24 kwietnia 2017

Pijak, żarłok, a nawet rozpustnik

Bo nic, zaprawdę, prostszego, jak powiedzieć temu, kto ponad miarę ukochał czarodziejkę gorzałkę, że jest chory i musi koniecznie się leczyć.
Takie podejście do sprawy, to odarcie z humanum tych, do których w ten sposób mówią „specjaliści”, lekarze dusz ludzkich, znawcy ludzkich manowców, nierzadko ci, którzy właśnie ze swoich manowców wrócili albo wciąż jeszcze błądzą na swoich bezdrożach.
Zapewne pamiętacie, jak oskarżano Chrystusa, o to, że jest pijakiem, żarłokiem a nawet, rozpustnikiem, bo przesiadywał z tymi, których wtedy pewnie można było określić ogólnie - społecznym marginesem!

Sam mówił przecież o sobie, że tak go postrzegają ci, którym nie na rękę jego zachowanie.
Nic zatem nowego pod słońcem się nie dzieje, gdy temu, kto lubi gorzałę, przypina się różne łaty.
A skoro ten, kto lubi gorzałę i jej nadużywa, ma gdzieś jakieś tam łaty i nie dementuje oskarżeń, to ciągnie się za nim ogon jakiegoś uzależnienia, społecznej anatemy, społecznego potępienia.
Dzisiaj nie jest lepiej. Nie brakuje ludzi, którzy najchętniej innym przypisują błądzenie, szukają u innych winy, wytykają innym nieakceptowane powszechnie zachowanie, styl życia.
Krytycy w zaciszu domowym nieraz pewnie z lubością oddają się temu, co publicznie potępiają. Prawda stara jak świat i wcale niezmienna, bo jest wyrazem ludzkiej głupoty, a ta się nie starzeje. Nie wypada z obiegu i wciąż ma się dobrze.
Skoro Chrystus przysiadł się do tych czy tamtych, wypił z nimi kielicha, to od razu pijak!
Później może coś tam przekąsił po kielichu i wyszło z tego tyle, że jest obżartuchem!
Do tego jeszcze dodali, że zły duch nim rządzi, demon go opętał i pewnie wystarczyło, żeby takim Chrystusem dzieci ówczesne straszyć!

Co innego łata, społeczna anatema, głos tak zwanego ludu lub ocena tłumu. A zupełnie co innego to, co czuje osoba, która sama przed sobą czuje w swojej samotności, że w coś tam się wikła, nad czym nie panuje! Zupełnie co innego, gdy człowiek sam przed sobą dochodzi do wniosku, że coś mu nie tak wychodzi. Może mieć w dupie wszystkie społeczne krytyki, ale tego, co w samotności przed sobą wyznaje, w dupie mieć nie może. Musi coś z tym zrobić.
Łatwo zauważyć, że jakby unikał wpisów w tej etykiecie, tj. Bić Alkoholika.
Powodów było wiele.
Po pierwsze przygotowuję się wciąż do pisania czegoś grubszego na ten temat i zbieram materiały oraz spisuję własne spostrzeżenia.
Po drugie, nie potrafię jeszcze sobie jasno powiedzieć, w jakim miejscu jestem, jeśli idzie o mój stosunek do alkoholu i innych uzależnień, jak choćby palenie.
Po trzecie, uważam, choć nie wiem, w jakim miejscu jestem, pisanie na ten temat za bardzo osobiste i buduję dystans.
Po czwarte, jestem czysty, jak mówią uzależnieni i na chwilę obecną innym być nie mam zamiaru.
Wiem z doświadczenia, że w trudnych chwilach człowiek zawsze zostaje sam.
Pamiętam moją niedawną rozmowę z synem, który, nie tyle się skarżył, co zadawał pytanie, dlaczego w danym momencie czuje się samotny.
Odpowiedziałem wtedy, że w trudnych chwilach zawsze człowiek zostaje sam na sam ze sobą. I jeśli w tym momencie nie umie sobie pomóc, to żadna terapia cud nic tu pomóc nie zdoła.
Sądzę, że takie chwile, chwile strasznej samotności, są namiastką jeszcze gorszej samotności tuż przed odejściem stąd. To tylko ci, co tutaj zostają, mówią – byliśmy do końca, do ostatniej chwili… Nikt nie mówi, kto odszedł, czy on tę obecność czuł i jaką mu ta obecność osób trzecich była.
Alkoholicy, bo przecież o nich tu będzie mowa, jak sugeruje tytuł i taki był zresztą zamysł, właśnie w samotności toczą prawdziwą walkę o siebie, choć nie jestem przekonany czy walkę z chorobą.
Teraz nie będę rozwijał swojego myślenia na ten temat, gdyż będzie czas pu temu odpowiednia chwila. W tym momencie mogę tylko stwierdzić, że żyjemy w czasach, w których idziemy na łatwiznę i nazywamy wszystko chorobą, z czym jednostka ludzka boryka się w życiu. Chorobą jest alkoholizm, chorobą jest nowotwór, chorobą jest pracoholizm, chorobą jest ból zęba, chorobą jest wodogłowie, chorobą jest anoreksja, chorobą obżarstwo, plotkarstwo, malkontenctwo… I tak wyliczając długo, możemy w końcu dojść do tego, że życie jest jedno wielką chorobą.
A tak, każdy wie, nie jest! Otóż to, każdy wie, a przy tym bardzo łatwo szufladkuje innych, a przy tym często siebie, do odpowiedniej choroby.
Samotność! Chwile samotności, pełne zadumy nad sobą, nad swoim postępowaniem, swoimi dążeniami, marzeniami, pracą, stawianymi celami, wyznawanymi wartościami… Tego nam dzisiaj potrzeba.
To jest kolejny powód tego, że odkładałem pisanie na ten temat, gdyż będzie tu dużo mieszania czasów, narracji, doświadczeń, osób, będzie chaos, z którego gdzieś tam po drodze zacznie wyłaniać się ład. Zanim jednak spróbuję dotrzeć do świtu prostej, muszę krążyć wśród cieni i nieraz błądzić w ciemnościach.
Bo nic, zaprawdę, prostszego, jak powiedzieć temu, kto ponad miarę ukochał czarodziejkę gorzałkę, że jest chory i musi koniecznie się leczyć.
Takie podejście do sprawy, to redukcja humanum u tych, do których w ten sposób mówią „specjaliści”, lekarze dusz ludzkich, znawcy ludzkich manowców, nierzadko ci, którzy właśnie ze swoich manowców wrócili.


I tak to będzie się snuła ta moja opowieść pod wspólnym tytułem Bić Alkoholika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...