Jak
długo tu jesteś? Pyta mnie R.
Około
roku, odpowiadam.
Ja
jestem tutaj od czterech miesięcy i najchętniej wróciłbym do kraju. Mówi R. To
nie taki raj, o jakim w Polsce się mówi.
Ano
do raju to trochę Anglii brakuje. Mówię i śmiejemy się. Później dodaję, że
powoli ogarnie się i może przyzwyczai.
Teraz
już mogę napisać, ponieważ doświadczyłem co nieco emigracyjnego raju. W Polsce
źle wyobrażamy sobie emigracyjne życie swoich rodaków. Na obczyźnie nikt im
życia nie ułatwia. Do tego muszą uważać na wszystko i wszystkich. Bardzo łatwo
przejechać się tutaj na ludziach. Jeszcze łatwiej popłynąć.
Wielu
młodych ludzi przeżywa tutaj bardzo trudne chwile. Zwłaszcza kiedy dociera do
nich fakt, że wyobrażenia z kraju i emigracyjna rzeczywistość są tak różne, jak
tylko różne być potrafią.
Ciągle
słyszę, jak młodzi ludzie rozmawiają, że ogarną tutaj samochód, jakieś mieszkanie,
kupią sobie jeszcze tam coś. Do tego jeszcze odłożą sobie pieniędzy i kiedy
wrócą do kraju to będą z nich goście, że hej!
Opychają
od siebie w ten sposób myśli, że przez dość długi czas nic z tych planów i
marzeń nie wyjdzie. Trzeba bowiem zapłacić dość wysoką cenę za adaptację w
nowych warunkach; trzeba nauczyć się funkcjonować od nowa. W Polsce dla wszystkich,
których tutaj spotykam, pieniądz nie był aż tak ważny. Byli znajomi, rodzina, zawsze
można było sobie jakoś tam radzić. Tutaj natomiast trzeba co tydzień zadbać o opłatę
mieszkania, mediów, trzeba zadbać o swoje wyżywienie, a często i znaleźć szybciutko
dach nad głową.
Dzisiaj
w pracy jeden z młodych ludzi otrzymał telefon, że musi szybko szukać nowego lokum,
gdyż to, które wynajmował, jest spalone. Dlaczego? Nie wiedział, że wynajmuje pokój
od kogoś, kto wynajmuje mieszkanie od agencji, a jemu pokój podnajął, żeby zejść
ze swoich kosztów. Ktoś poinformował agencję o tym, że w domu mieszka zbyt wiele
osób. Agencja zrobiła rekonesans i okazało się, że rzeczywiście legalni najemcy
podnajmują pokoje i w ten sposób obniżają swoje koszty utrzymania. Efekt? Wszyscy
szukają na kilka dni przed świętami nowego lokum.
Nieciekawie,
prawda? Ale trzeba stwierdzić, że tutaj to dość powszechna sprawa. A żarty, że jest
już na tyle ciepło, że można nocować w parku, są nie na miejscu, ale są.
Powiedziałem
dzisiaj R., że odliczam dni do mojego wyjazdu do Polski. I zapowiedziałem, że wrócę
tutaj, bo nie mam zamiaru dać się angielskiej rzeczywistości ograć.
Tak
prawdę mówiąc, to już się czuję lekko poobijany przez tę emigrację. Tyle razy musiałem
zmieniać swoje plany, że przestałem liczyć. Główny cel jednak pozostał niezmienny
i nie mam zamiaru z niego zrezygnować. Wyjadę z Anglii na dobre wtedy, Dy uznam,
że cel ten zrealizowałem.
Póki
co, robię w jego kierunku małe kroki.
I
cieszę się, że nie stoję w miejscu. Choć i takie chwile miałem tu nieraz!
Bywajcie!
Pozdrowienia
z Raju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz