30 kwietnia 2017

Zamykam sprawy, żeby...

Przy odrobinie szczęścia i Bożej pomocy ciągle zamykam drzwi i otwieram kolejne.
Zamykam kolejne sprawy z pomysłów mojego pisania, jakbym zamykał drzwi, żeby otworzyć inne. To taka wędrówka po jakichś tam pokojach w głowie, które są połączone ze sobą w jeden ciąg.

Wiem, że dla wielu to będzie przykład mojego dziwactwa, jakiejś tam choroby, jeszcze niezdiagnozowanej albo czegoś tam jeszcze, czego nie nazwano, a co na chwilę obecną można określić „bzik”. Każdy z Was ma na pewno jakiegoś tam „bzika” na punkcie tego czy tego i ten właśnie „bzik” skutecznie Was odróżnia od pozostałej reszty.
Dla mnie uregulowanie spraw z zaległymi tematami, pomysłami na drobne pisanie, to legitymacja, żeby skupić się na większych projektach. To też albo przede wszystkim większy porządek w głowie, którą przez ostatnie lata tak zaśmiecałem, że ze stajnią Augiasza mogłaby konkurować.
Pozostawiam sobie tylko pomysły i notatki z zakładki „Bić Alkoholika”. Powodów może być wiele, nawet o nich nie wiem. Wiem tylko, że za każdym razem, gdy przykładam się do któregoś z pomysłów, to ciągle mam wrażenie, że nie został on do końca przemyślany. Czuję też, jakby kwestia uzależnień była mi bardzo bliska i tak znana z doświadczenia, że muszę mieć dużo więcej czasu na zastanowienie, żeby nie biec na skróty. Do tego jeszcze odnoszę wrażenie, że czuję się w tym temacie, jak ryba w wodzie i płynie, dosłownie mi płynie, pisanie na ten temat.
Zatem zostawiam sobie na koniec sprawy bieżące i te pomysły, przy realizacji których będę odczuwał dużą satysfakcję, że się dzieją.

Ubywa mi też postów do wspomnianego kiedyś tysięcznika. Jeszcze niespełna 40 postów i już będzie po sprawie. Część z tekstów już wisi w sieciowej poczekalni z określoną datą i godziną ukazania się światu.
Coraz bliżej mi też do 200000 tysięcy odsłon na blogu. Jeszcze ponad osiem i pół tysiąca odsłon i kolejny próg będę miał za sobą. Kurczę, żeby tak to zamienić na jakąś monetę, to byłby całkiem niezły majątek, jak na mnie – bogacza!
Przybliżam się też do dnia moich wakacji w kraju; moich dni, które spędzę z najbliższa rodziną. Cholera, już nieźle tęsknię. Jeszcze trochę i minie rok, jak siedzę w emigracyjnej klatce. W rozmowach z najbliższymi już nawet planujemy, co musimy zrobić i gdzie razem pojechać. Wiem, że to głupie z mojej strony, ponieważ nie wiem nawet czy jutra dożyję. Pisałem o tym wiele razy. Nie potrafię się jednak oprzeć słabości planowania. Cieszę się też na zapas z tego, że może to nastąpić.
A zatem wiele się kończy i z tego się cieszę, bo pewnie nie mniej się zacznie, ale to będzie nowe.
Póki co, walę głową w mur i szukam we wszystkim oparcia, żeby za dużo nie myśleć o tym, co potęguje tęsknotę, przypomina o zaległych niezałatwionych wciąż sprawach…

Wiem, że trzeba mi tylko zdrowia, siły i czasu, a wszystko poukładam. Dwa lata mi wystarczy.

Myślę, że dla Boga podarować mi taki ułamek życia to żaden problem. Mam tylko nadzieję, że ze względu na znikomość problemu i moją znikomość nie zostanie to pominięte w Łaskawości Bożej! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...