Zdjęcia,
które wykorzystuję do ostatnich wpisów to roboty ręczne moich najbliższych, z
którymi chciałbym być teraz, ale jeszcze nie mogę. Jeszcze muszę poczekać.
Czekam zatem cierpliwie.
Ja
na dzisiaj przygotowałem sobie trochę myślenia o Ostatniej wieczerzy
Leonarda da Vinci i bestsellerze Dana Browna Kod …
Ostatnia
wieczerza to
wielki fresk Leonarda da Vinci, namalowany temperą na tynku w refektarzu
(jadalni) kościoła Santa Maria delle Grazie w Mediolanie. To jedno z
późniejszych i uznawanych za jedno z najdoskonalszych dzieł twórcy. Obraz
przedstawia moment, Jezus zapowiada zdradę Judasza. Judasz jest na tym obrazie
czwartą postacią od lewej.
Dzisiaj
fresk jest wyblakły, z licznymi pęknięciami i rysami, a same postacie uległy
znacznemu zatarciu. Ponad 500 lat zrobiło swoje.
Jeden
z naocznych świadków pisał, że Leonardo podczas prac nad tym freskiem stawał na
rusztowaniu i zastygał w bezruchu. Miał tak często stać godzinami, a nawet
dniami i rozmyślać nad kolejnym ruchem pędzla.
Ponieważ
nieprzeciętny Leonardo tyle czasu poświęcił tej pracy, zatem wielu snuje domysły,
że musiał w niej zawrzeć jakąś tajemnicę, wiedzę przez siebie posiadaną
zakamuflować albo jakieś zagadki zapisać do rozwiązania przyszłym pokoleniom
dociekliwych.
To,
że szukamy w dziełach Leonarda da Vinci zagadek jest pochodną jego biografii.
Artysta lubił rebusy, otaczał się nimbem tajemnicy. Sam układał zagadki. Był
taki okres, gdy badacze Ostatniej wieczerzy zastanawiali się
nad tym, do kogo należy ręka z nożem widoczna za trzecią postacią po prawicy
Jezusa. Temat ten, jak dobrze pamiętam, roztrząsał też polski pisarz Waldemar
Łysiak. Jeśli się mylę, proszę o poprawkę.
Był
też taki czas, że uważano, iże ręka z nożem jest nadprogramowa, to znaczy nie
należy do żadnej z postaci. Później jednak stwierdzono, że to ręka św. Piotra.
Zaczęto więc snuć domysły, że to w związku z zachowaniem Piotra w ogrodzie
Getsemani, gdzie apostoł dobył miecza i obciął ucho rzymskiemu żołnierzowi.
Inni
twierdzili, że wycelowane ostrze noża w kierunku św. Bartłomieja ma przypominać
o jego męczeńskiej śmierci.
To
takie sobie niewinne dociekania i rozważania nad zawartością semantyczną
fresku.
Są
one niczym w porównaniu z interpretacją, jakiej dokonał amerykański pisarz Dan
Brown w powieści Kod Leonarda da Vinci.
Czytelnik
odnosi wrażenie, że ma do czynienia z książką opartą na realnej wiedzy, ale to
tylko wrażenie, bo Dan, jak na pisarza przystało, fantazjuje w najlepsze.
Bohater tej książki zauważa, że choć apostołów było 12 (na fresku występuję w
czterech trzyosobowych grupkach), to jednak znalazła się wśród nich Maria
Magdalena, zamiast św. Jana, który znajduje się po prawicy Mistrza. Jan
rzeczywiście przypomina kobietę. Ale jakby tego było mało, Maria Magdalena
Browna jest żoną Jezusa i jest brzemienna, choć tego na fresku nie widać.
Wystarczyło,
żeby książka sprzedała się w 80 milionach egzemplarzy, a w Polsce został
oprotestowana przez środowiska kościelne.
Książkę
w polskim przekładzie czytałem. Jest jednak z tym tak, że ręki sobie uciąć bym
za to nie dał. To tak, jakbym dzisiaj myślał czy mówił o śnie, który przyśnił
mi się kiedy, ale nie jestem tego pewny. Wyparłem ją? Możliwe! Uznałem za
niedorzeczną? Nie wiem. A może uwierzyłem w to, co Brown napisał, a później
chciałem zapomnieć o tym jak najszybciej.
Zanim
ruszę dalej to napiszę tylko, że dzieje tej książki przypominają mi film
Martina Scorsese Ostatnie kuszeni
Chrystusa oparty na powieści Nikosa Kazantzakisa pod tym samym tytułem. I
książka i film były też przedmiotem protestów społeczności kościelnych.
Brown
tymczasem w swoje książce połączył dzieje Chrystusa z legendą o świętym Graalu
o raz biografią Leonarda. Nawiązał do herezji, w myśl której Maria Magdalena
była w ciąży z Jezusem i to ona była owym legendarnym Graalem, ponieważ nosiła
w sobie krew Zbawiciela. Po śmierci męża miała uciec z dzieckiem do Francji,
gdzie dała początek dynastii Merowingów.
Brown
w swoich rozmyślaniach nad biografią renesansowego artysty i jego związkach z
tajnymi stowarzyszeniami doszedł d wniosku, że święty Graal to nie fizyczne
naczynie, kielich używany podczas ostatniej wieczerzy, ale świadectwo
zachowania nauki o świętej geometrii i znaczeniem złotego środka.
Dla
pisarza owym świętym Graalem, „kielichem”, jest kobieta.
Po
Brownie przyszła kolej na Sforzę, ale nie Bonę tylko Sabrinę, która ogłosiła
światu, że rozszyfrował kolejną zagadkę zawartą przez Leonarda w Ostatniej
wieczerzy, a mianowicie datę końca świata, który ma wypaść 1 listopada
4006 roku.
Mamy
zatem jeszcze trochę czasu na kolejne rewelacje w bajce pod tytułem Ostatnia wieczerza.
Sforza
ustaliła, że Leonardo przewidział, iż nasz świat obróci się w perzynę w wyniku
straszliwego potopu. Tragedia ma się zacząć 21 marca 4006 roku, a zakończyć 1
listopada 4006 roku, jak wcześniej wspomniano.
Ciekawi
mnie tylko czy w 4006 roku 21 marca nadal będzie w Polsce dniem wagarowicza!
Współcześni będą musieli pomyśleć o zmianie daty, bo w tym dniu wagary mogą po
prostu nie wyjść.
Badaczka
przekonuje, że nie na obrazie, ale w sklepieniu tzw. lunety, znajdującym się
nad oknem umieszczonym za plecami Chrystusa znajduje się
matematyczno-astrologiczna zagadka. Luneta to trzy półksiężyce zawierające trzy
herby rodziny Sforzów. Ponieważ ten fragment fresku nie dotyczy treści
biblijnej, pozostawał niezauważony, a później zamalowany. Światło dzienne
ujrzał dopiero w 1854 roku.
Jej
zdaniem da Vinci widział historię ludzkości jako „sumę wszystkich rzeczy, drogę
do ostatecznego rozliczenia,” jak św. Jan w Apokalipsie. Jej zdaniem Leonardo
mógł bać się ataków ze strony środowisk kościelnych, więc ukrył swój przekaz w
rebusie.
Sforza
oczywiście chciała uchodzić za tę jedyną, która rozpracowała kod Leonarda i
nazwała swój „Prawdziwym Kodem Leonarda da Vinci”.
Leonardo
da Vinci malował swój fresk w latach 1495 – 2498. Fresk ma wymiary 460 cm na
880 cm.
Fresk
poddawany był renowacji w 1978 i 1999 roku. Prace te jednak nie zdołały
przywrócić dziełu jego dawnego wyglądu.
Współczesny
człowiek zdaje się nie rozumieć, że dzisiaj nic nie będzie takie, jakie było
wczoraj!
Wiecie,
ja też jestem ciekawy, o czym myślał Leonardo da Vinci podczas prac nad
freskiem. Wiem jednak, że nigdy nie dowiem się tego.
Jak
wiem, że nikt nie dowie się tego, co myślałem, pisząc ten czy tamten tekst.
My
jednak lubimy domyślać się tego, co ewentualnie myśleli inni, zamiast skupić się
na tym, co sami myślimy.
I tak upłynął poranek i I dzień Wielkanocy 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz