14 maja 2017

Dyskusja z biblistą, jak czytać Pismo Święte

To taka moja dyskusja z biblistą księdzem Wojciechem Węgrzyniakiem na temat, jak czytać Pismo Święte. Kto, jak kto, ale biblista wie, jak Pismo Święte czytać!
To dla mnie dobra dyskusja, ponieważ druga strona już swoje powiedziała, i to jakiś czas temu. Słowa księdza zaczerpnąłem bowiem z jego rozmowy opublikowanej kiedyś tam w Przewodniku Katolickim.
Nie ukrywam, że tekst ten czytałem z cichą nadzieją na jakieś wskazówki w tym zakresie. Myślałem, biblista podpowie, jak trzeba czytać Biblię. Myślałem, że będzie cacy, a wyszło, jak zawsze!

Mam swoje zdanie i jeszcze trochę uwag do tego, co ksiądz mówił wtedy i, właśnie moim zdaniem, przesadzał albo spłycał ten jakże ważny temat dla każdego, kto wierzy, że Biblia jest podstawą duchowego rozwoju.
Ksiądz Węgrzyniak zaznaczył, że Biblia nie zawsze prowadzi nas tam, gdzie chcielibyśmy dotrzeć przy okazji jej lektury.
Stwierdził, że Biblię można czytać jak powieść czy jak dokument historyczny, czyli nie odkrył kontynentów, powiedział, co każdy już wie. Ksiądz dodał, że najlepiej siadać do takiej lektury po to, aby znaleźć w niej prawdę o naszym zbawieniu, ponieważ Biblia właśnie po to została dana ludziom.
Biblista żartuje sobie w pewnym momencie, że z „Biblią jest jak z kolacją — najlepiej zasiadać do niej z zamiarem zjedzenia. Inne cele nie są zabronione, ale mogą być dziwne, a nawet podejrzane.
Jeśli chodzi o czytanie Biblii, to zdaniem Węgrzyniaka systematyczność odgrywa pierwszoplanową rolę. Czas i chęci są bardzo ważne, ale systematyczność jest najważniejsza.
Można powiedzieć, że czytanie Biblii powinno być jak codzienny posiłek.
Jedną z przyczyn dlaczego ludzie nie czytają Biblii (i książek w ogóle), zdaniem biblisty, jest fakt, że ich nie otwierają. I radzi wszystkim, aby wziąć Biblię z półki, otworzyć ją i już nie zamykać.
Ksiądz Węgrzyniak nie uważa wydania Biblii w mp3 za profanację. I tutaj księdza popieram! Stwierdza, że to świetny pomysł, gdyż Bóg do ludzi mówił i mówi, a nie pisał. Dlatego nawet słuchanie Biblii jest jej świetną lekturą. To świetna sprawa zamienić słuchanie jakichś topowych piosenek na słuchanie Biblii, np. w czasie spaceru, biegania albo innej formy spędzania wolnego czasu.
Biblista twierdzi, że w Biblii znajdują się odpowiedzi na wszystkie nasze pytania. Zależy tylko czy stawiane pytania mają sens i są dla nas na tyle ważne, żeby odpowiedzi na nie szukać właśnie tam.
Podczas lektury Biblii, ksiądz zaznacza, należy zawsze odróżniać to, co tekst do nas mówi, od tego, co jest jego przesłaniem. To trudne, ale konieczne, aby nie traktować Biblii jako narzędzia do osiągania swoich założonych celów. Gdyż głównym celem czytania Biblii jest dotarcie do prawdy, która zbawia, a nie np., jaką mam podjąć decyzję w tej czy tamtej sprawie.
Jeśli po każdej lekturze Biblii bardziej kochamy Boga i bardziej kochamy bliźniego, to może oznaczać, że dobrze odczytaliśmy Słowo.
Jeśli natomiast po takiej lekturze nadal czujemy niechęć do bliźniego albo nienawidzimy kogoś, to czytanie nasze na marne poszło i tyle!
Waga Słowa zawartego w Biblii jest taka, że za każdym razem przemawia do nas inaczej. Dlatego właśnie ciągle i ciągle inaczej odczytujemy Pismo Święte.
Pewnie dlatego Biblia nie znudziła mi się jeszcze.
Przeciwnie, coraz bardziej mi mało!
Ksiądz twierdzi, że to ciągle inne odczytywanie Biblii jest wynikiem tego, że my sami ciągle jesteśmy na innym etapie naszego życia i inaczej odbieramy to, co Bóg do nas mówi.
Tak jest ze wszystkim, nie tylko z Biblią. Co chwila jesteśmy inni, jesteśmy dalej, jesteśmy odmienieni w tę czy tamtą stronę. Jesteśmy ciągła zmianą, nieustającą drogą. Na tym polega Życie, które lepi się z chwil!
Jeśli chodzi o czytanie Biblii, to ksiądz zauważa, iż nie należy dążyć za wszelką cenę, żeby całe Pismo Święte przeczytać. I znów porównuje Biblię z pokarmem, którego czasami po prostu nie trawimy. Biblista twierdzi przy tym, iż może się okazać, że ktoś umrze i nie przeczyta zagmatwanej Księgi Liczb. Jego zdaniem nie należy się tym zbytnio przejmować, ponieważ apostołowie umarli nie przeczytawszy Apokalipsy.
Szkoda tylko, że ksiądz nie zaznaczył, że Apokalipsy w czasach apostołów nie było, bo gdyby wtedy była, z pewnością by tekst przeczytali, przemyśleli i, jeśli trzeba by było wdrożyć w swoje życie jakieś wskazówki z tekstu, to pewnie by to zrobili. Przynajmniej ja tak sądzę i wątpię, abym się mylił.
W pewnym momencie, gdym się zagłębiał w wypowiedzi księdza, wydało mi się, że chce on przekazać jedno – czytanie Biblii powinno być przyjemnością.
Mało to przyjemności ma człowiek na tym świecie?
Zgadzam się, że lektura Biblii to może być radość obcowania ze Słowem, które od Boga pochodzi.
No i za szybko pobiegłem. Ksiądz może mieć rację, bo przecież z radości przyjemność, jak nic, płynie!
Tylko później może niepotrzebnie dodaje, że czytanie biblii powinno być przyjemne, jak jedzenie. Już tyle razy pisałem, że nie żyjemy po to, żeby jeść, tylko jemy po to, żeby żyć. Jedzenie zatem wcale nie musi być przyjemne, ale jest za to konieczne, żeby Życie się działo. I ja bym to tak ujął, że czytanie Biblii jest tak człowiekowi potrzebne, jak pokarm do życia.
A tak to wyszło u księdza, jakby wartości odwrócił i przyjemność czegoś postawił nad koniecznością tegoż.
Po prostu czytam to, co mnie przybliża do Pana Boga – stwierdza ksiądz w pewnym momencie, a ja na to: Cała Biblia przybliża mnie do Pana Boga…
I kiedy księdza pyta prowadząca rozmowę czy nie jest to łatwizna, ksiądz przyznaje, że może i jest, ale – znów pyta: Czy najważniejszym celem w życiu jest przeczytanie całej Biblii? I odpowiada: Jeśli tak, to nie ma przebacz. Ale jeśli pierwszorzędnym celem jest miłość do Boga i bliźniego, to trzeba szukać dróg, które nas do tego przybliżą.
No i nie odpowiada na zadane pytania. To lektura całej Biblii jest koniecznością czy nie?
Tutaj bym się zatrzymał, głęboko zastanowił, bo jeśli powiemy dzisiaj leniwej istocie, że przeczytanie Biblii wcale nie jest konieczne, że wystarczą fragmenty albo niedzielne czytania wysłuchane w kościółku, to leniwa istota poprzestanie na drugim, bo tak jest przecież przyjemniej i mniej kosztuje wysiłku!
I dodaje biblista, jeśli Biblia miałaby odstraszać od Pana Boga [To „Pana”, to takie instytucjonalne, i drażni mnie, jak nic! Wystarczy przecież sam „Bóg”!] albo zniechęcić do bliźniego, to lepiej jakiejś części nie czytać.
No więc ja znów na to, ale jak nie czytać Słowa Bożego? Jak można Słowo Boże czytać na wyrywki? I tym podobne pytania rodzą się w mojej głowie.
A później postanowiłem, że Księgę Liczb przeczytam jeszcze raz. I jestem w trakcie lektury. I muszę powiedzieć księdzu, że to żadna katorga, że to nie droga przez mękę, tylko lektura Słowa. Miejscami nawet ciekawa i bardzo zajmująca. Dlatego księdza uwagi, że to takie nudne, że można na tym polec, są dla mnie nie na miejscu.
Później rozmowa schodzi na temat tego, że w Biblii wierni spotykają wiele wyrazów, które już wyszły z użycia, jak choćby „brzemienna” albo słowo „hosanna”. Ksiądz zgadza się z tym, żeby ciągle szukać nowych odpowiedników takich słów i umieszczać je w tekstach tłumaczeń Biblii.
I mówi, że w pacierzu jest „Zdrowaś Mario” i gdyby zapytać dziecka, co to „zdrowaś” oznacza, to dziecko od razu powie, że chodzi o zdrowie Marii.
Ale przecież dzieciaki mają jeszcze dorosłych i to właśnie dorośli powinni dzieciakom tłumaczyć, że „zdrowaś” nie „zdrowa” oznacza, dorośli powinni wyjaśnić „brzemienną” i powiedzieć dzieciakom, co znaczy „hosanna”. Przecież trochę wysiłku przy lekturze Biblii chyba grzechem nie będzie! Po co od razu szukać nowych, modnych słów i szybko nimi zamieniać piękne słowa z Biblii albo równie piękne słowa z pacierza? Na tym, moim zdaniem, polega siła Słowa, że opiera się modzie.
Wspomnę tu tylko o tym, co moda zrobiła z „pasji”, która dzisiaj oznacza tyle samo, co hobby, a co ten wyraz pierwotnie oznaczał? Ta cała czkawka mody jest bardziej niż żałosna!

No i widzicie, jak mnie na koniec poniosło!
Może już będę kończył, lektura Biblii czeka!
I ja mam swoją receptę, jak czytać Pismo Święte.

Nie słuchać żadnych mądrych, tylko cichego kąta i w tym cichym kącie spróbować szukać siebie z Biblią na kolanach, a później z jej Słowem w sercu ruszać w świat, do ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...