Skrobnąłem sobie kiedyś tam
takie oto opowiadanko na temat naszej polskiej zazdrości, która to każe
niektórym życzyć innym złego, żeby tylko zrównać wszystkich w niedoli lub niedostatku.
I tak znacie z
pewnością dowcip o dwóch sąsiadach, z których to jeden ma krowę, a drugi krowy
dwie. No i ten pierwszy drugiemu zazdrości tej drugiej krowy. Nie idzie jednak
z nią do byka, nie woła inseminatora, żeby z tej krowy może drugą za jakiś czas
pozyskać, tylko modli się, żeby sąsiadowi choć jedna krowa padła, to będą mieli
równo.
Znacie też masę kawałów o
Polakach w piekle, których żaden diabeł pilnować nie musi, ponieważ gdy tylko
któryś wychyli się z kotła, by uciec, to inni w mig z powrotem do kotła go
wciągną.
Coś w tym być musi z
prawdy o nas samych. W innym wypadku taka twórczość radosna nie powstałaby, jak nie
powstałyby żarty o skąpstwie Szkotów czy kalkulacji Żydów i jeszcze innych nacji.
No a teraz to moje skromne
pisanie w formie opowiadania. Jedno z iluś tam czekając na wyciągnięcie z
szuflady:
A zatem Czym chata bogata, które Polaczkom zadedykowałem, a które pewnie
jeszcze redakcyjne poprawki czekają:
Stara
szkapa Smętka spuściła łeb i łapczywie wyrywała wokół siebie resztki trawy,
która miejscami porastała rżysko. Zapadnięte boki i wystające żebra konia
niezbyt dobrze świadczyły o gospodarzu. Smętek bynajmniej się tym nie
przejmował, tylko palił papierosa i ponuro zerkał w kierunku, skąd dochodził
jednostajny warkot nowego traktora Wesołka.
Tfu! Splunął Smętek i przydeptał niedopałek. Wio,
starulko, bidulko! Krzyknął na swoją szkapinę i razem ruszyli z mozołem jak dwa
wielkie nieszczęścia, pozostawiając za sobą następną czarną skibę rozoranej
ziemi.
Drepcząc za pługiem i szkapą, Smętek oddawał się
rozmyślaniom o swoim życiu. Odkąd pamiętał, pracował jak wół, ale dorobił się
tylko szpetnego garbu na plecach. Nic mu nie wychodziło. Kiedyś jeszcze
potrafił marzyć o tym i tamtym, ale to było tak dawno, aż dziw, że jeszcze o
tym nie zapomniał.
Wlokąc tak nogę za nogą, rozmyślał o swojej niedoli
i pogrążał się w smutku, miał w sercu wiele żalu do całego świata, a zwłaszcza
do tych, którym się udało.
Zatrzymał szkapinę i spojrzał w kierunku swoich
zabudowań, które, podobnie jak on, chyliły się ku matce ziemi.
Co innego Wesołek. Ten, czego się dotknął, zamieniał
w pieniądze.
Jak słyszał Smętek od ludzi, nie zawsze zdobywane
uczciwie, ale pieniądze, jak każde inne, rozumował nieszczęśnik.
Niby co z tego, że te pieniądze, jak mawiali ludzie,
mogły być nieuczciwie zdobyte?
Chałupę Wesołek za nie wystawił? Wystawił chałupę,
że hej!
Oborę i stodołę z cegły za nie Wesołek wystawił?
Wystawił, że hej!
A do tego jeszcze nowy traktor kupił!
Wszystko, o czym Smętek marzył i na co w pocie czoła
pracował, wymarzyć i wypracować nie potrafił, bo może pracował albo za mało,
albo za głupio i tak też może marzył.
Wesołek tymczasem wypracował, wykombinował albo -
jak kto woli - dostał w darze od losu wszystko to, czego Smętek ani wypracować,
ani wymarzyć nie mógł.
Bez wątpienia Wesołek losowi pomagał swoją
zaradnością i oszczędnością. Takimi szczegółami jednak Smętek głowy sobie nie
zaprzątał!
Dochodzący zza miedzy warkot traktora zaczął
Smętkowi coraz bardziej dokuczać. Szarpnął lejce i sięgnął do kieszeni po
następnego papierosa. Z litością popatrzył na szkapę, która znów wykorzystywała
krótki postój na równie krótki posiłek i szczypała resztki trawy, ale nagle...
Smętek spostrzegł tuż przy pysku konia coś białego. Powoli obszedł pług i
zbliżył się do białej plamki.
Mysz! Wycedził przez zęby i w tej samej chwili
oniemiał z wrażenia. Na głowie gryzonia dostrzegł bowiem złotą koronę. Bez
zastanowienia rzucił się w kierunku mysiej królowej i okazało się, że jak na
swój wiek, jest nad wyraz zwinny. Dopadł mysz niczym kot.
Puść mnie! Usłyszał piskliwy głosik.
Smętek zdębiał i poczuł, jak czapka zdaje się unosić
nad jego głową, a jego włosy sztywnieją niczym drut. Szybko jednak doszedł do
siebie. Czuł, że ta chwila może zmienić jego życie!
A co będę z tego miał? Rozpoczął targ.
Jeśli mnie puścisz, spełnię jedno twoje życzenie.
Zaproponowała mysz.
Smętek aż przysiadł z zachwytu. Rzucił czapką o
ziemię! Podrapał się w głowę.
I czego by tu zachcieć? Pytał siebie w duchu.
Jedną ręką darł włosy, drugą ściskał mysz! Pewnie by
mysią królową uściskał na dobre, gdyby radość i rozpacz trwały nieco dłużej,
gdyby ten stan rozterki potrwał jeszcze chwilę.
Na szczęście dla mysiej królowej spojrzał Smętek za
miedzę i zobaczył Wesołka, który skończył orkę. Sąsiad stanął przy swoim
nowiutkim traktorze i drwiąco patrzył na Smętka, jego szkapę i pole.
Wiem! Krzyknął nagle Smętek do przyduszonej myszy.
Chcę mieć to, co Wesołek! A jemu daj to, co moje!
Mówisz i masz! Pisnęła cicho mysia królowa i
poprosiła Smętka, aby zamknął oczy.
Smętek posłusznie wykonał polecenie, a gdy tworzył
oczy, zauważył, że stała się rzecz niesłychana, prawdziwy cud. On, Smętek, stał
przed pięknym, nowiutkim traktorem. W oddali zauważył nowe zabudowania w
miejscu dotychczasowej ruiny. Oczy wyszły mu z orbit na widok tak pięknego domu
i budynków gospodarczych.
Zza miedzy zaś dobiegł go krzyk przeraźliwy. To
Wesołek darł włosy z głowy i wył nieludzkim głosem, stojąc obok Smętkowej
szkapiny zaprzężonej w stary pług i widząc ruinę w swoim gospodarskim obejściu.
Wystarczyło tylko spojrzeć w kierunku zgnębionego
Wesołka i jego zabudowań oraz na Smętka i jego bogactwo, aby stwierdzić, że
mysia królowa to prawdziwa profesjonalistka.
Pięknie podziękował królowej i wypuścił bidulkę.
Smętka los sąsiada nie wzruszył bynajmniej.
Przeciwnie, zawył z wielkiej radości, padł na plecy, złapał się za brzuch i
rżał wniebogłosy.
Jak długo to trwało?
Trudno określić.
W końcu jednak Smętka znużyło to ogromne radowanie
się odmianą losu, jakiej w okamgnieniu doświadczył. Odetchnął głęboko, podniósł
głowę i rozejrzał ciekawie dookoła. Nadal chciał patrzeć i napawać się rozpaczą
Wesołka. Spojrzał w kierunku nieszczęśnika i zdziwił się ogromnie. Spostrzegł
bowiem sąsiada biegającego w kółko po zaoranym zagonie. Wesołek był zwinny nad wyraz.
Smętek domyślił się szybko, za czym tak zawzięcie
Wesołek po swoim polu gonił.
Nic mu nie pozostało, jak tylko złapać się za głowę,
zamknąć oczy i modlić, aby sąsiad nie okazał się równie zwinny jak on.
Przypomniał sobie jednak dokładnie swoją prośbę, jaką
był wypowiedział do mysiej królowej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz