2 kwietnia 2017

Grzechy, grzechy, grzechy...

Jak lubię niektóre teksty księdza Niewęgłowskiego, tak również niektórych jego tekstów nie trawię. Na przykład ksiądz Niewęgłowski podaje jako przykłady następujące grzechy, które uważa za grzechy wobec Kościoła.
Moje komentarze do poszczególnych grzechów są tylko przykładem, jakimś skromnym przyczynkiem do przemyślenia sprawy.
I tak grzechami naszymi tego typu są:
1.      Pojmować Kościół jako instytucję, a nie widzieć w nim Mistycznego Ciała Chrystusa.

Czy jest w tym coś złego, że ja traktuję Kościół, z całą jego hierarchiczną armią urzędników w sutannach jako instytucję. Przecież Kościół działa na takich samych zasadach, jak dobrze funkcjonująca firma, w której każdy zna swoje miejsce i obowiązki, w której nie ma nawet miejsca na jakiekolwiek formy demokracji.
Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić Mistyczne Ciało Chrystusa podczas uroczystości religijnej odprawianej na przykład przez któregoś z biskupów, podczas których „armia” kapłanów pręży się, jak może, usługując wybrańcowi.
2.     Utożsamiać Kościół z duchowieństwem.
Nie wiem, co w tym złego, gdy ktoś utożsamia mnie i cały personel z „firmą”, w której pracuję.
Nie wiedziałem, że to grzech utożsamiać Kościół z duchowieństwem, bez którego przecież (zgodnie z Katechizmem Kk) Kościół istnieć nie może.
A może autor tych słów wyraża  w ten sposób wstyd, że kler jest właśnie taki, jaki wiemy, że jest. No jasne, że niecały, a kto twierdzi, że cały?
Nie wiedziałem, że to coś złego, gdy utożsamiam swój parafialny Kościół z jego pasterzem – proboszczem.
3.     Zachowywać się biernie i z roztargnieniem we Mszy świętej.
Trudno niektórym się skupić w świątyni, w której płacze dziecko, fałszuje organista, chór śpiewa tak, jakby jego członkowie byli niedosłyszący, do tego ksiądz bredzi, bo zabrakło mu czasu na przygotowanie kazania na odpowiednim poziomie i gada coś nie na temat albo przytacza przykłady, kto ile dał na ofiarę, a kto nie dał wcale…
4.    Z wyniosłości, lęku albo lenistwa nie brać udziału w uroczystościach religijnych.
Ale przecież jest jeszcze zalecenie Chrystusa, żeby człowiek się schował w jakimś miejscu odludnym i prosił Boga o łaski, a Bóg, który słyszy…
Zabrakło mi też tutaj czegoś, co z serca człowieka wypływa, na przykład potrzeba wzięcia udziału w uroczystościach religijnych.
Mam brać udział w uroczystościach religijnych nawet wtedy, gdy tego nie chcę?
Przecież to przymuszenie!
Na tym polega wiara?
5.     Posuwać się w tolerancji innych religii do twierdzenia, że wszystkie religie są równie dobre.
Nie mnie to oceniać czy inne religie są lepsze, a może gorsze niż ta, którą głosi Kościół. Ja tylko wiem, że w człowieku, co obok mnie pracuje, powinienem bliźniego widzieć i o to w sobie walczę.
Obecnie pracuję w firmie, gdzie dominują muzułmanie. Nie spotkało mnie z ich strony żadne upokorzenie. Nie wywyższają się, nie twierdzą, że jestem gorszy ze swoim chrześcijaństwem…
Ja w człowieku nie religii jego szukam, ale bliźniego swego, jak ja, często zagubionego, w tym świecie przez człowieka właśnie urządzonym.
6.    Chrześcijan niekatolików uważać za wrogów.
Gdy zatem w protestancie widzę wroga, to grzeszę.
Ale gdy widzę wroga w Żydzie, muzułmaninie albo wyznawcy hinduizmu, to grzechu już nie mam? Może mam zasługi?
Ksiądz katolicki mnie skopał, katolicy na mnie donosili, wymyślali nieprawdę na mój temat. I jeśli ich za wrogów wówczas uważałem, to już grzeszyłem.
A to ciekawe!
Ale nie będę wnikał.
7.     Być obojętnym wobec powołań kapłańskich.
Przecież Kościoła nie wolno mi utożsamiać z duchowieństwem! Przecież Kościół to wierni. Czy musi być wśród nich ktoś kto przeszedł specjalne szkolenie, żeby kierować tym wszystkim, co nazywamy kultem?
A jeśli tak, to dlaczego w Kościele nie widzieć instytucji, która kapłanów swoich szkoli jak urzędników?
8.    Nie modlić się za papieża i za duchowieństwo
A jak to będzie, gdy będę modlił się za powyższych, a innych sobie odpuszczę?
Albo czy powyżsi są kimś specjalnym, za kogo muszę się modlić, żeby grzechem nie plamić swojego sumienia?
9.    Uchylać się od świadczeń materialnych (na utrzymanie świątyń, akcje misyjne, charytatywne…)
To taka propaganda, to taki klerykalizm!
Jeśli jestem bogaty i rozdam swój cały majątek dla wszystkich napotkanych na drodze swojego życia, ale nie kapnę grosza na Kościół, to będę miał grzech?

I jeszcze grzechy względem siebie, z którymi też się nie do końca zgadzam, ale co ja mogę, biedny robak i proch!
1.      Małoduszność.
Czy każda jakakolwiek małość w człowieku stworzonym na obraz Boga nie jest sama w sobie grzechem?
2.     Nie mieć ideału swej osobowości albo go nie realizować; nie brać pod uwagę życia wiecznego, czyli eschatologicznego wymiaru ludzkiej egzystencji.
Po co budować świątynie i wszystko, co jest marnością?
Czy w myśleniu eschatologicznym mieszczą się budynki?
A jeśli ktoś mi powie, że w świątyniach Bóg mieszka, to ja mu odpowiem, że zgłupiał! Jak może w jakiejś lepiance z betonu i marmuru mieszkać Ktoś, kto świat cały stworzył, stworzył tego, który dzisiaj sili się wypina na budowniczego.
3.     Nie dokształcać się, nie rozwijać.
W dychę!
4.    Nie gospodarować czasem, tracić go (na gadanie…).
To brzmi jak zarządzanie czasem. Prawda, że teraz to modne?
Przecież mamy żyć chwilą, jak ptaki niebieskie. Nie wolno nam się martwić o to, co będzie ciut dalej. Liczy się tylko teraz…, bo później może nie być i wtedy już nic nie pomoże!
5.     Usprawiedliwiać niedociągnięcia, grzechy, obecną sytuację…
W zupełności na TAK!
6.    Pomniejszanie siebie
A co z zaleceniem, żeby być sługą, żeby się nie wywyższać…?
A co z przykładem Chrystusa, który uczniom umywa nogi, służy im, pokazując drogę…?
No i co z ascezą? Taką zdrową, bez przegięć!
7.     Niewykorzystanie możliwości i talentów
Z tym trudno się nie zgodzić.
To prawda oczywista!

To wszystko mi przypomina przysłowie o lekarzu, który powinien przede wszystkim uleczyć sam siebie, a później j próbować to samo robić z innymi.
Złą ambicję, pychę i próżność ostawiam na deser, bo wypompowałem się myśleniem o tym i muszę trochę odetchnąć.

Wy też idźcie na spacer, popatrzcie na błękit nieba, zieleń traw, barwne kwiaty… Niekoniecznie w świątyni, i to katolickiej, można spotkać się z Bogiem. Przekonajcie się sami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...