczym innym, jak konsekwencją naszych błędów. Zdarza się, że też błędów osób, wśród których i z którymi żyjemy.
Co możemy powiedzieć na pewno o stosunku Boga do nas?

Na pewno nas kocha i uczy nas miłości, jak w Hymnie do Miłości świętego Pawła (Koryntian 13, 4-8).
Co mogę powiedzieć ja?

Na razie niech głównie mówią inni! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...