21 maja 2017

Czym chata bogata

Skrobnąłem sobie kiedyś tam takie oto opowiadanko na temat naszej polskiej zazdrości, która to każe niektórym życzyć innym złego, żeby tylko zrównać wszystkich w niedoli lub niedostatku. 
I tak znacie z pewnością dowcip o dwóch sąsiadach, z których to jeden ma krowę, a drugi krowy dwie. No i ten pierwszy drugiemu zazdrości tej drugiej krowy. Nie idzie jednak z nią do byka, nie woła inseminatora, żeby z tej krowy może drugą za jakiś czas pozyskać, tylko modli się, żeby sąsiadowi choć jedna krowa padła, to będą mieli równo.
Znacie też masę kawałów o Polakach w piekle, których żaden diabeł pilnować nie musi, ponieważ gdy tylko któryś wychyli się z kotła, by uciec, to inni w mig z powrotem do kotła go wciągną.
Coś w tym być musi z prawdy o nas samych. W innym wypadku taka twórczość radosna nie powstałaby, jak nie powstałyby żarty o skąpstwie Szkotów czy kalkulacji Żydów i jeszcze innych nacji.

No a teraz to moje skromne pisanie w formie opowiadania. Jedno z iluś tam czekając na wyciągnięcie z szuflady:
A zatem Czym chata bogata, które Polaczkom zadedykowałem, a które pewnie jeszcze redakcyjne poprawki czekają:
Stara szkapa Smętka spuściła łeb i łapczywie wyrywała wokół siebie resztki trawy, która miejscami porastała rżysko. Zapadnięte boki i wystające żebra konia niezbyt dobrze świadczyły o gospodarzu. Smętek bynajmniej się tym nie przejmował, tylko palił papierosa i ponuro zerkał w kierunku, skąd dochodził jednostajny warkot nowego traktora Wesołka.
Tfu! Splunął Smętek i przydeptał niedopałek. Wio, starulko, bidulko! Krzyknął na swoją szkapinę i razem ruszyli z mozołem jak dwa wielkie nieszczęścia, pozostawiając za sobą następną czarną skibę rozoranej ziemi.
Drepcząc za pługiem i szkapą, Smętek oddawał się rozmyślaniom o swoim życiu. Odkąd pamiętał, pracował jak wół, ale dorobił się tylko szpetnego garbu na plecach. Nic mu nie wychodziło. Kiedyś jeszcze potrafił marzyć o tym i tamtym, ale to było tak dawno, aż dziw, że jeszcze o tym nie zapomniał.
Wlokąc tak nogę za nogą, rozmyślał o swojej niedoli i pogrążał się w smutku, miał w sercu wiele żalu do całego świata, a zwłaszcza do tych, którym się udało.
Zatrzymał szkapinę i spojrzał w kierunku swoich zabudowań, które, podobnie jak on, chyliły się ku matce ziemi.
Co innego Wesołek. Ten, czego się dotknął, zamieniał w pieniądze.
Jak słyszał Smętek od ludzi, nie zawsze zdobywane uczciwie, ale pieniądze, jak każde inne, rozumował nieszczęśnik.
Niby co z tego, że te pieniądze, jak mawiali ludzie, mogły być nieuczciwie zdobyte?
Chałupę Wesołek za nie wystawił? Wystawił chałupę, że hej!
Oborę i stodołę z cegły za nie Wesołek wystawił? Wystawił, że hej!
A do tego jeszcze nowy traktor kupił!
Wszystko, o czym Smętek marzył i na co w pocie czoła pracował, wymarzyć i wypracować nie potrafił, bo może pracował albo za mało, albo za głupio i tak też może marzył.
Wesołek tymczasem wypracował, wykombinował albo - jak kto woli - dostał w darze od losu wszystko to, czego Smętek ani wypracować, ani wymarzyć nie mógł.
Bez wątpienia Wesołek losowi pomagał swoją zaradnością i oszczędnością. Takimi szczegółami jednak Smętek głowy sobie nie zaprzątał!
Dochodzący zza miedzy warkot traktora zaczął Smętkowi coraz bardziej dokuczać. Szarpnął lejce i sięgnął do kieszeni po następnego papierosa. Z litością popatrzył na szkapę, która znów wykorzystywała krótki postój na równie krótki posiłek i szczypała resztki trawy, ale nagle... Smętek spostrzegł tuż przy pysku konia coś białego. Powoli obszedł pług i zbliżył się do białej plamki.
Mysz! Wycedził przez zęby i w tej samej chwili oniemiał z wrażenia. Na głowie gryzonia dostrzegł bowiem złotą koronę. Bez zastanowienia rzucił się w kierunku mysiej królowej i okazało się, że jak na swój wiek, jest nad wyraz zwinny. Dopadł mysz niczym kot.
Puść mnie! Usłyszał piskliwy głosik.
Smętek zdębiał i poczuł, jak czapka zdaje się unosić nad jego głową, a jego włosy sztywnieją niczym drut. Szybko jednak doszedł do siebie. Czuł, że ta chwila może zmienić jego życie!
A co będę z tego miał? Rozpoczął targ.
Jeśli mnie puścisz, spełnię jedno twoje życzenie. Zaproponowała mysz.
Smętek aż przysiadł z zachwytu. Rzucił czapką o ziemię! Podrapał się w głowę.
I czego by tu zachcieć? Pytał siebie w duchu.
Jedną ręką darł włosy, drugą ściskał mysz! Pewnie by mysią królową uściskał na dobre, gdyby radość i rozpacz trwały nieco dłużej, gdyby ten stan rozterki potrwał jeszcze chwilę.
Na szczęście dla mysiej królowej spojrzał Smętek za miedzę i zobaczył Wesołka, który skończył orkę. Sąsiad stanął przy swoim nowiutkim traktorze i drwiąco patrzył na Smętka, jego szkapę i pole.
Wiem! Krzyknął nagle Smętek do przyduszonej myszy. Chcę mieć to, co Wesołek! A jemu daj to, co moje!
Mówisz i masz! Pisnęła cicho mysia królowa i poprosiła Smętka, aby zamknął oczy.
Smętek posłusznie wykonał polecenie, a gdy tworzył oczy, zauważył, że stała się rzecz niesłychana, prawdziwy cud. On, Smętek, stał przed pięknym, nowiutkim traktorem. W oddali zauważył nowe zabudowania w miejscu dotychczasowej ruiny. Oczy wyszły mu z orbit na widok tak pięknego domu i budynków gospodarczych.
Zza miedzy zaś dobiegł go krzyk przeraźliwy. To Wesołek darł włosy z głowy i wył nieludzkim głosem, stojąc obok Smętkowej szkapiny zaprzężonej w stary pług i widząc ruinę w swoim gospodarskim obejściu.
Wystarczyło tylko spojrzeć w kierunku zgnębionego Wesołka i jego zabudowań oraz na Smętka i jego bogactwo, aby stwierdzić, że mysia królowa to prawdziwa profesjonalistka.
Pięknie podziękował królowej i wypuścił bidulkę.
Smętka los sąsiada nie wzruszył bynajmniej. Przeciwnie, zawył z wielkiej radości, padł na plecy, złapał się za brzuch i rżał wniebogłosy.
Jak długo to trwało?
Trudno określić.
W końcu jednak Smętka znużyło to ogromne radowanie się odmianą losu, jakiej w okamgnieniu doświadczył. Odetchnął głęboko, podniósł głowę i rozejrzał ciekawie dookoła. Nadal chciał patrzeć i napawać się rozpaczą Wesołka. Spojrzał w kierunku nieszczęśnika i zdziwił się ogromnie. Spostrzegł bowiem sąsiada biegającego w kółko po zaoranym zagonie. Wesołek był zwinny nad wyraz.
Smętek domyślił się szybko, za czym tak zawzięcie Wesołek po swoim polu gonił.
Nic mu nie pozostało, jak tylko złapać się za głowę, zamknąć oczy i modlić, aby sąsiad nie okazał się równie zwinny jak on.

Przypomniał sobie jednak dokładnie swoją prośbę, jaką był wypowiedział do mysiej królowej! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...