Muszę
to opisać!
Jadę
właśnie na mszę za zmarłych, mojej Siostry i Jej Córki Izy. Jadę na mszę za
zmarłe, których odejścia przyjąć nie chcę. Wypieram ich nieobecność cielesną z
myśli, jak mogę. Niech nikt mi nie pomaga, póki sam nie
potrafię!
Chore?
Może
tak! Nikt nie powie na pewno!
Ale
chcę napisać, że wczoraj Ktoś mi napisał: Przyjedź do lasu, bo ognisko płonie!
I pojechałem do lasu! A tam uśmiechnięte twarze i ogień rozpalony, pełno
płomienia, iskier, dymu i niebo nocą zamglone wśród koron dojrzałych sosen.
Gospodyni
spotkania przyniosła pieczoną kiełbaskę. Mężczyźni śmiali się, rozmawiali…
Boże!
jakbym to znał!
Z
Tatą lat temu ileś też byłem w podobnym lesie. Ognisko wielkie płonęło, a ja
jadłem pieczone!
Jasne,
że nie to miejsce! Nie ten czas! Nie ci ludzie!
Ale
w kontekście tego, z czym jadę dzisiaj się spotkać. Na nowo zmierzyć się z tym,
że nie jest tak, jak bym chciał; że nie jest tak, jak myślę...
W
kontekście tego przyszłego to wczorajsze ognisko, te roześmiane twarze, te
szczere uśmiechy, ogień i kiełbaska to namiastka powrotu do kurpiowskiego lasu i
płonącego ogniska, które zdaje się płonąć. I w blasku jego ognia żyją ci, których
kocham i nigdy nie umrą, póki ja będę żył!
Po
tej chwili refleksji myślę, co wiedzą o życiu, o ogniu, uśmiechu szczerości… tłuki,
jak sieciowy „marek”? Co wiedzą jemu podobne zakłamane dupki? Co mogą powiedzieć
o ogniu albo szczerości serca?
Dla
nich ciąg dalszy modlitwy polskiego Żyda poety, może coś do nich trafi, ale w to
szczerze wątpię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz