9 kwietnia 2017

Kościół Żywego Słowa

Coś z dawnych notatek na Niedzielę Palmową. No i symboliczna palma wykonana przez moich najbliższych.
Czytając dzisiaj słowa, które za chwilę wrzucę do Siecie, aż dziwię się sobie, że miałem w sobie tyle buntu. Nie ukrywam, że ten bunt tkwi jeszcze we mnie i pęta mnie dość skutecznie. Myślę jednak nieustannie, jak wyrwać się z tych oków i w końcu polecieć wysoko, tak, jak zostałem do tego stworzony.
A zatem myśli ubrane w szaty pisma; myśli zapisane przed miesiącami albo latami, bo, zaiste, nie pamiętam, kiedy ten tekst pisałem. Tekst napisany z myślą o katolikach, o sobie, gdyż znam to z autopsji. Myślę jednak, że takie skrępowanie mogą odczuwać również wyznawcy innych kościołów.

***
Wychowani w duchu katolicyzmu, rozpracowani, urobieni, uzależnieni od Kościoła katolickiego nie wyobrażamy sobie nawet, że można żyć inaczej.
Jak mogą katolicy wyobrazić sobie życie bez coniedzielnej mszy; jak mogą sobie wyobrazić narodziny dziecka bez kościelnego chrztu; jak mogą sobie wyobrazić, że ich dziecko nie przystępuje do I komunii; jak mogą sobie wyobrazić, że ich dziecko nie przystępuje do sakramentu bierzmowania; jak mogą wyobrazić sobie ślub własnego dziecka bez ślubu kościelnego; w końcu pogrzeb – jak mogą wyobrazić sobie pogrzeb własny czy kogoś bliskiego bez kościelnej oprawy?
Nie mogą!
Są bowiem od urodzenia do śmierci uzależnieni w swoim myśleniu, duchowym odczuwaniu, przezywaniu eschatologii od Kk.
Zasklepili się w takim myśleniu, nie chce im się wychodzić poza ramy tego myślenia, a ponieważ w Polsce jest ich zdecydowana większość, więc mają niezachwiane poczucie, że tak trzeba, że tylko oni mają rację i przynależą do jedynie prawdziwego Kościoła na Ziemi.
Ale wszyscy wiemy, że istnieje życie poza Kościołem katolickim; że istnieje myślenie inne niż to narzucone przez ten Kościół. Nikt jeszcze nie udowodnił, że inne niż katolickie myślenie jest gorsze, nieważne czy zbędne albo prowadzące na manowce życia, a później wieczności.
Trzeba jednak wysiłku poszukiwania siebie, dociekania, dokopywania się, kołatania, pragnienia prawdy, swojej, tylko swojej prawdy, a nie liczenie na gotowiznę, jaką oferuje nam Kk w zamian za odpowiednie datki i coniedzielną obecność w kościele parafialnym.
Każdy, kto choć przez chwilę zastanawiał się nad swoją eschatologiczną egzystencją religijną musiał zauważyć, że Kk od zdecydowanej większości swoich wyznawców nie wymaga zaangażowania, nie wymaga wysiłku myślowego w kwestiach wiary. Na pewno już nie namawia wiernych do poszukiwania własnej drogi. Mało, gromi tych, którzy takiej drogi poszukują, a nie idą ścieżkami wskazanymi przez swoich parafialnych czy diecezjalnych pasterzy.
Wielu katolików obarczonych zostało obowiązkami uczestniczenia raz na jakiś czas we mszy, łożenia na utrzymanie świątyni i tych, co w świątyni głoszą, nie zawsze Słowo Boże, wpłacaniu kasy na msze za zmarłych i odświętne przygotowanie się na przyjęcie kapłana po kolędzie (nie zapomnieć o przygotowaniu pieniędzy na kościół i jeszcze tam coś)
Szczodry katolik to dobry katolik, ale tylko wtedy, gdy daje na Kościół, nie potrzebującym!
Chodzimy więc co niedziela i święta na mszę, nie wiemy jednak do końca czy świętą, wykupujemy msze za zmarłych, jakby modlitwa za pieniądze miała jakieś znaczenia, przygotowujemy kopertę na kolędę, chrzcimy dzieci, przygotowujemy je do przyjęcia kolejnych sakramentów, wyprawiamy pogrzeby…, a wszystko to za odpowiednią opłatą, wszędzie kasa i kasa, która ma być naszym katharsis, oczyszczeniem, wytłumaczeniem z braku myślenia i zaangażowania w samego siebie i siebie wobec Boga.
Skąd się wzięły kurczaki, królik, jajo czy palma
w wielkanocnej tradycji?
    No i na tym tekst sprzed jakiegoś czasu kończy się.
Sądzę, że jest on przyczynkiem do rozważań o moim stosunku, każdy musi to robić w swoim imieniu, do przynależności do społeczności kościoła, zaangażowaniu w jego działalność, no i postrzeganiu w tym wszystkim siebie.
Przyznam, że nie mogę siebie w swoim niby kościele jakoś do końca odnaleźć.

Każdy z nas nosi w sobie Kościół Żywego Słowa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...