Uśmiecham
się do siebie, gdy patrzę na notatki sporządzone około czterech lat temu, to
jest w 2013 roku.
Dotyczą
one zapisków z lektury Strażnicy.
Wiecie, to takie sztandarowe pismo świadków Jehowy. A że mam zamiar poświęcić
im kolejną porcję wpisów na blogu, to wspomnę i o tym.
Robiłem
notatki z tekstów zawartych we wspomnianej Strażnicy
i dopiero pod koniec zauważyłem, że pismo ma Nr 11 i datowane jest na dzień 1
czerwca 1996 roku. A zatem dotarło ono do mnie za pośrednictwem świadków Jehowy
po latach siedmiu od wydania.
Przypomniałem
sobie, jak się wtedy uśmiechnąłem sam do siebie. pomyślałem przy tym, że albo
świadkowie mają mnie za głąba, który się nie dojrzy (o mało im się nie udało),
albo oni byli głąbami i brali na głoszenie czasopisma, nie sprawdzając ich
aktualności.
Jeśli
zatem kiedyś tam spotkacie jakichś świadków Jehowy, to warto uważać, żeby wam
nie wcisnęli czegoś przestarzałego.
No,
mogę jeszcze zakładać, że wydają oni co jakiś tam okres czasu ten sam numer
czasopisma i czasami zdarza im się, że nie zmienią daty.
A
teraz, co tam było takiego ciekawego, żem notatki tworzył, czytając tę starą Strażnicę.
Zapisałem
sobie między innymi taką uwagę, ze świadkowie Jehowy nawołują, żeby zwiewać z
chrześcijaństwa. W kwadratowym nawiasie zapisałem, że przecież Towarzystwo
Strażnica jest też cząstką chrześcijaństwa, choć ostatnio coraz chętniej
umiejscawia się ich na jego pograniczu, bliżej mormonów czy religii
afrykańskich.
Ale
wracam do notatki. Dla świadków Jehowy, tak wynikało z tekstu, ucieczka z
chrześcijaństwa jest niczym ucieczka z grzesznego Babilonu. Aby jednak ona był
skuteczna, należy uciec nie tylko poprzez odrzucenie fałszywej religii, ale
zerwać również związek duchowy.
Mnie
takie teksty za bardzo nie biorą.
Wierzę,
jak tylko potrafię, w Boga, którego ani nazwać, ani określić nie umiem.
Nie
obchodzi mnie przy tym religia czy wyznanie, do którego mnie szufladkują
znawcy, ze względu na mój chrzest, okazjonalne uczestnictwo w nabożeństwa czy
coś tam jeszcze innego.
Nie
ciskam się i nie nawracam wszystkich dookoła, nie krzyczę, że moja wiara jest
lepsza niż innych. Każdy ma swoją drogę i oby to była ta droga, która
prowadziło celu nazwanego zbawieniem.
Przyznam,
że papież Franciszek ani żaden świadek Jehowy nie przekonają mnie, że znają
przepis na moje zbawienie. Jeśli mnie Bóg nie rąbnie między oczy światłością,
to nikt mi nie pomoże – ni papież, niż głosiciele!
A
że Biblie czytam i jeszcze trochę więcej, to wyjdzie w trakcie pisania właśnie
o świadkach Jehowy.
Nim
jednak to nastąpi, to jeszcze będzie tekst o kolejnej broszurze, na którą
latami czekałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz