Jasne,
że wszystkim życzę na te święta tego, czego i sobie samemu życzę po cichu.
Nikomu
nie życzę tego, czego sam za nic nie chciałbym doświadczać.
Przypominam
o swoich książkach, które cierpliwie czekają na kolejnych nabywców.
I
będę pisał o wszystkim i niczym, żeby tylko nie myśleć o samotnych tu świętach.
No
to zaczynamy.
1.
Przez
jakiś czas odczuwałem ból prawego ramienia. Ból jeszcze powraca, ale już nie
jest dotkliwy. Teraz bardziej we znaki daje mi się ból kolana. To stara
kontuzja, z czasów, kiedy jeszcze biegałem jak szarak po leśnych duktach,
trenując przełaje.
2.
Mieszkam
z fajnymi ludźmi. Dla wielu, kto patrzy krytycznym okiem porządnisia, to
krystaliczna patologia. Moi znajomi nie wyobrażają sobie, jak można przeżyć
dzień bez paczki papierosów i kilku mocnych browarów. Może zabraknąć prądu,
gazu, jedzenia i wszystkiego, bez czego wielu sobie życia nie wyobraża, ale
browaru i papierosów zabraknąć nie może.
Młody
musi koniecznie zaliczyć codziennie kilka godzin surfowania po sieci albo
obejrzeć swoje ulubione programy telewizyjne. Jeśli tego mu brakuje, to chodzi
smutny, a jego smutek jest tak wielki, że i tysiące smutków tysiąca innych
ludzi nie zdoła przebić smutku Młodego.
Mnie
postrzegają jako dziwka, choć tylko w połowie. Jeszcze palę papierosy, to do
końca nie zdziwaczałem, ale to, że nie piję piwa czy czegoś mocniejszego, to
już zakrawa w ich oczach na szaleństwo.
Nie
obchodzi mnie to, co inni o nich myślą.
Ja
wiem tylko to, że kiedy byłem w gorszym niż bardzo złe tutaj położeniu, to o
nic nie pytali, tylko pomagali. Do tego wciąż powtarzali – jest źle będzie
lepiej! Na emigracji to norma. Szybko się spada i szybko wzlatuje.
3.
Moja
Żona wyrzucała mi to już wielokrotnie, że zawsze najpierw wszystkich ludzi
wynoszę pod niebiosa, a później narzekam na niektórych.
To
fakt… na początku każdy jest dla mnie dobry. Każdy ma nieograniczony limit
kredytu zaufania. Później już życie samo robi wszystko. i kiedy wychodzi szydło
z worka, to często mam rękę w nocniku. Tak się zdarzało i tutaj. Gdy byłem w
niemałych kłopotach albo nie spełniałem oczekiwań we mnie pokładanych, to
okazywało się, że ci, których sobie chwaliłem, nie warci są funta kłaków. Ci
zaś, którym od czasu do czasu dołożyłem, okazywali się ludźmi, którzy nie mówią
NIE!
Niedaleko
mnie mieszka starsza kobieta. Znajomi mówią, że po siedemdziesiątce. Trudno mi
w to uwierzyć, ponieważ takie ilości piwa i mocniejszych trunków, jakie ta
kobieta wlewa ciągle w siebie; ilości papierosów, jakie dziennie wypala;
zakupoholizm i ciągły ruch, w którym jest zdają się przeczyć temu, że może mieć
tyle lat.
Potrafi
być bardzo złośliwa i nienawidzić, jak nikt. Ale niech tylko komuś z jej
znajomych powinie się noga, np. straci pracę. już następnego dnia jest z
torbami zakupów. Szukaj roboty, mów, a o jedzenie się nie martw. Znajdziesz
robotę, oddasz. Teraz o tym nie myśl.
To
taka tutejsza ikona. Nie da wszystkich wymienić, którym już pomogła, których z
wielkiego gówna wyciągnęła, którym nie pozwoliła popłynąć do samego końca.
Oceny
przeciętnych ludzi mają się tu nijak. Tu trzeba trochę pożyć, żeby pewne rzeczy
zrozumieć.
4. dziewczyna z gumą do żucia
Pracowałem
jakiś czas w przedsiębiorstwie spożywczym przygotowującym kanapki dla wielkich
sklepów sieciowych i stacji benzynowych. Taka fabryka, w której kilkaset
tysięcy kanapek na dobę przygotowywano dla głodnych czasami bliźnich,
śpieszących się w swoim życiu i nie mających czasu na zrobienie sobie kanapki.
W
fabryce obowiązywały surowe zasady, np. nie wolno było rzuć gumy albo przynosić
ze sobą czegoś, co zawierało orzeszki, np. batoników z orzechami.
Jedna
z dziewczyn tam pracujących zapomniała się i nie wyrzuciła przed wejściem gumy
do żucia. Zauważył to wajzer. Zrobiła się afera. Powiedziano dziewczynie, żeby
poszła do domu. To było trochę trudne, ponieważ z Nottingham do fabryki było
około godziny jazdy samochodem. Dziewczyna pracował na nocnej zmianie. Musiała
kilka godzin czekać, aż zmiana się skończy i wróciła rano ze wszystkimi
zorganizowanym transportem.
Następnie
powiedziano jej, żeby pojechała (znów około godziny jazdy) do agencji, która ją
do fabryki skierowała. Tam wszystko jej wyjaśnią, co i jak będzie z nią.
Dziewczyna
pojechała i dowiedziała się, że za żucie gumy została zwolniona z pracy.
Nie
zadzwonili do niej, żeby jej oszczędzić niepewności i ciągania z miasta do
miasta.
Chore!
Ale
tutaj to jest normalne.
5.
Z
poprzedniej pracy pamiętam kilku przykrych rodaków, którzy bezwzględnie
wykorzystywali swoją pozycję i znęcali się nad ziomkami.
Pamiętam
też przejmujące zimno. Codziennie po dwie, trzy godziny dosłownie nie czułem palców.
Nieraz myślałem, że odmroziłem sobie ręce.
Cały
czas jednak powtarzałem sobie, że to niemożliwe. Przecież wszyscy pracujący
musieliby mieć to samo.
Nikt
jednak nie narzekał i skrzętnie ukrywał, że za zimno mu w ręce lub że mu palce
kostnieją. Dopiero pod koniec mojej tam pracy, gdy mówiłem innym o tym
problemie u siebie, kilku przyznało mi się, że czują to samo i tak samo się
boją o swoje zmarznięte dłonie.
W
obecnej pracy nikt nikogo nie ściga. Nikt na nikim się nie wyżywa. Jeśli coś
komuś dolega, to mówi to otwarcie, dostaje lżejszą robotę albo dzień wolnego.
Taka, naprawdę , normalność.
A
pamiętam dokładnie, jak fama krążyła wśród moich rodaków o tej robocie.
Dlatego
wszystkim radzę – nie słuchać innych, tylko samemu zawsze próbować się przekonać.
6. Życie na niby
Jak
bumerang wraca do mnie ta myśl.
Poznałem
tu różnych ludzi, a wśród nich zbieraczy. W Polsce też znam zbieraczy.
Wszystko
im się przyda i gromadzą w swoim życiu, co się da, a tak naprawdę to raczej to
życie swoje zagracają rzeczami, które być może kiedyś im się przydadzą, o ile
to kiedyś nastąpi.
Andrzej
ostatnio przyznał się, że nie chodzi do sklepu, bo gdy tylko tam wejdzie, to
zaraz kupuje na zapas. A przy tym kupuje i to, czego już ma pod dostatkiem.
Głupota
ludzka! Mówił. Nie dość, że kupuję niezdrowe żarcie, w tym masę słodyczy, to
jeszcze za to niezdrowe całkiem zdrowo płacę!
7. Ja na stare lata
Jeśli
przyjdzie mi doczekać cudu starości, to chciałbym na stare lata żyć zgodnie z
zasadą minimalizmu. Posiadać tylko tyle, ile do życia niezbędne.
Żadnych
zapasów, lokat czy ukrytych skarpet, sejfów za obrazem czy kont w rajach
podatkowych.
Przy
tym zero używek…
Co
tam stare lata? Już teraz tak mógłbym, ale, no właśnie, jest ale. Mam pewne zobowiązania
i muszę to wszystko załatwić. Do tego są ludzie, którzy na mnie liczą. I na
pewno zrobię wszystko, żeby się nie zawiedli.
Ale
gdyby tak moje myślenie wszyscy wzięli do siebie do serca i zaczęli wcielać w
życie, jak na przykład Diogenes, o którym będę pisał, to nic by im się nie
stało, a i wyszło na dobre, ale połowa handlowych branź szybko ległaby w
gruzach.
To
byłby fajny widok!
8. Powtarzam się
Czy
szaty są po to, aby mnie zdobić, czy żeby mnie odziewać, chronić?
Czy
jedzenie jest po to, aby się nim delektował i cieszył, czy może po to, aby
nabrał sił, by stawić czoła kolejnym życiowym wyzwaniom?
Co
jest istotą rzeczy, co formą, a co treścią. Kim jesteśmy my, gdy ślepo oddajemy
się formie? A może nie KIM, ale CZYM wtedy jesteśmy? Czym jesteśmy wtedy, gdy
treść życia grzebiemy pod gruzami formy?
Pisałem
już – jem po to, żeby żyć; nie żyję po to, żeby tylko jeść.
Odziewam
się po to, by ukryć nagość ciała i ciało to chronić np. przed zimnem.
Cóż
to znaczy pięknie się ubierać? Zwłaszcza dzisiaj, gdy piękno jest wartością
umowną.
Zresztą
zawsze tak było.
Jeśli
dziś stu krzyknie PIĘKNE, to sto pierwszy też.
Już
taka w nas bylejakość w myśleniu wyrosła, że chyba nie sposób będzie ją
wyplenić.
9. Co robić w święta?
Co
robić można w święta?
Najlepiej
żyć leniwie… najlepiej w wolnym dniu całkiem się nie przebierać. Można na
przykład cały dzień spędzić w pidżamach przed telewizorem.
O
czym możemy mówić?
Co
nas tak bardzo zajmuje?
Kolejne
potrawy, modne ciuchy, auta…
Nie,
w święta, nie chcemy mówić o sobie jako tamtych istotach duchowych, które
chodziły po wodzie, nie bały się latać.
Nie
chcemy w czasie świąt nawet tak myśleć o sobie. Lepiej o stosie banknotów,
które są miarą szczęścia i pomyślnego życia.
Co
z nami jest, mądrzy ludzie?
Co
się z nami dzieje?
Aż
tak bardzo błądzimy w czasach lotów kosmicznych?
***
Wielkanoc
prawie się dzieje, a ja ględzę niezmiennie.
Jak
to mówił znajomy, już czytać tego nie mogę. Ciągle, w kółko to samo, biadolisz,
jak jakiś ramol, uśmiechnij się wreszcie i życz tego innym.
No
to się uśmiecham i życzę innym uśmiechu.
Dzisiaj
są jeszcze tylko zapowiedzią świąt.
Jutro
już na całego święta będą świętami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz