Gdy
rozmawiam z tymi, których wciąż tutaj poznaję, gdy przyglądam się zachowaniu
znajomych, gdy rozmyślam o drodze, którą sobie obrali i w ogóle, gdy myślę o
moich znajomych tutaj, to wydają się oni tacy nierzeczywiści, że nawet gdy
szczerą prawdę napiszę, bez fikcji, to i tak będzie trudno znaleźć tych, co
uwierzą, że takie czy takie sprawy mają miejsce na ziemi.
Już
wspominałem, że coraz częściej odnoszę wrażenie, że ja wcale nie jestem na
emigracji, tylko na planie filmowym. Ot, ktoś napisał scenariusz, przydzielił
mi rolę, uczę się jej codziennie i kręcimy Życie.
Coraz
też częściej i częściej dochodzę do wniosku, że musze mieć wakacje, muszę
spojrzeć z dystansu, muszę wszystko przemyśleć, bo śmiech ze łzami pomieszał
się i nie wiem już kiedy płakać, a kiedy mam się śmiać.
Ogólnie
jest na swój sposób niesamowicie. To taka zupełnie inna rzeczywistość, niż
Polska rzeczywistość rodzinna.
Naprawdę
potrzeba czasu, bo nie da się na gorąco wszystkiego ogarnąć, a co dopiero
zrozumieć.
Dzisiaj
Red mi mówi, że jeszcze kilka lat i ściąga do Polski, bo ma dość badziewia.
Gadałem
też ze znajomym, którego znam z widzenia, a którego imię jeszcze jest mi
nieznane. Mówiliśmy o brudzie, angielskim bałaganie. Ja mu, że wciąż jestem w
szoku, choć prawie rok tu mieszkam. On mi na to, że on jest tu już lat
dwanaście i ciągle nie rozumie, jak można żyć w takim syfie.
Mówiliśmy
o Anglii, angielskich autochtonach, nie mówiliśmy o swoich.
A
teraz ode mnie.
Miałem
inne wyobrażenie o Anglii, o Anglikach, o codziennym życiu wyspiarzy miałem
inne zdanie. To, co już widziałem i co ciągle dostrzegam, to rozpacz we mnie
budzi, a nie rodzaj podziwu.
Temat
Anglików i Anglii, jak moich rodaków tez musi poczekać. Musze mieć czas i
dystans. Ale już na starcie wiem, że zewnętrzny obraz mocarstwa i jego
mieszkańców jest dosyć mocno naciągany, jeśli nie zakłamany. Dostrzegam na
własne oczy, moim chorym wzrokiem widzę konsumpcyjne społeczeństwo, które nawet
nie zauważa, jak jest spychane przez silną diasporę ludzi uzbrojonych w
religię, odrębność stroju, wyglądu, kultywujących tradycję i trzymających się
razem.
Za
mało życia przede mną, aby był świadkiem tego, że rodowici Anglicy będą u
siebie gośćmi.
Jasne,
że wiem o elitach, Anglicy też mają swoje. Na pewno jest w tym kraju jakaś
niewielka grupa, która trzęsie tym wszystkim i której jest na rękę, że
większość jest nieświadoma tego, co wokół się dzieje.
Przypomina
mi się Jesień średniowiecza Romana Huizingi
i inne opowieści o ginących kulturach i narodach. I nie wiem, zaprawdę, czemu się
dziwię. Przecież nie odkrywam wcale nic nowego!
I jeszcze raz napiszę: Oni są tacy nierzeczywiści.
I dodam: A z nimi ja!
Bywajcie,
Wędrowcy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz