Gdyby, dla
eksperymentu, jakiegoś człowieka zamknąć dzisiaj w domu i dać mu do dyspozycji
tylko media publiczne, to taki jegomość po jakimś miesiącu na pewno by
stwierdził, że żyje w kraju rekordów, wzrostu gospodarczego, wiary prawdziwej i
w ogóle, że żyje w polskim raju.
Ja czasem mam takie
wrażenie, że już nie wiem, jak jest. Jeśli do tego dołożyć osiągi władzy
lokalnej, to obraz na ciekawy wcale mi nie wygląda.
Dlatego z tym większą
radością chłonę ostatki w kraju nad Wisłą dziennikarskiej roboty. Podczas
lektury gazet ostatnio przeczytałem bardzo ciekawy tekst o podejściu obecnych
władz krajowych do problematyki górnictwa w moim pięknym kraju.
Tekst ukazał się w
jednym ze śląskich tytułów prasowych. Ciekawy, bo rzeczowy, nie pozbawiony
ironii, co w pewnych momentach złośliwością trąci. Ale ta złośliwość z
frustracji wynika. Można się bowiem zezłościć na rządowego dupka, który nie
wie, co mówi, a myśli, że mądrze mówi.
Tekst powstał w wyniku
wypowiedzi ministra Tchórzewskiego z okazji Barbórki do samorządowców Śląska.
Minister opieprzył wtedy tychże samorządowców, że są antypolscy, ponieważ
rozwijają swoje gminy, nie zostawiając przy tym terenów wolnych pod budowę nowych kopalni.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby tych nowych kopalni naprawdę nam
było potrzeba, ale widać, że nie.
I taki mały cytat
związany z tym artykułem; cytat, z którego wynika, że w kraju rekordów i
sylwestrów marzeń, w ogóle wszystkiego naj… dzieje się najzwyczajniej głupota
rządzących. Głupota ma to do siebie, że barw partyjnych nie zna i jednako
dotyka tych z prawa, lewa i środka.
Zastanawiające,
po co PiS chce budować nowe kopalnie, kiedy jednocześnie likwiduje te, które
mają doskonałe pokłady węgla, jak choćby KWK „Krupiński” w Suszcu.
„Krupiński”
to kopalnia nowa i nowoczesna (…) Miała wydobywać najdroższy, najlepszy węgiel
– koksujący antracyt. (…) Złoża tego antracytu posiada, ale nie sięga po nie. Brakuje
raptem 600 metrów przekopu, co w górnictwie jest kawałeczkiem. Wymaga to
inwestycji rzędu 300 milionów złotych, co w tej branży jest także kwotą
niewielką. Zamiast jednak to zrobić, polski rząd 31 marca zdecydował się
kopalnię zamknąć.
Na
przestrzeni ostatnich dziesięciu lat „Krupiński” przyniósł 900 milionów strat.
Średnio – 90 milionów rocznie. Z tym, że od dwóch lat pewna firma za współpracę
proponuje „Krupińskiemu” opłatę roczną w wysokości 120 milionów, więc wyższą od
strat. (…) Firma ta (…) chce kopać węgiel z drugiej strony niż ten antracyt, a
jedynie do wydobywania go na powierzchnię chce wykorzystywać infrastrukturę
„Krupińskiego”.
A
zatem pan minister (…) mógłby korzystać ze złóż antracytu – wówczas „Krupiński”
przynosiłby zyski idące w miliardy.
I
to tylko jeden przykład. Przykład dowodzący, że rząd PiS nie ma żadnego pomysłu
na górnictwo. Bo trudno mówić o rzeczywistym pomyśle, gdy w marcu robi się co
innego, a w grudniu mówi się coś zupełnie innego.
Mnie cieszą takie rzeczowe
teksty. To jeszcze jeden przykład na to, że Polska ma zasoby ciekawych bogactw.
Nie ma jednak szczęścia do mądrych polityków, bo tacy są szybciutko usuwani
w cień!
I jeszcze się strasznie
wkurzyłem dzisiaj, gdy usłyszałem, że dwie sesje leczenia antyciałami dzieciaka
chorego na nowotwór będzie kosztowało ponad 600 tysięcy złotych. Kuracja rozpocznie
się w chwili, gdy kwota ta będzie zebrana. Dziękuję Bogu za zdrowie i współczuję rodzicom chłopaka.
Cholera, zakląłem, pracownicy
jednego z ministerstw w niespełna ostatnie dwa lata wydali z kart pracowniczych
ponad półtora miliona złotych.
To też jest przecież rekord! Media publiczne milczą!
I taka smutna refleksja.
Antracyt z polskich kopalń rozwiązałby po części nie tylko problemy górnictwa, ale i
służby zdrowia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz