8 kwietnia 2017

Co słychać?

Zbliżają się kolejne święta, które spędzę z dala od mojej ukochanej ojczyzny. Cóż pocznę, że „mię los nieszczęśliwy goni”! Nie proszę przy tym żadnej Zośki, żeby przywiozła mi tutaj z ojczystych gwiazd światłości albo polskich kwiatów woni. Nie trzeba mi tu też wcale odmłodnieć. Wystarczą mi w zupełności zdjęcia, które przesyła mi syn, jak to na przykład, i rozmowy z najbliższymi.
Twardnieję
Mimo że w nowej pracy nie brakuje okrutnych do bólu ludzi, o czym co nieco  wspomniałem, to i tak większość spotkanych tam ludzi lubię. To fajni, prości ludzie, którzy oceniają innych po ich pracy. Masz szacuj, gdy nie boisz się ciężkiej roboty. Kiedy się migasz, nie ma co liczyć na uznanie.
Ostatnio poczułem się dziwnie doceniony.

Kilka dni temu wajzer powiedział mi, żeby przeszedł do X i mu pomógł. To był ukłon w moją stronę, gdyż odrywał mnie od grupy, która nieźle dostawała w kość i kierował do roboty, powiedzmy dla dzieci.
Poszedłem do X i powiedziałem, że wajzer mówił, żeby mu pomógł. Wyjaśnił, na czym ma polegać moja jemu pomoc. Nic nie mówiąc X, zawróciłem i poszedłem z powrotem do wajzera. Stał z pracownikami. Podszedłem i powiedziałem, żeby zmienił zdanie, bo ja wolę z chłopakami robić to, co robiłem. Niech do X wyśle kogoś innego.
Chłopaki zdębieli, a wajzer zaczął się śmiać. Jak się później okazało, jeszcze nikt nie poprosił go, żeby zamienił mu lekką robotę na ciężką.
Stanęło na moim.
Dziwna sprawa, bo od tej pory wszyscy zapamiętali moje imię. Wszyscy mówią mi cześć i na moje cześć odpowiadają. Nawet zakapiory mówią mi po imieniu. Jestem w drużynie.
Pracują z nami też ludzie, którzy mają leciutką robotę. Taką dla dzieciaków albo niepełnosprawnych fizycznie. Noszą papiery z biura do biura. Coś tam sprzątną, poukładają itd. Większość im tej fuchy zazdrości. Taka lajtowa robota!
Wczoraj jeden z tych lajtowych o coś mnie zapytał. Bąknąłem coś w odpowiedzi i poszedłem dalej. Pieprzone panienki, pomyślałem przy tym i dumnie się wyprostowałem.
Zdziwiłem się szybko swojemu zachowaniu. Jakoś dziwnie twardnieję w tej robocie. Przynależę do grupy, która nie boi się ciężkiej pracy. To elita.
Czy jestem z tego dumny?
Nie! Po prostu nie lubię łazić i udawać, że pracuję!
Myślę też, że każdy wódz z małej gminy na końcu świata powinien przejść kilka etapów roboty na emigracji. To pozwala spojrzeć na pewne sprawy zupełnie inaczej niż zza kiepskiej jakości biurka.
Zapytacie czy w Polsce znalem też takie panienki w męskim wykonaniu?
Całą masę! Kilka z nich to przecież moja niedawna opozycja!

Jakość
Trudno jest mówić o jakości życia, skoro to życie ogranicza się tyko do pracy, liczenia pieniędzy i rozrywki polegającej na zapomnieniu na jakiś czas wszystkiego!
Większość spotkanych tu ludzi nastawia się na zarabianie pieniędzy i powrót do kraju w bliższej lub dalszej perspektywie. Kiedy nie do zniesienia staje się emigracyjna rzeczywistość, uciekają w świat jakichś dziwnych związków partnerskich albo w objęcia czarodziejki gorzałki, o czymś mocniejszym nie będę wspominał.
W pewnym momencie przestają myśleć o tym, po co przyjechali i wsiąkają. Emigracyjna rzeczywistość to dość dziwny układ, w jakim człowiek funkcjonuje. Można tu na przykład nie mieć pracy przez miesiąc i być naprawdę w trudnym położeniu. Później wystarczy tydzień pracy i wszystko jest nadrobione. To kuszące i wielu daje się na to złapać. Dość łatwe życie. warunkiem i ceną takiego życia jest zapomnieć to, co było przed przyjazdem.
W pewnym momencie jednostka zaczyna żyć tutaj tylko pracą, rozmawia najczęściej o tym, ile zarabia i raz na jakiś czas funduje sobie zapomnienie!
 Jestem jedyny
Jesteś jedynym człowiekiem, jakiego tutaj znam, który nie pije!
Powiedziała mi kiedyś sąsiadka.
Gdyby ktoś mi o tobie opowiadał, to nie uwierzyłabym w to. Ale skoro cię widzę i rozmawiam z tobą codziennie, to wiem, że ktoś taki, kto nie pije, istnieje tutaj naprawdę.
Wiem, że to dość dziwny obrazek taki facet jak ja.
Jest nas pewnie tutaj więcej, ale to pojedyncze egzemplarze, pewnie rozrzucone na dużej przestrzeni.
Pomimo
Mimo wszystko czyszczę swoje magazyny pomysłów do pisania i z uporem maniaka realizuję założony plan.
Już widzę końcówkę tego, co zostało napisane wcześniej i cierpliwie czekało na publikację. Nie wiadomo czy z emigracji nie wrócę z czystą kartą w tej sprawie.
Chciałbym!
Zauważyłem, że gdy pomyślałem o wspomnianych już 200 000 odsłon na blogu i 1000 postach, to odsłon na blogu ubyło.
Nie zmienia to jednak faktu, że 1000 postów będzie i mój powrót, jeśli dożyję, będzie o wyznaczonym terminie.
Przecież to nie o ilość odsłon idzie. 
To taka kolejna umowa. 
Idzie o to w życiu, żeby realizować siebie, póki czas! 
Zapowiedź świąt w moim domu!
Życzenia?

Jeszcze nic Wam nie życzę, bo tydzień ma siedem dni! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...