26 maja 2017

Rozterki w związku z "A..."

Zdaję sobie sprawę z jednego, że niekontrolowane picie alkoholu jest jednym z wielu problemów współczesnego człowieka. Jest też chyba problemem najbardziej, obok uzależnienia od narkotyków, dyskutowanym, nagłośnionym, rozpisanym i nośnym.
AA (i wszyscy mądrzy w tej dziedzinie) twierdzą, że alkoholizm jest chorobą, którą można leczyć tylko abstynencją.

Już o tym pisałem, że gdyby ten sposób leczenia czy uzdrawiania ludzi zastosować do innych uzależnień, to skazalibyśmy pracoholików na dożywotnie bezrobocie; seksoholików na dożywotnią wstrzemięźliwość (to jakby taki świeci celibat); zakupoholikom zakazalibyśmy dożywotnio zbliżać się do półek sklepowych itd.
Na pierwszy rzut oka, każda myśląca istota krzyknie, że to właśnie jest chore.
A dokładnie co?
Dokładnie to sposób leczenia! Albo fakt nazywania chorobą (i to nieuleczalną) stanu człowieka raczej zniewolonego w swoich błędnych wyborach i brnącego w te błędne wybory coraz dalej.
Całkowita abstynencja we wszystkim, co możemy sobie pomyśleć, jest zaprzeczeniem mądrości starożytnych i religijnych doktryn.
Poza niektórymi religiami, które zakazują spożywania alkoholu, jak islam, nie znajdujemy stosowania zasady całkowitego zakazu spożywania czegoś tam.
Natomiast zasadę umiaru czy złotego środka we wszystkich dziedzinach życia ludzkiego,  możemy znaleźć wszędzie, gdzie zdrowy rozsądek i głęboka wiara są gospodarzami.
Całkowitą abstynencję od napojów alkoholowych uważam za kolejny sposób na wyłączenie się jednostki z walki, jej rezygnację.
Pisze o tym całkowity abstynent w kwestii napojów alkoholowych.
Pisze o tym człowiek, któremu z abstynencją nie jest źle. Przeciwnie jest mu dobrze, choćby z tego powodu, że ma więcej czasu dla siebie i swoich przemyśleń. Mniej czasu na pijackie brednie. I wcale nie traci czasu na alkoholowe nasiadówy.
Pisze te słowa człowiek, który w przeszłości za kołnierz nie wylewał i nie wie czy w przyszłości wylewać będzie. Nie pretenduje on jednak do żadnych katedr i wykładów na ten temat. nie ma też zamiaru zbytnio i łzawo opowiadać o swoich odlotach.
Ponieważ temat będzie się rozwijał wraz z pisaniem i moje stanowisko będzie stawało się coraz jasne. Wrócę teraz do tematu i napiszę, że całkowita abstynencja alkoholowa jest wyłączeniem się. jest dla tych, którzy nie chcą walczyć. Ja na przykład nie chcę walczyć o to, aby wypić piwo, iść do domku, położyć się spać i rano wstać do pracy. Ja nie chcę walczyć o to, żeby pokazać innym, że można pić w sposób kontrolowany, bo mnie się teraz gorzały ani jej odpowiedników pić teraz wcale nie chce. To jest kwestia wyboru, a nie tego czy jestem zdrowy, czy chory.
To tak samo jak z lekomanem czy hipochondrykiem. Obydwa przypadki podpadają pod jakąs tam chorobliwą klasyfikację. Tymczasem są brnięciem na oślep w jakiś tam oddalony w nieokreślonym czasie wybór.
Nie piję! 
Koniec!
Nie walczę?
Nie!
Wszystko zaczyna i kończy się w głowie! 
Jeśli więc ktoś mi mówi, że to, co (czyli alkoholizm), zaczęło się w mojej głowie, to teraz już w tej głowie pozostanie na zawsze i nie może się skończyć, to nic innego nie robi, jak tylko ogranicza możliwości mojej głowy!
Alkoholizm, moim zdaniem, obok kiepskich ludzkich wyborów, to nic innego jak wynik rozpasania i niepanowania nad sobą.
Mitingi i inne spotkania AA, to kalka mitingów i spotkań np. świadków Jehowy, jakichś tam miłośników starych samochodów czy stylu życia retro. Wszystko to na swój sposób jest żałosne. Choć wszyscy uczestnicy twierdzą, że im pomagają albo relaksuje, albo rajcuje, albo… są od tego uzależnieni!!!

Brać się za siebie w zaciszu…

Tam jest nowy człowiek, choć łudząco podobny do tego odbitego w lustrze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...