Jesteśmy
krzykliwi, chamscy, staramy się za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę.
Nie
dociera do nas, że w ciszy i spokoju moglibyśmy jako nacja tutaj dosłownie
rządzić. My jednak wolimy wydzierać się bez powodu, obrażać innych, zakładając
że nie znają języka polskiego, i robić wszystko, żeby tylko sobie samy
szkodzić.
Jakaś
siła fatalna w nas tkwi i to ona, zamiast rozumu, zdaje się dyktować nam to
jakże żałosne postępowanie.
Ciągle
się zastanawiam, patrząc na to, na co patrzę i co widziałem choćby dzisiaj, co
z nami jest? Mam na myśli Polaków. Dlaczego robimy tak, a nie inaczej? Czemu
najzwyczajniej w świecie szkodzimy sobie swoim postępowaniem?
Dzisiaj,
pierwszy dzień po świętach, wajzerzy jakby rozumieli ból niektórych pracowników
i przewidzieli nam dość spokojny dzień. Z niektórymi Polakami jednak jest tak, że
jeśli pozwolisz sobie w stosunku do nich na jakiś luz, to oni zrobią wszystko, żebyś
już nigdy nie miał ochoty na podobne kroki.
Niektórzy
z naszych tak krzyczeli, że nawet ich ziomkom zaczęło to w końcu przeszkadzać. Do
tego te ciągłe personalne ataki na obcokrajowców. Zaczynam wierzyć, że mamy poniekąd
w genach przekazane rasizm czy antysemityzm. Każdy kto posłuchałby kanonady obraźliwych
epitetów w stosunku np. do Pakistańczyków, szybko zrozumiałby, że jesteśmy jacyś
nieprzystosowani do życia w wielokulturowym społeczeństwie.
To
przykre, ale prawdziwe, że nie da nas się lubić za tę naszą hałaśliwość i brak refleksji.
Jakby nam jako nacji zabrakło instynktu zachowawczego na obczyźnie. Rzucamy się
w oczy, a to nie jest na emigracji zaleta.
Oczywiście
nie dotyczy to wszystkich.
Ale
wszyscy jednakowo ewentualnie obrywają w razie czego!
Pozdrawiam
najciszej, jak można.
Trzymajcie
się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz