Coraz
częściej zauważam u siebie, że myślę o innych – brudasy, nieroby, śmierdziele…
Wiem przy tym, że takie określenia uwłaczają godności ludzkiej. Nie sposób
jednak myśleć inaczej o tych, którzy mojej godności szanować nie potrafią.
Utkwiły
mi w pamięci słowa o człowieku uzależnionym od narkotyków, alkoholu i lekarstw,
że w każde najmniejsze działanie w swoim życiu wkłada siebie całego, jakby od
wykonania tej czy owej drobnicy zależało jego być albo nie być.
To
ma być typowe dla ludzi uzależnionych od czegokolwiek, czyli jakichś tam ...olików.
Pisałem
już o tym, że razi mnie podejście moich ziomków do obcokrajowców. Nie wiem
jednak czy ci, którzy mają wrogie nastawienie do obcych i nie kryją się z tym,
nie żyją bardziej realnie ode mnie.
Wspominałem,
jak to ziomkowie nie cierpią jednego z wajzerów w mojej nowej pracy i nazywają
go „Psem”. Dokuczają mu i dokopują słownie ile i jak tylko się da.
Przyglądam
się temu człowiekowi z wielką uwagą. Zauważam, że zdaje się on czerpać radość w
chwilach, gdy może dokuczyć moim ziomkom albo gdy jest w obecności superwajzera
i może rozkazywać pracownikom. Jest bardzo chętny do poganiania ludzi pracy i wykonuje przy tym dziwne gesty
ponaglające, które, nie wiem dlaczego, kojarzą mi się z jakąś obozową
rzeczywistością.
W
takich chwilach staje się on butny. Miałem wczoraj wrażenie, że gdyby miał
więcej władzy, chętnie mściłby się i wyżywał na moich ziomkach.
Ostra
riposta słowna albo zdecydowane zachowanie na NIE wobec niego sprawiają, że
jakby się kurczył.
Nie
wiem zatem czy moi ziomkowie nie wyczuwają w nim kogoś, kim jest naprawdę i czy
nie mają racji, że zawczasu atakują, zanim sami zostaną zaatakowani.
Wiem,
nie po chrześcijańsku! To wbrew miłości bliźniego. Nie, nie, nie! Tutaj to Ne
przechodzi. Dostrzegam wyraźnie, że tzw. ciapaci nie uśmiechają się do mnie z
powodu miłości bliźniego albo że może jestem taki fajny facet, spokojny i miły
dla wszystkich. Uśmiechają się do mnie, bo albo mają nadzieję na zrobienie
biznesu moim kosztem, albo już ten biznes moim kosztem robią, albo że jestem im
najzwyczajniej w świecie potrzebny do zrobienia czego, o czym sami nie mają
pojęcia i nie wiedzą, jak się do tego zabrać!
Ruszało
mnie i rusza, gdy ziomkowie określają jakieś grupy społeczne brudasami,
smoluchami lub jeszcze mocniej. To kryształowe przykłady językowego rasizmu.
Najdziwniejsze jest jednak w tym to, że spotykani tutaj przeze mnie ludzie o
ciemniejszej ode mnie karnacji skóry to w rzeczywistości prawdziwe brudasy.
Nawet z najlepiej uporządkowanego otoczenia potrafią uczynić istna stajnię
Augiasza!
Mieszkam
w lokalu zajmowanym wcześniej przez pakistańskie bezdzietne małżeństwo. Kiedy
nagle się wyprowadzili i oglądałem ten lokal, aby go wynająć, nie wierzyłem, że
można żyć w takim brudzie. Musiałem przez kilka dni czyścić to miejsce, a
później odnowić, bo samo wspomnienie o tym, co tam zastałem napawało mnie
obrzydzeniem.
Dla
przykładu pokazuję tylko kilka fotografii, jak było i jak było po małym
sprzątaniu. Jutro opiszę to dokładniej.
Po
odnowieniu lokalu jest skromnie, ale czysto i znajomi mówią, że urządziłem
sobie tu fajne gniazdko. Bierzcie na to poprawkę, ponieważ fajne gniazdko w
kraju nad Wisłą i tutaj to bardzo różniące się w swojej treści bajki! Niektórzy
nawet jawnie mi tego lokum zazdroszczą i to jest dla mnie bardzo jasny dowód na
to, jak tutaj się mieszka!
Widocznie
tak zwanym ciapatym brud wcale nie przeszkadza ( i nie tylko im). Brudzą
dosłownie wszędzie – w domach (widziałem przykład bałaganu w salonie), na
podwórkach, na chodnikach ‑ Dzisiaj widziałem małą Cygankę, która wyszła ze
sklepu z tatą, rozpakowała loda i papier wyrzuciła na chodnik, do kosza na
śmieci miała dosłownie krok. Ojciec nawet nie kiwnął palcem. Tak samo jest z
ciapatymi, papiery wyrzucają na chodniku nawet wtedy, gdy stoją obok kosza na
śmieci. Jakby nie wiedzieli, do czego takie pojemniki służą.
Razi
mnie też u nich to, że nie mają zielonego pojęcia o organizacji pracy. Nie
potrafią zaplanować pracy dla kilku osób nawet na jeden dzień. Dla Polaków to
straszna mordęga pracować u ciapatych, a u nich właśnie pracuję. Szarpaniny
jest co niemiara, choć ja się tym wcale nie przejmuję. Ci jednak, którzy chcą
pokazać, jak dobre i skutecznie pracować, denerwują się i klną na ciapatych na
czym świat stoi. W sunie to trudno wytrzymać, gdy w ciągu dnia ktoś zmienia ci
zajęcie cztery, pięć razy. Nierzadko wiąże się to ze zmianą miejsca pracy i
zmianą narzędzi. Obłęd. Często nie zdążysz dobrze pracy rozpocząć, a już musisz
ją zostawić i robić coś innego, co własnie przypomniało się przełożonemu.
W
sumie to Polacy szarpią się tutaj niemiłosiernie, ponieważ wydaje się, że tutaj
w ogóle żyje się bez żadnego planu. Fajnie, bo żyje się chwilą. Pracować, mieć
kasę i bawić się. To dobre życie.
Już
nie mogę się doczekać, kiedy kupię z dziesięć piw, walnę się na kanapę i będę
leżał przed telewizorem do poniedziałku – powiedział znajomy z pracy.
No
i masz cały sens emigracyjnego istnienia w pigułce!
Zauważyłem
też u ciapatych, że w ogóle nie szanują cudzej pracy i jej nie doceniają.
Całkiem niedawno z Młodym sprzątaliśmy podwórko. Przechodził właściciel domu i
rzekł: Good job! Młody był zachwycony
pochwałą. Skończyliśmy robotę. Po jakimś czasie właściciel pojawił się na
naszym podwórku ze znajomym, żeby mu coś tam pokazać. Znajomy wyrzucił
opakowanie po chipsach. Nie wyrzucił do stojących pod płotem kosza na śmieci, tylko
na podwórko. Właściciel nie zareagował. Nie mówiłem o tym młodemu.
Dla
niektórych zatem życie w brudzie to norma! Śmiecenie wokół siebie jest normą i
niczym nagannym.
Ciągle
staram się tutaj czegoś nowego nauczyć. I uczę się. Coraz częściej myślę o
niektórych ludziach ‑ brudasy, śmierdziele, nieroby… Wiem, że to uwłacza
ludzkiej godności. Nie potrafię jednak myśleć z szacunkiem o ludziach, którzy
mojej godności i mojej pracy nie potrafią szanować.
Wiem
też, że to cholernie niechrześcijańskie!
Nic
jednak na to nie mogę poradzić.
Zaczynam
tak myśleć i już!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz