25 kwietnia 2017

Spóźnieni świadkowie Jehowy

Uśmiecham się do siebie, gdy patrzę na notatki sporządzone około czterech lat temu, to jest w 2013 roku.
Dotyczą one zapisków z lektury Strażnicy. Wiecie, to takie sztandarowe pismo świadków Jehowy. A że mam zamiar poświęcić im kolejną porcję wpisów na blogu, to wspomnę i o tym.
Robiłem notatki z tekstów zawartych we wspomnianej Strażnicy i dopiero pod koniec zauważyłem, że pismo ma Nr 11 i datowane jest na dzień 1 czerwca 1996 roku. A zatem dotarło ono do mnie za pośrednictwem świadków Jehowy po latach siedmiu od wydania.

Przypomniałem sobie, jak się wtedy uśmiechnąłem sam do siebie. pomyślałem przy tym, że albo świadkowie mają mnie za głąba, który się nie dojrzy (o mało im się nie udało), albo oni byli głąbami i brali na głoszenie czasopisma, nie sprawdzając ich aktualności.
Jeśli zatem kiedyś tam spotkacie jakichś świadków Jehowy, to warto uważać, żeby wam nie wcisnęli czegoś przestarzałego.
No, mogę jeszcze zakładać, że wydają oni co jakiś tam okres czasu ten sam numer czasopisma i czasami zdarza im się, że nie zmienią daty.
A teraz, co tam było takiego ciekawego, żem notatki tworzył, czytając tę starą Strażnicę.
Zapisałem sobie między innymi taką uwagę, ze świadkowie Jehowy nawołują, żeby zwiewać z chrześcijaństwa. W kwadratowym nawiasie zapisałem, że przecież Towarzystwo Strażnica jest też cząstką chrześcijaństwa, choć ostatnio coraz chętniej umiejscawia się ich na jego pograniczu, bliżej mormonów czy religii afrykańskich.
Ale wracam do notatki. Dla świadków Jehowy, tak wynikało z tekstu, ucieczka z chrześcijaństwa jest niczym ucieczka z grzesznego Babilonu. Aby jednak ona był skuteczna, należy uciec nie tylko poprzez odrzucenie fałszywej religii, ale zerwać również związek duchowy.
Mnie takie teksty za bardzo nie biorą.
Wierzę, jak tylko potrafię, w Boga, którego ani nazwać, ani określić nie umiem.
Nie obchodzi mnie przy tym religia czy wyznanie, do którego mnie szufladkują znawcy, ze względu na mój chrzest, okazjonalne uczestnictwo w nabożeństwa czy coś tam jeszcze innego.
Nie ciskam się i nie nawracam wszystkich dookoła, nie krzyczę, że moja wiara jest lepsza niż innych. Każdy ma swoją drogę i oby to była ta droga, która prowadziło celu nazwanego zbawieniem.

Przyznam, że papież Franciszek ani żaden świadek Jehowy nie przekonają mnie, że znają przepis na moje zbawienie. Jeśli mnie Bóg nie rąbnie między oczy światłością, to nikt mi nie pomoże – ni papież, niż głosiciele!
A że Biblie czytam i jeszcze trochę więcej, to wyjdzie w trakcie pisania właśnie o świadkach Jehowy.

Nim jednak to nastąpi, to jeszcze będzie tekst o kolejnej broszurze, na którą latami czekałem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...