Na
ostatniej kolędzie ksiądz wikariusz zostawił u nas parafialny kalendarz. Od
razu pochwaliłem tę inicjatywę, bo to bardzo fajna kronika tego, co działo się
w mijającym roku i aktualne daty na nadchodzący rok. To nie jest nic nowego
kalendarz jako kronika, ale szacun dla gospodarza parafii, że pomysł realizuje.
Ponieważ
na kalendarzu nie znalazłem zastrzeżenia praw autorskich, pozwoliłem sobie
umieścić zdjęcie tego wydawnictwa.
Nie
znajdziemy w kalendarzu żadnych takich porad, jak przyrządzić ciasto czy
ugotować bigos. Jest za to informacja, i taka powinna być, o świętach
kościelnych. Jest rozkładówka pracy parafii.
Naprawdę ciekawa sprawa!
Tak
sobie pomyślałem i władze małej gminy też mogłyby pomyśleć o takim wydawnictwie.
To wcale niedrogo kosztuje, a efekt niesamowity.
Że też nie wpadłem wcześniej
na ten właśnie pomysł – takiej rocznej gminnej mini kroniki! Jeśli będę miał
okazję, na pewno to zrobię!
Ale temat czeka!
Ponieważ kalendarz ten poza wykazem dat zawiera też fotografie, no to się na nich skupiłem. Znalazłem na fotografiach dzieciaki i
młodych. Wspaniale, że biorą udział aktywnie w życiu parafii. I tu kolejny szacun dla gospodarzy parafii.
Wśród
dorosłych za zdjęciach zauważyłem wielu starych znajomych. Od lat zaangażowani
są w życie parafii i, jak widzę, niestrudzenie to robią nadal. Super! Super! I
trzeci raz: Super! Jak: Yes! Yes! Yes! byłego polskiego premiera.
Patrzę
na fotografie i co tam jeszcze widzę? Ano widzę twarze, które wcale z
przyjemnymi przeżyciami nie kojarzą mi się. Jestem człowiekiem myślącym i wiem
doskonale, że życie przeciętniaka nie tylko z przyjemności słynie. Z drugiej
strony muszę założyć w wyrozumiałości swojej okrutnej i próbie zrozumienia
innych, że niektórzy zmienili się i uświęcili swe życie.
Znalazłem
na fotografiach kogoś, kto wywierał na mnie naciski, abym przetargi uwalał.
Jest też osoba, która na mnie donosiła brednie i podpisywała się pod
pismami do prokuratury. Jest kilku rozmodlonych, co bili we mnie jak w bęben. I
takich nie brakuje, co chętnie plotkowali. Robią to i dzisiaj, i im to nie przeszkadza.
Rozumiem
po trosze. Byłem wtedy wodzem i można mnie było dziabnąć myślą, uczynkiem czy słowem.
A czy był powód, żeby mnie dziabnąć? Czy ktoś się zająknął przy głoszeniu
nieprawdy? Kto by tam dzisiaj wnikał w takie banialuki!
Może nie tylko ja, oglądając zdjęcia w parafialnym kalendarzu, ma takie grzeszne myśli.
Cóż, słabość ludzka i jeszcze dobra pamięć nie pozwalają zapomnieć. Wybaczyć zawsze
łatwiej!
A
może to wedle zasady: Co cesarza, to jemu – nawet jeśli nóż w plecy, a później do
kościoła i bez zbędnych wyrzutów Bogu oddać – co Boga!
I
wszystko jakoś się kręci!
UWAGA!
Moje
subiektywne doświadczenia i alergiczne reakcje na niektórych bohaterów fotografii nie mają nic do tego, że inicjatywa wydawania kalendarza bardzo mi się podoba!
Stawiam szóstkę
z plusem!
A w innej skali dziesięć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz