10 kwietnia 2017

Współczesny exodus i tacy krzyżowcy

Kolejny post, który powstał wcześniej, a który ciągle jest aktualny. I raczej w dużej części długo taki pozostanie.
Dzisiaj exodus uchodźców, przed którym drży Europa, to przecież nic nowego.
Takie wędrówki ludów już wcześniej zdarzały się. Zmieniły się tylko powody, dla których ludzie wybierają się w drogę, szukając swojego szczęścia.
Krzyżowcy dzisiaj też przemierzają świat, jak ich średniowieczni poprzednicy. Opuszczają ojczyzny i wędrują. Mają tylko nieco inne cele do osiągnięcia. Historia jakby zatoczyła koło.

Dziś często powodem wędrówki jest wojna, szukanie lepszych warunków do codziennego życia; prześladowania, tłumienie codziennej wolności albo zwyczajna nadzieja na lepsze życie gdzie indziej.
Jutro powodem wędrówki mogą być zmiany klimatyczne! To dopiero będzie exodus! Ten dzisiejszy, to bułka z masłem przy tym rpognozowanym.
Niedawno TV publiczna emitowała dokument o ludziach, co ogłosili samozwańczy kalifat i walczą o swoje, nie do końca rozumiane przez przeciętnego mieszkańca Europy racje. Wszyscy – mężczyźni, kobiety, dzieci… są święcie przekonani, że walczą w słusznej sprawie.
To niebezpieczny przeciwnik. Współcześni krzyżowcy. Dla nich śmierć to nie klęska, tylko wyróżnienie. Właśnie poprzez śmierć spełniają wolę Boga, a nagrodą jest życie pełne szczęścia w niebie.
Dla przeciętnego człowieka empirycznego Zachodu, gdzie życie ludzkie jest wartością nadrzędną, a życie pozagrobowe, to wielka niewiadoma i dla tej wielkiej niewiadomej nie warto ryzykować dość wygodnego życia ziemskiego, taka postawa, jak współczesnych krzyżowców, jest po prostu niezrozumiała. Mało, jest najczęściej nie do przyjęcia!
Kiedy stoją naprzeciw siebie dwaj wojownicy, z których jeden myśli tylko o tym, jak wyeliminować drugiego, mając przy tym na uwadze przede wszystkim zachowanie własnego życia, a ten drugi myśli, że może nawet zginąć (nierzadko tego pragnie), byleby tylko przy tym zginął jego przeciwnik, oczywiście niewierny, to wynik takiego starcia nietrudno przewidzieć!
Podobnie było niedawno z ideą chrześcijaństwa, z tą tylko różnicą, że pierwotni chrześcijanie szli na śmierć, nie czyniąc przy tym najmniejszej krzywdy innym. Szli jednak na śmierć tak ochotnie, z obietnicą szczęścia życia wiecznego, że nawet bardzo brutalne zabijanie chrześcijan znudziło się w końcu wrogom. Z czasem nawet wczorajsi chrześcijan pierwotnych wrogowie dostrzegł ten problem i zamiast słać chrześcijan na bezsensowną śmierć, stawali po ich stronie, nie wiedząc nawet kiedy.
Taka jest siła wiary!
Taka jest siła miłości!
Tak dzieje się historia!
Nikt nie wie: jak i gdzie!? 
    Dzisiaj na moich oczach trwa podobna wojna.
Po jednej stronie siła wiary i obiecanego szczęścia. Widzę tam wręcz pogardę dla życia doczesnego, dla ziemskiej cielesności, dla tego, co ciągle przemija.
Po drugiej stronie wiara w rozum, oręż dzierżony z mocą, ale jakże przy tym wielki, wielki strach przed śmiercią!
Kiedy patrzyłem na emitowany dokument, początkowo odczuwałem niedowierzanie. Jak ja ‑ dziecko empirycznego Zachodu mogło zareagować na widok kobiet i dzieci stojących z bronią w ręku i jasno wyrażających chęć śmierci za sprawę?
Jak mogłem później pod wielkim wrażeniem, gdy widziałem kobiety i dzieci poddawane szkoleniu i to szkoleniu w zabijaniu niewiernych.
Jam jest dal niech niewierny!
Szkolą ich przeciw mnie!
Jak miałem zareagować, gdy widziałem ich radość na wieść, że mogą umrzeć, za sprawę, za którą walczą?
Skóra cierpnie!
A my tymczasem przygotowujemy się
do kolejnej porcji świętowania, 
tj. jedzenia i picia ponad miarę!  

Myślę, że jest czego się bać, bo luksus codzienności uczynił z nas – wczorajszych wojowników – panienki, które więcej uwagi przykładają do tego, jak by tu lepiej wypaść w oczach innych, jak by tu lepiej wyglądać, niż BYĆ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...