Ni cholery nie zauważam, abym był zmęczony miłością i nienawiścią
pospołu do ludzi!
Przeciwnie, moi przeciwnicy twierdzą, że czerpią
energię do działania, od przeszłych pokoleń, a ja ją czerpię z tropienia w nich
kłamstwa, obłudy i nowej jakości władzy. Oczywiście przeciwników, nie przeszłych pokoleń, które niech spoczywają w pokoju wieczności!
Nawet, kiedy kopię, to kopię z miłością, żeby
zaprzańca jednego z drugim uczulić na to, co robią, na to co mówią, ponieważ co
myślą w swoich główkach, to wie tylko Bóg, bo oni to raczej nie myślą o tym
wiele.
Nakręca mnie ich obłuda i zarazem śmieszy to ich co
innego mówienie, a co innego robienie. I używając tu leśmianowskiej poetyki ze Zwiewności, trzeba powiedzieć, że w tym
swoim kreowaniu siebie na kogoś lepszego, tak się buńczucznie do boju z mgłą
napurpurzają, a tak naprawdę jest ich tak niewiele, że mniej niż niebiesko… Nic, prócz tła. Biały obłok z liliową
przekreską.
Mistrz mi nakazał, że mam wszystkich kochać!
Mistrz zawiesił mi wysoko poprzeczkę!
Cholera! Staram się, jak mogę. I kocham wszystkich,
choć nie wszystkich lubię! A tych, co nie lubię, nie polubię chyba, bo już taki
jestem zimny albo gorący, nic we mnie pośrodku. A ot A, B to B. TAK to TAK, a
NIE to NIE!
Dlatego leczę się miłością i kochaniem z nienawiści do
ludzi!
Nieraz nienawiść góruje, ale to są chwile. Nigdy nie
zapewniałem, że jestem bez grzechu!
Nie mam bladego pojęcia, co z tego kochania kalekiego
mojego do ludzi i z mojej nienawiści do niektórych wyjdzie.
Wiem tylko, że nie przestanę walić w mur arogancji. Co
tam, głowę mam twardą i łokcie niemiękkie!
Kopałem się nieraz z koniem. Nawet wygrałem kopanie!
Teraz to jeszcze gorzej, bo kopię się z kołtuństwem. To taki koń stworzony z
moich fobii do ludzi.
Dostałem słowo za oręż i będę słowem walczył. Słowem będę
kopał. Słowem będę miłował.
Pisanie to moja ucieczka, tak, jak ucieczką jest
picie!
Pisanie to moje życie, oddech na swoim podwórku!
Pisanie to moja pasja, to męka mojej drogi!
Pisanie to mój krzyk, krzyk rozpaczy na puszczy!
Wśród wielu niepowodzeń, wiele zdążyłem już stracić.
Nie szarpię się i nie próbuję odzyskać tego, co było.
Wiem, że co było, nie wróci, jak ja nie wejdę do
WCZORAJ, jak nie wiem czy wejdę w JUTRO! Wiem tylko, że jestem TERAZ!
Wiem też, jak wiele mogę jeszcze zrobić, więc też się nadymam
buńczucznie, a mniej mnie niż niebiesko, ponieważ Leśmian to poeta miłości i ci,
których kopnąłem dzisiaj przykładem z jego poezji, wdzięczni mi być powinni, a
nie obrażeni! Jak by nie było, upoetyzowałem co nieco ich obłudne życie!
Wczoraj większość popołudnia spędziłem z synkiem. To
było dobre popołudnie! Wieczór też był dobry! Dużo się śmialiśmy i złościliśmy
się razem na nasze słabości.
Myślę, że razem dojdziemy, gdzie trzeba!
Nasłuchałem się wczoraj przemówień o wolności. Mówili najwięcej ci, co gówno o niej wiedzą.
Taki robak jak ja wie, co to wolność; wie, jak gorzko smakuje i przede wszystkim wie, że nie można jej ubrać w żadne słowa!
Mimo tych dyrdymałów o wolności i niepodległości, starałem
się przeżyć ten dzień najsensowniej, jak mogłem. I dzisiaj mogę powiedzieć, że całkiem
sensownie przeżyłem: miałem proste myśli, upadku zaznałem,
goniłem od siebie, co zbędne, pokonałem pokusę, choć długo zasnąć nie mogłem!
Myślę,
że się udało!
Dziękować?
Być dumnym?
Nie wiem!
Wiem tylko, że jeszcze nie jestem zmęczony miłością i
nienawiścią do ludzi.
Kocham jednako wszystkich!
Czy wszystkich nienawidzę?
Skąd!
Gdyby tak było, powiesiłbym się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz