25 stycznia 2018

Parafialny kalendarz

Na ostatniej kolędzie ksiądz wikariusz zostawił u nas parafialny kalendarz. Od razu pochwaliłem tę inicjatywę, bo to bardzo fajna kronika tego, co działo się w mijającym roku i aktualne daty na nadchodzący rok. To nie jest nic nowego kalendarz jako kronika, ale szacun dla gospodarza parafii, że pomysł realizuje.
Ponieważ na kalendarzu nie znalazłem zastrzeżenia praw autorskich, pozwoliłem sobie umieścić zdjęcie tego wydawnictwa.

Nie znajdziemy w kalendarzu żadnych takich porad, jak przyrządzić ciasto czy ugotować bigos. Jest za to informacja, i taka powinna być, o świętach kościelnych. Jest rozkładówka pracy parafii. 
Naprawdę ciekawa sprawa!
Tak sobie pomyślałem i władze małej gminy też mogłyby pomyśleć o takim wydawnictwie. To wcale niedrogo kosztuje, a efekt niesamowity. 
Że też nie wpadłem wcześniej na ten właśnie pomysł – takiej rocznej gminnej mini kroniki! Jeśli będę miał okazję, na pewno to zrobię!
Ale temat czeka! 
Ponieważ kalendarz ten poza wykazem dat zawiera też fotografie, no to się na nich skupiłem. Znalazłem na fotografiach dzieciaki i młodych. Wspaniale, że biorą udział aktywnie w życiu parafii.  I tu kolejny szacun dla gospodarzy parafii.
Wśród dorosłych za zdjęciach zauważyłem wielu starych znajomych. Od lat zaangażowani są w życie parafii i, jak widzę, niestrudzenie to robią nadal. Super! Super! I trzeci raz: Super! Jak: Yes! Yes! Yes! byłego polskiego premiera.
Patrzę na fotografie i co tam jeszcze widzę? Ano widzę twarze, które wcale z przyjemnymi przeżyciami nie kojarzą mi się. Jestem człowiekiem myślącym i wiem doskonale, że życie przeciętniaka nie tylko z przyjemności słynie. Z drugiej strony muszę założyć w wyrozumiałości swojej okrutnej i próbie zrozumienia innych, że niektórzy zmienili się i uświęcili swe życie.
Znalazłem na fotografiach kogoś, kto wywierał na mnie naciski, abym przetargi uwalał. Jest też osoba, która na mnie donosiła brednie i podpisywała się pod pismami do prokuratury. Jest kilku rozmodlonych, co bili we mnie jak w bęben. I takich nie brakuje, co chętnie plotkowali. Robią to i dzisiaj, i im to nie przeszkadza.
Rozumiem po trosze. Byłem wtedy wodzem i można mnie było dziabnąć myślą, uczynkiem czy słowem. A czy był powód, żeby mnie dziabnąć? Czy ktoś się zająknął przy głoszeniu nieprawdy? Kto by tam dzisiaj wnikał w takie banialuki!
Może nie tylko ja, oglądając zdjęcia w parafialnym kalendarzu, ma takie grzeszne myśli. Cóż, słabość ludzka i jeszcze dobra pamięć nie pozwalają zapomnieć. Wybaczyć zawsze łatwiej!
A może to wedle zasady: Co cesarza, to jemu – nawet jeśli nóż w plecy, a później do kościoła i bez zbędnych wyrzutów Bogu oddać – co Boga!
I wszystko jakoś się kręci!
UWAGA!

Moje subiektywne doświadczenia i alergiczne reakcje na niektórych bohaterów fotografii nie mają nic do tego, że inicjatywa wydawania kalendarza bardzo mi się podoba! 
Stawiam szóstkę z plusem! 
A w innej skali dziesięć! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...