Rzecz będzie o moich
znajomych, a nawet bardziej niż znajomych. O skarbniku małej gminy na końcu
świata i szefie zakładu komunalnego w tejże małej gminie.
My, Polacy, chyba już
nigdy nie oduczymy się emocjonować zarobkami i pieniędzmi innych, nie zwracając
przy tym żadnej uwagi na pracę, jaką dana jednostka wykonuje i jaką
odpowiedzialnością, w ramach wykonywanej pracy, jednostka jest obciążona.
Nic tak nie cieszy niektórych internetowych komentatorów, jak zajrzeć do oświadczenia majątkowego tej czy
innej osoby publicznej i wytknąć jej zarabiane pieniądze. Ileż przy tym jest
dobrych rad, tu – nowemu wodzowi, żeby ciął wynagrodzenia, ile się tylko da.
Osobiście nie czytam
oświadczeń majątkowych, a o zarobkach innych ludzi dowiaduję się z prasy, z
ulicznych dyskusji albo internetowych wpisów, jak choćby komentarze.
Przeczytałem ostatnio
jeden z komentarzy, w którym autor zachęca nowego wodza do prześwietlenia
zarobków skarbnika gminy i szefa zakładu komunalnego. No i koniecznie musi
zrobić z tym porządek, tj. obniżyć te zarobki.
Przypomniały mi się
początki mojej samorządowej roboty. Urzędnicy w małej gminie bili wtedy rekordy
w niskich zarobkach nie tylko w skali województwa, ale i kraju. To były te
czasy, kiedy lwią część gminnego budżetu pochłaniały wydatki na niezreformowaną
gminną oświatę. Rządzący wówczas, zamiast reorganizować gminną oświatę,
zaciągali kolejne kredyty konsumpcyjne na jej utrzymanie i „oszczędzali” latami
na płacach pracowników. Nie oświaty oczywiście.
Sytuacja w pewnym
momencie stała się taka, że kierownik USC, skarbnik czy sekretarz w małej gminie
zarabiali mniej, niż pracownicy gospodarczy w innych gminach. Przy czym te inne
gminy nie były ani bogatsze, ani mniej zadłużone od małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.
Niemoralne z
ekonomicznego punktu widzenia jest to, że człowiek odpowiedzialny za
funkcjonowanie finansów gminnych czy spraw administracji państwowej na terenie
gminy zarabia mniej niż pracownik gospodarczy w innych gminach.
I żeby nie było, że nie
doceniam pracy pracowników gospodarczych. Bynajmniej! Każda dobrze wykonana praca
jest ważna. Nie każda jednak wykonywana praca niesie ze sobą ciężar
odpowiedzialności za funkcjonowanie samorządu czy zdrowie ludzi.
Zaczynam powoli
docierać do sedna sprawy.
Na początku mojej
samorządowej roboty mieliśmy niezły bigos w finansach publicznych, a gospodarka
wod.-kan. była ciągle w budowie. Nie było zorganizowanej gospodarki odpadami
komunalnymi. I kilka innych ptaszków, ale to nie teraz.
Trzeba było całkiem
nieźle zapalać, żeby sprawy poukładać, i to w określonym terminie. Nie było
łatwo, a stres i oczekiwania społeczne oraz służb zewnętrznych były na tyle duże,
że snu przez wiele nocy skutecznie pozbawiały. Wizyty coraz to nowych inspektorów ochrony
środowiska wykazywały, ile trzeba w tej materii nadrobić, reorganizacja gminnej
oświaty, do tego gminny zbiornik wodny… Po kontroli inspekcji budowlanej
okazało się, że jest w fatalnym stanie technicznym. Jakby tego było mało, nie
było żadnej dokumentacji technicznej tego obiektu.
Obłęd!
Dziś mogę spokojnie
wyznać, że w samorządowym amoku wykonałem pewne ruchy personalne, które nie
skutkowały negatywnie na funkcjonowanie gminy, ale mnie na kilka lat skutecznie
utrudniły pracę. jednej z tych decyzji żałuję do dziś, ale już nic się nie da
zrobić. Życie!
Łatwo jest siedzieć
przed komputerem, ocieniać pracę innych i wyrzucać z siebie komentarze pomiędzy
jednym i drugim łykiem kawy. Gorzej jest po drugiej stronie. Nie wolno jednak
narzekać, ponieważ nikt nikogo do pracy samorządowej nie zmusza.
Dość szybko zacząłem
przyglądać się pracy poszczególnych pracowników. Doszedłem też do tego, że
ludzi trzeba nieustannie motywować do jeszcze wydajniejszej roboty. Nie
zmotywujesz jednak człowieka do roboty, jeśli ten na swoim stanowisku zarabia najmniej
w województwie ze swoich samorządowych kolegów czy koleżanek.
Skarbnik małej gminy
przez ileś tam lat miała najniższe uposażenie spośród skarbników gmin w
województwie, a może nawet i kraju. Nie lepiej było z innymi stanowiskami
pracy. Postanowiłem też wyrównać
dysproporcje.
O dziwo, gmina po tym
nie popłynęła, a moje działania przełożyły się na pozyskanie niemałych kwot na
gminną infrastrukturę drogową, dokończyliśmy budowę sieci kanalizacyjnej w
miasteczku i sieci wodociągowej w gminie, zorganizowaliśmy odbiór odpadów
komunalnych, zrekultywowaliśmy stare wysypisko odpadów, które nie spełniało
żadnych norm środowiskowych, wykonaliśmy brakującą dokumentacje techniczną
zbiornika wodnego i wykonaliśmy remont tego obiektu.
Było tego dużo więcej,
ale nie o tym…
Dzisiaj jest tak, że od
lat nie ma żadnych problemów ze służbami ochrony środowiska, choć niemało jest
jeszcze do zrobienia. Gospodarka wod.-kan. działa bez zarzutu, a woda
dostarczana do odbiorców nie zagraża ich zdrowiu. Kolejne kontrole z zakresu
spraw administracji państwowej na terenie gminy wykazują, że wszystko jest w
jak najlepszym porządku. Dokumentacja finansowa gminy również od lat prowadzona
jest bez zarzutu.
To
nie jest zasługa ani nowego wodza, ani moja, tylko konkretnych ludzi na konkretnych
stanowiskach. To wynik ich pracy!
Rolą wodza jest dostrzegać
ich wysiłki, nagradzać i stymulować do jeszcze wydajniejszej roboty albo szukania
nowych rozwiązań w ciągle zmieniającej się rzeczywistości prawnej.
Nie
o zarobki ludzi idzie, ale o to, za jaką pracę te zarobki są wypłacane!
Jeśli
ktoś sam sobie odbiera część uposażenia, przyznaje się do tego, że kiepsko wykonywał
swoją robotę!
Natomiast
jeśli kogoś chcemy nagrodzić za dobrą robotę, obcinając mu uposażenie, to chyba już
czas na urlop!
Za
fachowość i wieloletnie doświadczenie zawodowe trzeba dzisiaj płacić, a nie oszczędzać
na tym. Ponieważ fachowość i doświadczenie zapewniają spokojne funkcjonowanie gminy,
nawet jeśli leży ona na końcu świata!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz