21 stycznia 2018

Prawdziwy Człowiek!

Aro podczas naszych rozmów często powtarzał, że prawdziwy człowiek musi się unurzać w bagnie grzechu i próbować uświęcić światłością dobroci. Szczerze też wyznawał, bez żadnych przechwałek, że nie pamięta, ilu nałogom uległ i z ilu się wykaraskał.
Drobny, niepozorny, a przy tym niezwykle silny i wytrzymały w robocie. Po jakimś czasie przyznał, że gdy na nos padał, krył się w ciemnej komorze nie po to, żeby się modlić, tylko wspomagać tak, jak wielu tutaj czyni.
W pracy?
A jak?

To fakt, że wielu nie ma pojęcia, co się na emigracji dzieje i jakim przyjemnościom ludzie się oddają.
Któregoś dnia podczas przerwy gadałem sobie z Arem. Zaczął mi coś opowiadać o białym szaleństwie. Mówię do niego:
‑ Umówmy się na wywiad. Będę cię o coś tam pytał, a ty mi o tym opowiesz. Może coś ciekawego z takich rozmów wyniknąć.
‑ Jesteś szurnięty, jak ja! – wykrzyknął i zaśmiał się szczerze.
Jednak dnia następnego sam podszedł do mnie i spytał:
‑ Jak ty to widzisz? To znaczy, co i jak chcesz pisać?
‑ Wywiad to taka sobie rozmowa, ja pytam, a ty mówisz, co ślina w danym temacie na język ci przyniesie. Po prostu nie zdziw się czasem, że nagram naszą rozmowę.
‑ To dawaj! Teraz?
Oto cały Aro! Nie, mamy tylko pięć minut. Umówiliśmy się, że na następne spotkanie przemyśli sprawę, jak to z nim było, gdy rzucał się namiętnie w objęcia białej damy.
‑ Teraz już nie biorę! – powiedział z dumą.
‑ Wiem, dlatego mi powiesz, jak było, a nie jest.
‑Ale dasz mi przeczytać to, co napisałeś?
‑ Stary, nie inaczej!
‑ No to piątka, ziom!
Przybiłem piątkę z Arem i tak to sie zaczęło!
Poniżej namiastka tego, co opowiedział mi Aro. Daleko jeszcze do tego, żeby to opracować w całości, ponieważ zajmują mnie teraz trochę inne tematy, to jednak, przy jakimś tam zdrowiu trochę lepszym niż kiepskie, na pewno temat rozszerzę i opracuję w przyszłości.
Taka namiastka tego, nad czym mam zamiar popracować, czyli kolejny pomysł literacki, w którym fikcja przeplata się z prozą życia, niekoniecznie dla człowieka przyjemną i sielankową. Bohater, jak to moi bohaterowie, to kolejny poszukiwacz Życia prawdziwego w życiu na niby.

Próbowałem już w życiu białego szaleństwa.
I co?
Nie czułem ekstazy. Nie latałem jak Batman.
Nie czułem przypływu energii, jak choćby jądrowej.
Nie czułem żadnego mrowienia, co o zawrót głowy przyprawia.
Nie czułem, że jestem Bogiem albo że mnie nie ma.
Nie czułem się Szatanem wściekle głoszącym zło.
Nie czułem, że jestem wspaniały albo całkiem do dupy.
Nie czułem, że mogę wszystko albo nie mogę nic.
Światłości nie widziałem. Nie pochłonęła mnie ciemność.
Nie skakałem jak szympans. Nie pełzałem jak wąż.
Nie gadałem więcej niż zwykle. Nie milczałem jak głaz.
Nie czułem, że mam dwa ciała albo żem z ciała wyleciał, wylazł, wypłynął, wypełzł…, a potem na powrót wleciał, wlazł, wpłynął, wpełzł… w ciało swoje…
Nie widziałem się z Bogiem, Jezusem czy Maryją.
Nie spotkałem Szatana w czasie białego szaleństwa.
Nie miałem kontaktu z obcymi z Kosmosu.
Nie straciłem kontaktu z moimi z Kosmosu. Nie mogę nawet stwierdzić, że lepiej ich rozumiałem po niż przed spożyciem. Wiem bowiem z życia bez szaleństw, że znam takie przypadki, których pod wpływem czy nie nigdy nie zdołam zrozumieć.
Nie stałem nad przepaścią.
Nie leżałem w głębinach.
Nie czułem, abym wzlatywał czy też dna dotykał.
Nie poczułem nawet, że mam więcej rozumu!
Czułem się po tak, jak przed, więc pomyślałem sobie – o kant dupy to rozbić! Szkoda na to czasu. Szkoda czasu i zdrowia! Pieniądze to próchno!
(…)
Na razie to tyle.
Wszystkim tyle słońca, ile ja mam za oknem!

* Zdjęcie kruka znalazłem w Sieci. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...