19 listopada 2015

Pieprzeni hipokryci z nas

Wiecie, co mnie najbardziej denerwuje w ludziach?
Zakłamanie, co z greki hipokryzją nazywamy, a co się przejawia w fałszywości, dwulicowości i obłudzie w zachowaniu, myśleniu i działaniu, a charakteryzuje się niespójnością zasad stosowanych w życiu, czyli, co innego mówimy, a robimy inaczej. Udawanie serdeczności, religijności, szlachetności, żeby tylko w błąd innych wprowadzić i czerpać z tego jak najwięcej korzyści.
A jeśli mocniej chcemy to wyrazić, to mówmy: kołtuństwo i powinno wystarczyć!

Hipokryzja jest od wieków królową ludzkich skupisk, nazwijmy je szumnie społeczeństwami. To nic innego tylko konflikt między interesami jednostki, a zasadami w grupie panującymi. Z drugiej jednak strony to konflikt między normami obyczajowymi i moralnymi.
Jest takie opisowe określenie tych ludzi, co to bez bibułki nie wezmą do ręki bułki, ale coś innego wezmą gołą ręką! Dorośli to znają! Dzieci zdążą poznać!
To taka ludzka wada, która mnie bardziej niż wkurza, ale powstrzymam się teraz i koniec z wyrażeniami. Podam inne przykłady na ludzkie zakłamanie.
Należę do tych ludzi, co jasno stawiają sprawę. Jeśli lubię jeść drób, to wiem, że kurę trzeba zabić, kogutowi łeb uciąć, oparzyć, oprawić, później wnętrzności wyrzucić, odebrać te jadalne.
Jeśli zachodzi potrzeba, biorę siekierę do ręki i idę na stronę z żywą kurą albo kogutem.
Jeśli ktoś da mi rybę trzepoczącą skrzelami, łapczywie łapiącą powietrze, to wiem, że trzeba szybko zrobić użytek z noża, żeby się ryba niepotrzebnie bez wody nie męczyła! No, i co najważniejsze, żeby miał jedzenie!
Tak jest u mnie z każdą zwierzyną daną mi przez Boga na pokarm. W takich chwilach, nazwijmy je krwawymi, nie czuję żadnej radości. Czuję wdzięczność do zwierzaka czy ptaka, że żył po to, by stać się moim pokarmem, dzięki któremu ja żyję.
Jeśli wtedy emocje nie wezmą nade mną góry, to jeszcze głośno dziękuję zwierzęciu, ptakowi i Bogu, za to życie, które odbieram, żeby samemu żyć!
Ale nie cierpię gadek moich bliźnich kochanych, co to twierdzą, że nie potrafią znieść widoku krwi. Twierdzą, że nigdy w życiu nie zabiliby kury, nie zabiliby świni, cielęcia, owcy, gołębia...
Znam dużo ludzkich historii z serii: ręki nie przyłożę do zabicia zwierzęcia i nie chcę w ogóle nic wiedzieć o zwierząt zabijaniu.
Autorzy tych historyjek później idą do baru, zapraszają znajomych, organizują grilla... i w takich właśnie chwilach wpieprzają w najlepsze drób, steki, krewetki, obgryzają kosteczki zajęcy, kuropatw, łykają małże, podroby…! Mlaskają przy tym ze smakiem, klepią się po brzuchu i zachwalają potrawy za smak i niebiańską woń.
To bardzo nie w porządku w stosunku do siebie samego. Tak się po prostu nie robi! Jeśli jestem, kurde, mięsożerną istotą, to powinienem też umieć zjadane zwierzę zabić! A jeśli nie umiem zabić tego, co jeść lubię, to nie jem i koniec sprawy! I wtedy jest w porządku!
Mówię tu akurat o jedzonka wcinaniu, pozyskiwaniu jedzonka, jego przygotowywaniu i o tym, jak wielu nie chce, poza tym pierwszym, niczego więcej wiedzieć. 
Jak bardzo w tej kwestii jesteśmy zakłamani! Tak bardzo, że zniknęło nam zakłamanie z oczu, a my święcie wierzymy, że mówimy prawdę: Nie zabiłbym kury i zamawiam kurczaka! 
Tak jest nie tylko z jedzeniem w prostym życiu człowieka.
Jeśli ja jestem draniem, to się na drania nie wściekam, drania nie krytykuję, mówię językiem drania, nie udaję świętego!
Jeśli zdarzy mi się być na bakier z moralnością, to nie będę bliźnich i świata umoralniał!
Niech nie mówią o zdradzie ci, co zdrady nie zaznali; niech nie mówią o zdradzie ci, co zdrady nie znają.
Niech nie mówią o grzechu ci, co świętymi się mienią!
Niech o sprawach łóżkowych i o sprawach rodzinnych nie mówi mi ksiądz w celibacie. Nawet gdy będzie biskupem, niech nie mówi, czego nie doświadczył, nie przeżył, nie zaznał i nie dotknął, nie smakował.
Chyba że wcześniej się przyzna. Wtedy niech gada do woli!
Nie trzeba więcej pisać!
Wiecie, o co mi idzie!
O kłamstwie mógłbym pisać i gadać bez końca. Często nurzałem się w kłamstwie. Kłamstwo nie jest mi obce. A zatem żadnych pytań, gdyż za odpowiedź nie ręczę.
Każda osoba publiczna zna gorzki smak kłamstwa. Każdy, kto walczy o władzę, nawet tę najskromniejszą tylko nad drugim człowiekiem, wie, jak smakuje kłamstwo. Tylko ilu się przyzna?
Mogę wszystkich pocieszyć słowami Dostojewskiego, który kiedyś tam stwierdził, że kto nigdy nie skłamał, nie jest prawdziwym człowiekiem.

Preludium mam za sobą. Później polityka. A tam to już hipokryzja jest więcej niż królową!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...