30 stycznia 2018

Śmierć śmierci nierówna?

Nie potrafię zrozumieć pewnych posunięć rządzących i tego, co obecnie w Polsce się dzieje. Odbieram to tak, że żyję w dziwnym kraju. Myślałem dotychczas, że wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci. Jednak, jak się okazuje, w Polsce śmierć jednej osoby nie jest równa ze śmiercią innej. Śmierć jednych traktuje się jako niepowetowaną stratę i koniecznie trzeba tę stratę w jakiś sposób rodzinie wynagrodzić. Oczywiście są to ludzie w jakiś sposób związani z obozem rządzących lub z działaniami tego obozu związani. 

Śmierć bliskiej osoby to w każdej rodzinie dramat, rozpacz i niepowetowana strata. Dotyka to każdego z nas co jakiś czas. Najczęściej nikt, poza kręgiem rodziny i przyjaciół, ludźmi pogrążonymi w żałobie nie interesuje się. To najbliżsi organizują pomoc i wsparcie w trudnych chwilach. Nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, że w takich chwilach może pomagać państwo! 
I nieważne czy dana osoba zmarła z powodu choroby czy zginęła tragicznie w wypadku.
Inaczej jednak jest w przypadku ofiar katastrofy smoleńskiej. Wszyscy Polacy „złożyli się” już na działalność podkomisji badającej okoliczności i przyczyny tej tragedii. Tylko w 2016 roku wydatki tej podkomisji sięgnęły ponad trzy miliony złotych. Trudno sobie nawet wyobrazić, ile wydano na ten cel przez tych niemalże dziesięć lat dociekań smoleńskiej prawdy.
Do wydatków na działalność podkomisji dochodzą wydatki na odszkodowania dla rodzin ofiar katastrofy. W latach 2016 – 2017 wypłacono z tytułu ugód czy orzeczeń sądowych ponad 100 milionów złotych zadośćuczynienia rodzinom 96 ofiar i, jak na razie, nie widać końca wypłat odszkodowań.
Jakie inne rodziny ofiar wypadków drogowych czy katastrof, np. budowlanych, mogą liczyć na taką hojność państwa polskiego? Jeśli nie mogą, to nie żyjemy w Polsce sprawiedliwej, gdzie wszyscy obywatele są równi i traktowani jednakowo.
Dziwne są też zasady wypłacania odszkodowań rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej. Początkowo odszkodowania otrzymywali mąż/ żona, dzieci i rodzice ofiar. Tu od razu rodzi się pytanie: Czy rodzice ofiar, które usamodzielniły się miały już swoje samodzielne życie rodzinne również otrzymywali odszkodowanie?
Następnie rządzący poszli dalej i rozszerzyli krąg osób mogących ubiegać się o odszkodowanie. Teraz w kolejce po pieniądze podatnika może stanąć rodzeństwo ofiar, a także osoby tworzące z ofiarami nieformalne związki.
Nie rozumiem. To znaczy, że rodzeństwo, które już się usamodzielniło i założyło, powiedzmy, swoje rodziny, jest również uprawnione do ubiegania się o odszkodowanie?
Jeśli tak, to w Polsce trzeba mieć szczęście do dobrej śmierci. W pewnych okolicznościach można ginąć, nie martwiąc się zupełnie o los najbliższej i bliskiej rodziny. Nawet jeśli ta rodzina jest oparta na nieformalnym związku dwojga ludzi.
Jak widać, pieniądze mogą zmienić twarde ramy katolickiej definicji rodziny!
Na przykładzie rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej widać, że gdy idzie o „swoich” można nawet machinę państwową zamienić okolicznościowo w wielką firmę ubezpieczeniową i wypłacać odszkodowania.
Inni, którzy stracili bliski w wypadkach czy w innych okolicznościach, niech radzą sobie sami. 
To tylko jeden przykład, jak to w kraju nad Wisłą prawo i sprawiedliwość rozgościły się w najlepsze! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...