11 listopada 2015

Czego się dziś dowiedziałem...

Z dzisiejszych przemówień w deszczu z okazji Święta Niepodległości dowiedziałem się kilku ciekawych spraw dotyczących niepodległości mojej ojczyzny, no i historii nowej trochę poznałem dzisiaj.
Od razu zaznaczę, że wszystkie moje uwagi to tylko cichutkie kwilenie. Łatwo mi było słuchać, siedząc w cieplutkim aucie. Ciekawe jak bym przemawiał pod ostrzałem kropel?

Na szczęście mam za sobą przemawianie do ludzi i stres z tym związany, i tym podobne bzdety.
Dowiedziałem się dzisiaj, że wiele pokoleń Polaków czekało na niepodległość Polski.
Polska pod zaborami była 123 lata, jeśli skromnie licząc na pokolenie około lat 40, to trzy pokolenia na niepodległość czekały. Jeśli natomiast weźmiemy, że mieszkańcy Europy w połowie XIX wieku żyli przeciętnie 50 lat, a sto lat później 60, to można przyjąć, że w czasach zaborów przeciętnie w Europie ludzie żyli lat 55.
No, ale jeśli dla kogoś dwa lub trzy pokolenia oznacza wiele. To niech już tak zostanie!
Dowiedziałem, że Polska odzyskała niepodległość, ponieważ nasze wojsko pokonało nieprzyjaciela.
Od 1795 do 1918 roku wojska polskiego nie było, jak samej Polski nie było.
Natomiast Polacy i owszem walczyli w armiach zaborców. Często przeciwko sobie. Jak to się wtedy miało z Polakami we wrogie mundury odzianymi? Lepiej nie odpowiadać. To były trudne czasy. To były trudne decyzje, które Polacy musieli podejmować.
Dowiedziałem się też, że dzisiaj żyją ludzie, którzy czerpią energię z poświęceń poprzednich pokoleń, czerpią swoją energię z czasów niewoli, powstań i wojen, w których Polacy walczyli, oddając życie.
To tak, jakby dzisiaj Afroamerykanin na forum publicum oznajmił, że czerpie energię z czasów niewolnictwa przodków!
Ja wolę czerpać energię z pozytywnego myślenia i nie zapominać, że były ciężkie czasu, kiedy Polacy mieli naprawdę cienko!
Dowiedziałem się, że energii, którą rzekomo otrzymaliśmy od wielu poprzednich pokoleń, nie wolno nam zmarnować.
A co my robimy codziennie plotkując, odmawiając, niesłusznie oskarżając swoich polskich ziomali? Nie marnujemy energii? Nie pieprzymy trzy po trzy? Nie robimy inaczej, niż wcześniej obiecaliśmy?
Mówiący te słowa zna takie marnowanie energii. Oskarżył niedawno publicznie niewinną kobietę!
Drużyna mówiącego nie marnuje energii na wymyślanie kolejnych podstępów, podsłuchiwanie, knucie?
Puste słowa rzucone pod niebem deszczem płaczącym!
Puste słowa rzucone na ziemię skąpaną w deszczu!
Dowiedziałem się dzisiaj, że nasi przodkowie przed 97 laty na niejednym deszczu stali po to, abyśmy byli wolni!
Cholera, gdyby przodkowie nasi wiedzieli, że przez samo stanie na deszczu wolność sobie wywalczą, to nic by nie robili, nie odsadzaliby na sztorc kos, powstań by nie wzniecali, tylko na deszczu stali!
Ja też dziś stałbym na deszczu, gdyby to współczesnemu i przyszłym pokoleniom Polaków przynieść miało korzyść albo wolności przysporzyć Polakom skłóconym po uszy!
Nie stałem jednak na deszczu, tylko w aucie siedziałem. Wiem bowiem, że to żadna święta moja powinność na deszczu moknąć albo że to niby demonstracja jedności z przeszłością.
Usłyszałem też dzisiaj definicję współczesnego patriotyzmu. To świętowanie kart historii, ale też budowanie nowego wspólnego domu dla wszystkich, pamiętając przy tym, że korzeniami naszymi jest tradycja chrześcijanska Rzeczypospolitej.
To ja przez całe życie swoje źle o tych sprawach myślałem!?
Myślałem bowiem, że moje korzenie sięgają pogańskich Słowian. Chrześcijaństwo nasze to przecież końcówka X wieku.
Moje korzenie duchowe to tradycja judeo-chrześcijańska, nie europejska przygoda Słowian z chrześcijaństwem.
Jeśli tak dalej pójdzie, to za rok się dowiem, że Chrystus był nie Żydem, tylko zwyczajnie Polakiem, jak Polska już kiedyś była mesjaszem narodów!
Mam już powoli dosyć tej nowej jakości. Słychać ją w przemówieniach. Widać w codziennym działaniu.
A lud, wiadomo, posłucha, pomilczy i pójdzie, może szybko zapomni.
Ja też uciekłem do domu. Miałem już dość tych wywodów o nowym patriotyzmie i dziwnej historii w pigułce.
Bo dla mnie patriotyzm to nawet przemówienie i jego przygotowanie tak, żeby mucha nie siadła, to takie przemówienie, że słychać w nim wysiłek ducha.
A jeśli przemawiam do ludzi, tylko po to, by mówić, dla samego mówienia; przemawiać, bo tak trzeba, nawet wtedy, gdy mam tak niewiele lub mało do powiedzenia, to chyba tych słuchających do końca nie szanuję!
Lepiej czasami jest milczeć i dać innym pomyśleć w ciszy, niż mówić tylko dlatego, że ciszy nie rozumiem!

Wystarczy mi na dzisiaj lekcji patriotyzmu.

Następny wpis to życie i remanent w książkach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...