16 kwietnia 2017

Prawdziwy kod Leonarda

Zdjęcia, które wykorzystuję do ostatnich wpisów to roboty ręczne moich najbliższych, z którymi chciałbym być teraz, ale jeszcze nie mogę. Jeszcze muszę poczekać. Czekam zatem cierpliwie.
Ja na dzisiaj przygotowałem sobie trochę myślenia o Ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinci i bestsellerze Dana Browna Kod …
Ostatnia wieczerza to wielki fresk Leonarda da Vinci, namalowany temperą na tynku w refektarzu (jadalni) kościoła Santa Maria delle Grazie w Mediolanie. To jedno z późniejszych i uznawanych za jedno z najdoskonalszych dzieł twórcy. Obraz przedstawia moment, Jezus zapowiada zdradę Judasza. Judasz jest na tym obrazie czwartą postacią od lewej. 

Dzisiaj fresk jest wyblakły, z licznymi pęknięciami i rysami, a same postacie uległy znacznemu zatarciu. Ponad 500 lat zrobiło swoje.
Jeden z naocznych świadków pisał, że Leonardo podczas prac nad tym freskiem stawał na rusztowaniu i zastygał w bezruchu. Miał tak często stać godzinami, a nawet dniami i rozmyślać nad kolejnym ruchem pędzla.
Ponieważ nieprzeciętny Leonardo tyle czasu poświęcił tej pracy, zatem wielu snuje domysły, że musiał w niej zawrzeć jakąś tajemnicę, wiedzę przez siebie posiadaną zakamuflować albo jakieś zagadki zapisać do rozwiązania przyszłym pokoleniom dociekliwych.
To, że szukamy w dziełach Leonarda da Vinci zagadek jest pochodną jego biografii. Artysta lubił rebusy, otaczał się nimbem tajemnicy. Sam układał zagadki. Był taki okres, gdy badacze Ostatniej wieczerzy zastanawiali się nad tym, do kogo należy ręka z nożem widoczna za trzecią postacią po prawicy Jezusa. Temat ten, jak dobrze pamiętam, roztrząsał też polski pisarz Waldemar Łysiak. Jeśli się mylę, proszę o poprawkę.
Był też taki czas, że uważano, iże ręka z nożem jest nadprogramowa, to znaczy nie należy do żadnej z postaci. Później jednak stwierdzono, że to ręka św. Piotra. Zaczęto więc snuć domysły, że to w związku z zachowaniem Piotra w ogrodzie Getsemani, gdzie apostoł dobył miecza i obciął ucho rzymskiemu żołnierzowi.
Inni twierdzili, że wycelowane ostrze noża w kierunku św. Bartłomieja ma przypominać o jego męczeńskiej śmierci.
To takie sobie niewinne dociekania i rozważania nad zawartością semantyczną fresku.
Są one niczym w porównaniu z interpretacją, jakiej dokonał amerykański pisarz Dan Brown w powieści Kod Leonarda da Vinci.
Czytelnik odnosi wrażenie, że ma do czynienia z książką opartą na realnej wiedzy, ale to tylko wrażenie, bo Dan, jak na pisarza przystało, fantazjuje w najlepsze. Bohater tej książki zauważa, że choć apostołów było 12 (na fresku występuję w czterech trzyosobowych grupkach), to jednak znalazła się wśród nich Maria Magdalena, zamiast św. Jana, który znajduje się po prawicy Mistrza. Jan rzeczywiście przypomina kobietę. Ale jakby tego było mało, Maria Magdalena Browna jest żoną Jezusa i jest brzemienna, choć tego na fresku nie widać.
Wystarczyło, żeby książka sprzedała się w 80 milionach egzemplarzy, a w Polsce został oprotestowana przez środowiska kościelne. 
Książkę w polskim przekładzie czytałem. Jest jednak z tym tak, że ręki sobie uciąć bym za to nie dał. To tak, jakbym dzisiaj myślał czy mówił o śnie, który przyśnił mi się kiedy, ale nie jestem tego pewny. Wyparłem ją? Możliwe! Uznałem za niedorzeczną? Nie wiem. A może uwierzyłem w to, co Brown napisał, a później chciałem zapomnieć o tym jak najszybciej.
Zanim ruszę dalej to napiszę tylko, że dzieje tej książki przypominają mi film Martina Scorsese Ostatnie kuszeni Chrystusa oparty na powieści Nikosa Kazantzakisa pod tym samym tytułem. I książka i film były też przedmiotem protestów społeczności kościelnych.
Brown tymczasem w swoje książce połączył dzieje Chrystusa z legendą o świętym Graalu o raz biografią Leonarda. Nawiązał do herezji, w myśl której Maria Magdalena była w ciąży z Jezusem i to ona była owym legendarnym Graalem, ponieważ nosiła w sobie krew Zbawiciela. Po śmierci męża miała uciec z dzieckiem do Francji, gdzie dała początek dynastii Merowingów.
Brown w swoich rozmyślaniach nad biografią renesansowego artysty i jego związkach z tajnymi stowarzyszeniami doszedł d wniosku, że święty Graal to nie fizyczne naczynie, kielich używany podczas ostatniej wieczerzy, ale świadectwo zachowania nauki o świętej geometrii i znaczeniem złotego środka.
Dla pisarza owym świętym Graalem, „kielichem”, jest kobieta.

Po Brownie przyszła kolej na Sforzę, ale nie Bonę tylko Sabrinę, która ogłosiła światu, że rozszyfrował kolejną zagadkę zawartą przez Leonarda w Ostatniej wieczerzy, a mianowicie datę końca świata, który ma wypaść 1 listopada 4006 roku.
Mamy zatem jeszcze trochę czasu na kolejne rewelacje w bajce pod tytułem Ostatnia wieczerza.
Sforza ustaliła, że Leonardo przewidział, iż nasz świat obróci się w perzynę w wyniku straszliwego potopu. Tragedia ma się zacząć 21 marca 4006 roku, a zakończyć 1 listopada 4006 roku, jak wcześniej wspomniano.
Ciekawi mnie tylko czy w 4006 roku 21 marca nadal będzie w Polsce dniem wagarowicza! Współcześni będą musieli pomyśleć o zmianie daty, bo w tym dniu wagary mogą po prostu nie wyjść.
Badaczka przekonuje, że nie na obrazie, ale w sklepieniu tzw. lunety, znajdującym się nad oknem umieszczonym za plecami Chrystusa znajduje się matematyczno-astrologiczna zagadka. Luneta to trzy półksiężyce zawierające trzy herby rodziny Sforzów. Ponieważ ten fragment fresku nie dotyczy treści biblijnej, pozostawał niezauważony, a później zamalowany. Światło dzienne ujrzał dopiero w 1854 roku.
Jej zdaniem da Vinci widział historię ludzkości jako „sumę wszystkich rzeczy, drogę do ostatecznego rozliczenia,” jak św. Jan w Apokalipsie. Jej zdaniem Leonardo mógł bać się ataków ze strony środowisk kościelnych, więc ukrył swój przekaz w rebusie.
Sforza oczywiście chciała uchodzić za tę jedyną, która rozpracowała kod Leonarda i nazwała swój „Prawdziwym Kodem Leonarda da Vinci”.

Leonardo da Vinci malował swój fresk w latach 1495 – 2498. Fresk ma wymiary 460 cm na 880 cm.
Fresk poddawany był renowacji w 1978 i 1999 roku. Prace te jednak nie zdołały przywrócić dziełu jego dawnego wyglądu.
Współczesny człowiek zdaje się nie rozumieć, że dzisiaj nic nie będzie takie, jakie było wczoraj!
Wiecie, ja też jestem ciekawy, o czym myślał Leonardo da Vinci podczas prac nad freskiem. Wiem jednak, że nigdy nie dowiem się tego.
Jak wiem, że nikt nie dowie się tego, co myślałem, pisząc ten czy tamten tekst.
My jednak lubimy domyślać się tego, co ewentualnie myśleli inni, zamiast skupić się na tym, co sami myślimy.

I tak upłynął poranek i I dzień Wielkanocy 2017.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...