1 kwietnia 2017

Możecie mnie pocałować!

To tekst nawiązujący do Nie zwariowałem.
Każda porażka jest w istocie sukcesem! Trzeba tylko się podnieść i poskładać do kupy!
Wspominałem już o tym, że już, że niejeden z moich rodaków przebywających w Anglii myślał, że jeśli w jakikolwiek sposób przyczynił się do spowodowania tego, aby stracił tę czy inną pracę, ukarze mnie w ten sposób albo mi ostro dokuczy. Z reguły idzie o to, że jestem, jaki jestem i nie mam żadnego zamiaru takim być przestawać. Nie pocieszę też tych, co chcieli mi dokopać, ponieważ w istocie pomogli mi dojść trochę dalej.

A mianowicie.
Jasne, że po każdej informacji – już nie potrzebujemy cię w pracy – człowiek dostaje czymś ciężkim w głowę. Na pierwszy rzut idzie wtedy rozpamiętywanie, czym i komu podpadłem, że mnie już wykopsali. Nawet jeśli udaje mi się poskładać to rozpamiętywanie w sensowną całość, to mówię sobie jasno, że to są domysły.
Następnie głośno mówię do tych swoich domysłów – możecie mnie pocałować! I zaczynam działać – telefony, notatki, spis instytucji, do których musze dotrzeć. Później to już wędrówka po agencjach pośrednictwa pracy i miejscach, które wskazali znajomi, że tam może się udać. Ponieważ w takich chwilach mam więcej wolnego czasu, to i moja łamana angielszczyzna troszkę się wygładza. Po prostu więcej się uczę.
I co się okazuje?
Ewentualnie dzięki tym, co mnie ukarać chcieli, co mi chcieli dokopać, trafiam do kolejnej roboty i to ciągle lepszej od tej poprzedniej.
Po drodze natomiast przestałem się bać mówić swoim biednym angielskim i przy pomocy rąk, przy pomocy nóg sam rozmawiam z pracownikami agencji pośrednictwa pracy albo pracownikami Job Centre.
Ostatnio podczas takiej wędrówki poczułem wielką radość, że znalazłem się w takiej parszywej sytuacji. Z jednym ze znajomych zrobiliśmy rundę po agencjach pośrednictwa pracy, gdzie udowodniłem sobie, że mogę zapytać o to, o co zapytać chciałem; że rozumiem odpowiedzi, że mogę się dowiedzieć tego, czego dowiedzieć się chciałem.
I wyszło z tego to, że jestem w nowej pracy, której bym nie zamienił na żadną z poprzednich.
Dlaczego?
Powodów jest wiele, ale jeden wymienię. W nowej pracy zapytałem przełożonego czy podczas wykonywania powierzonego mi zadania mogę mieć słuchawkę w uchu i uczyć się przy okazji języka angielskiego.
Co usłyszałem w odpowiedzi?
No problem!
Jak było do tej pory?
Nawet gdy pracowałem przez kilka godzin sam i wykonywałem czysto mechaniczne czynności, nie wolno mi było słuchać ani muzyki, ani tym bardziej się uczyć przy okazji.
Dlaczego?
Bo NIE!
Takie NIE, bo NIE!
Czyli najgłupsze w świecie NIE, jakie człowiek myślący może sobie wyobrazić.
A tutaj?
No problem!
Zatkało mnie zupełnie!
Ale pozytywnie!
Atmosfera w nowej pracy jest naturalna. Nikt się nikogo nie czepia. Każdy robi swoje.
A ludzie?
Ludzie są różni, jak wszędzie. Ale nie dostrzegam u nich tego napięcia i strachu, które widziałem wcześniej, gdy pracowałem gdzie indziej.
Jestem zadowolony!
Zatem naprawdę się cieszę, że na emigracji mam okazję przezywać naprawdę trudne chwile. To nic ciekawego, ale w takich chwilach uczę się ciągle nowego, poznaję lepiej siebie, ludzi wokół i świat wokół mnie też lepiej poznaję. Takie chwile sprawiają, że podejmuję decyzje i działam.
Trudne chwile są sprawdzianem nie tylko dla mnie, ale też i tych, których tu znam, z którymi często przebywam.
Dlatego jeszcze raz: Każda porażka jest w istocie sukcesem! Trzeba się tylko podnieść i zebrać do kupy!
Dlatego będę to ciągle i ciągle powtarzał – nie bójmy się upadków, porażek, niepowodzeń, potknięć, a nawet rozpaczy. To taki życia ogień, w którym nas los hartuje. Możemy w tym ogniu spłonąć lub przejść przez ten ogień wzmocnieni.

Jeżeli ja to mogę, to każdy może to zrobić! 
I tak chcę myśleć o wszystkich, którzy te słowa czytają.
Trzymajcie się błądzący i pogrążeni w rozpaczy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...