3 listopada 2015

Vaya Con Dios, Amigo!

Cztery lata temu, 3 listopada po południu, mój Przyjaciel wybrał się w podróż, z której nie ma powrotu na stare śmieci!
A może cztery lata temu mój Przyjaciel wrócił po prostu do siebie?
Nie wiem! 
Wiem tylko, że bardziej pusto zrobiło się w życiu, a tłoczniej na cmentarzu!

Zawstydził mnie kiedyś mój Przyjaciel. Spotkaliśmy się nieoczekiwanie i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wykrzyknął: Cześć, jak się masz?
Walczył wtedy z chorobą!
Odpowiedziałem, że dobrze i zapytałem: Co u ciebie? A on, że wszystko OK!
Długo potem myślałem! Twardy, skubaniec! Miał w takich momentach siłę, żeby pytać innych o samopoczucie!
Nie wiem, co u niego! Wiem tylko, że przydałoby się znowu siąść razem do stołu, opowiedzieć sobie kilka dowcipów, ponarzekać na innych, posprzeczać się o byle gówno, wypić kieliszek albo dwa i pomarzyć o lepszym jutrze…
Ale to tylko takie moje myślenie z przyziemnego punktu widzenia!

Muszę się dzisiaj zadowolić jego milczeniem i wspomnieniem ognisk, które zdążyliśmy razem rozpalić, zanim ruszył sam na szlak!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...